Ma on więcej wspólnego ze współczesnymi miejscami rozrywki: teatrem, kinem lub koncertem niż z Bożą świątynią, a powód jak się domyślam jest pragmatyczny: pragnienie przyciągnięcia młodych ludzi lub ustawienie świateł pod transmisje internetowe.
Tymczasem nabożeństwo jest dla ludu Bożego *obecnego na nim*. Ponadto w Bożej świątyni (Kościele) gromadzimy się nie jako widzowie występu pastora lub fani Jezusa pod sceną. Nie przychodzimy oglądać elokwentnego pastora, świetnych muzyków lub telebim. Przede wszystkim powinniśmy widzieć innych świętych, wspólnotę wierzących.
I nie mam tu na myśli czasu po nabożeństwie, przy kawie. Powinniśmy się widzieć, gdy się razem modlimy, gdy śpiewamy, gdy razem jemy i pijemy podczas Komunii. Nie gromadzimy się jako anonimowi chrześcijanie w atmosferze prywatności, intymności, w ciemnicy.
Jesteśmy dziećmi światła. W niedzielny poranek celebrujemy jasność zmartwychwstania Pańskiego, radość nowego życia. Ciemność tu nie pasuje. Spójrz na brata. Spójrz na siostrę. Uśmiechnij się do nich.
Zapal światło.