Odwiecznie samotna monada (jednoosobowe bóstwo) nie daje nam żadnych podstaw, by uznać różnorodność, prawość, miłość, dobroć za pożądane wśród ludzi. Skoro bowiem jesteśmy stworzeni na Boży obraz i podobieństwo - idealnym wzorem człowieka jest milczący, samotny odludek. Wszak taki jest bóg antytrynitarzy (islamu, faryzeuszy, świadków Jehowy, unitarian, epifanistów, badaczy Pisma itd.). Bóg ściśle monoteistycznych sekt i niechrześcijańskich religii jest od wieczności sam. Nie okazuje od wieczności miłości, dobroci, poświęcenia, prawości wobec nikogo. Aby je objawić, musiał zmienić się w czasie i postanowił stworzyć aniołów oraz ludzi. Wyznawca takiego bóstwa może oczywiście próbować być dobrym naśladowcą milczącego boga-samotnika. Mało kto spośród nich jednak tego chce.
Kiedy antytrynitarz wchodzi w osobową relację z człowiekiem, staje się tym samym najmniej podobny do obiektu swojej czci. Wszak jego bóg od wieczności był sam. Nie wchodził w osobową relację z kimkolwiek. Taka rzecz jak relacja stała się dla takiego boga czymś nowym; czymś, czego zaczął się uczyć w momencie, kiedy postanowił stworzyć istoty żywe.
Zatem łatwo jest wierzyć w najróżniejsze idee. Trudniej jednak jest żyć zgodnie z nimi. Odrzucenie Trójcy Świętej to nic nowego. Mało kto jednak zastanawia się nad skutkami wiary w jednoosobowego boga, kiedy mówimy o takich rzeczach jak: dialog, komunikacja, relacja, wielkość, prawość, dobroć, poświęcenie, służba wzajemna. Te rzeczy są kompletnie obce jednoosobowemu bóstwu.