Jeszcze w kwestii słów prezydenta Trumpa nt. wojny na Ukrainie.
Niestety niektórym chrześcijanom trudno sobie wyobrazić, że biblijne podejście do zaangażowania społecznego i polityki nie oznacza bezkrytycznego zapatrzenia w poszczególnych polityków niczym na mesjaszy i promowanie ich (lub partie).
Teraz bowiem muszą się wstydzić za słowa (zobaczymy jak dalej z działaniami) swojego wybawiciela Ameryki i biznesmena w handlu pokojem.
Nie lepiej jest z drugą stroną: krytykując (słusznie) postawę Trumpa w sprawie Ukrainy - ani słowem nie wspomną przeciwko prawu do zabijania nienarodzonych ludzi, promocji niemoralności wśród dzieci i młodzieży czy prób re-definicji małżeństwa.
Uznali, że lepszą alternatywą wobec ignoranta i oportunisty ws. Ukrainy byłby wybór kandydatki, która nie ma żadnego problemu z odciętymi kończynami i zmiażdżoną głową nienarodzonych ludzi.
I ta postawa dotyczy również podejścia do polityki w naszym kraju.
Dla wielu ewangelicznych alternatywą wobec ignorancji i buty niektórych konserwatystów są bezbożni liberałowie sankcjonujący zabijanie i niemoralność tyle, że jak zawsze z miłością.
To niestety przejaw braku nauczania zza kościelnych kazalnic nt. roli państwa, sprawiedliwości, prawa, powołania władzy, praw człowieka czy obowiązków obywatelskich.
Rolą Kościoła nie jest prowadzenie kampanii wyborczych poszczególnych kandydatów, lecz oznajmianie *całej* woli Bożej objawionej w Piśmie Świętym.
Do dzieła.