Krótko przed tym, jak Europa pogrążyła się odmętach drugiej wojny światowej, Johan Huizinga, historyk holenderski, napisał: "Żyjemy w świecie, który został opętany. I wiemy o tym". Naziści twierdzili, że głoszą głębokie umiłowanie ojczyzny i narodu. Lecz w jakiś sposób te dążenia do "umiłowania ojczyzny" sprawiły, że ich patriotyzm stał się demoniczny i destrukcyjny. Ostatecznie naziści osiągnęli dokładne przeciwieństwo tego, do czego dążyli - wieczną hańbę zamiast ogólnonarodowej czci.
W 1794 roku Maximilien de Robespierre, jeden z przywódców rewolucji francuskiej, powiedział przed zgromadzeniem Stanów Generalnych: "Cóż to za cel, do którego zmierzamy? Pokojowe cieszenie się wolnością i równością. (...) Terror jest niczym innym jak sprawiedliwością, niezwłoczną, sroga, nieugiętą". Jednak jego rządy terroru były tak potwornie niesprawiedliwe, że sam Robespierre stał się kozłem ofiarnym i został bez procesu ścięty na gilotynie. Oczywiście, wolność i równość to wspaniałe rzeczy, ale i tym razem historia potoczyła się w straszliwy sposób. Szlachetna zasada została opętana, obróciła się w szaleństwo i ostatecznie stała się całkowitym przeciwieństwem sprawiedliwości, do której dążyli rewolucjoniści.
Co się stało? Bałwochwalstwo. Kiedy umiłowanie własnego narodu staje się absolutem, przeradza się w rasizm. Kiedy umiłowanie równości staje się najwyższą wartością, może skutkować nienawiścią i przemocą wobec każdego, kto cieszy się w życiu uprzywilejowaną pozycją. Wszystkie społeczeństwa mają tendencję obracać wzniosłe idee polityczne w fałszywe bóstwa.
Tim Keller, Fałszywi bogowie, s.115-116