Niekiedy słyszymy zarzut ze strony naszych katolickich przyjaciół: Jak możemy wierzyć w powszechność Kościoła, skoro Kościoły reformacji wywodzą się z XVI wieku? Gdzie więc był wasz Kościół przed reformacją? Istnieją dwie odpowiedzi na to pytanie. Po pierwsze możemy wskazać na tak zwany „szlak krwi”. Gdzie byliśmy przed reformacją? Przede wszystkim ukrywaliśmy się przed wami – w górskich dolinach, jaskiniach i gęstych lasach, niczym prorok Eliasz przed mającym sukcesję namaszczonym i bezbożnym królem Achabem.
Druga odpowiedź wskazuje na ciągłość jednego Kościoła i brzmi następująco: Gdzie była twoja twarz, zanim ją umyłeś? Oczywiście była cały czas w tym samym miejscu, lecz była brudna. Nasza historia była cały czas tam, gdzie naszych rzymskokatolickich przyjaciół i była to również niechlubne historia: grzechów prostych ludzi, grzechów papieży, inkwizycji i usankcjonowanego bałwochwalstwa. W tej odpowiedzi chodzi o to, że nie chcemy dawać do zrozumienia, że nasz Kościół powstał w 1517 roku w Wittenberdze lub nieco później w Genewie. Nie wierzymy w odrestaurowanie Kościoła po wiekach jego nieistnienia, jak wierzą np. Adwentyści Dnia Siódmego lub świadkowie Jehowy.
Jeśli nasz Kościół nie wywodzi się z wiary i męczeństwa Abla, to jest zbyt młody. Dlatego musimy wskazywać na ciągłość i wiek Kościoła, którego jesteśmy częścią. Prawda nie przyszła wraz z nami, z naszą denominacją lub z reformatorami Kościoła. Warto jednak pamiętać, że ci, którzy chcą dyskutować o trwałości i ciągłości Kościoła wyłącznie na podstawie jego starożytności, muszą pamiętać, że Kain był starszym bratem. „Mój Kościół jest starszy niż twój!”. No tak, Kain był starszy od Abla. Nic dziwnego, że mnie prześladujesz. Nic nowego.
Jako protestanci powinniśmy wiedzieć kim byli nasi duchowi przodkowie: Klemens Aleksandryjski, Cyprian, Hieronim, Bonifacy, Jan Chryzostom, Augustyn czy Anzelm. Historia Kościoła jest wspólną „własnością” wszystkich chrześcijan. I mam tu na myśli nie tylko historię Kościoła do III wieku, lecz również np. między III a XVI wiekiem. Historia Izraela to nasza (Kościoła w XXI wieku) historia. Izraelitów, którzy wyszli z Egiptu i ciałami zasłali pustynię, Paweł nazywa „naszymi ojcami” (1 Kor 10:1-2). Historia bałwochwalstwa Izraela to nasza historia. Nie w tym sensie, że podpisujemy się pod tym grzechem, ale w tym sensie, że nasi ojcowie grzeszyli w ten sposób. Historia grzechów papiestwa i Kościoła katolickiego do XVI to nasza historia. Nie w tym sensie, że się z tym wszystkim utożsamiamy, lecz w tym sensie, że były to grzechy Kościoła Powszechnego, którego jesteśmy częścią.
Niekiedy słyszę pytanie: „Dlaczego piszesz o problemach innych Kościołów, denominacji? Przecież to nie twój Kościół!”. Owszem, nie jest mój, ale jednocześnie jest mój. Nie jest mój w tym sensie, że nie jestem członkiem żadnej z parafii luterańskiej lub zboru zielonoświątkowego. Ale jest mój w tym sensie, że razem stanowimy jeden święty powszechny Kościół, który nie jest ograniczony do jednej denominacji. Jest powszechny. Dlatego problem wątroby to problem ręki. Problem palca, to problem żołądka. Problem luteran to problem Kościoła. Problem katolicyzmu to problem Kościoła. Problemy reformowanych to problemy Kościoła. Nie jesteśmy różnymi państewkami z różnymi książętami. Jesteśmy jednym królestwem z miejscami ciemniejszymi i jaśniejszymi. Jeśli chcemy rzucić światło Bożego Słowa na ciemniejsze miejsca to właśnie dlatego, że są one częścią Kościoła.
Musimy nauczyć rozmawiać ze sobą jak bracia. Oczywiście odstępstwo może sięgać tak głęboko, że nie mamy jedności nawet w Ewangelii i nie możemy już mówić o sobie bracia. Ale musimy być ostrożni, by nie wydawać takich ocen zbyt pochopnie, by nie nazywać rannych martwymi, a zamiast „mylisz się, bracie” wołać „idź precz, heretyku!”.