Zamawiasz u fachowca usługę pomalowania Twojego domu: wszystkich ścian, sufitów, wysokich korytarzy na półpiętrze itd. Cały dom do pomalowania.
Zanim jednak umawiacie się na konkretną stawkę, fachowiec najpierw przyjeżdża do Ciebie, by obejrzeć dom, wyliczyć metry i podać stawkę wynagrodzenia. Po 20 minutach pomiarów i rozmów dochodzicie do finansowego porozumienia i umawiacie się na za tydzień na rozpoczęcie prac. Zgadzasz się również kupić "super kryjącą" farbę, którą fachowiec poleca i rekomenduje.
Po tygodniu fachowiec przyjeżdża z narzędziami, drabiną i małym rusztowaniem, by sięgnąć wysokości na półpiętrze. Zaczyna pracę. Idzie mu dość sprawnie, więc po 5 dniach nadchodzi czas rozliczenia za usługę. Ku Twojemu zdziwieniu facet podaje cenę o kilkaset złotych wyższą niż się umawialiście. Gdy zaskoczony pytasz o powody, odpowiada, że przygotowanie pomieszczeń do malowania zajęło mu więcej czasu niż myślał, że w międzyczasie podrożało paliwo, więc dojazd go więcej kosztował, że musiał zapłacić za wypożyczenie rusztowania, że drabinę kupił jednak w droższym markecie i że dowiedział się od kolegi, że poprzednia stawka, którą sobie zażyczył była zbyt niska. "To dopłata przypominająca - mówi - Przypomina o moich dodatkowych kosztach i czasie pracy".
I teraz masz dwie opcje: uznać jego "fakty" i bez problemu mu zapłacić tyle, ile chce. Wszak trudno jest dyskutować z faktami i z "nauką". Benzyna rzeczywiście podrożała. Są kwity za wypożyczenie rusztowania. Jest paragon za droższą drabinę. No i naprawdę sporo czasu zajęło mu obklejanie taśmą ochronną listew oraz folią - mebli. "Cóż - myślisz sobie - nie mam wystarczającego wykształcenia, by kwestionować jego słów". Płacisz mu więc, ile chce, po czym pytasz, czy możecie sobie zrobić fotkę z wręczania nieplanowanej dopłaty, by wrzucić ją na fejsika i instagramka.
Albo możesz powiedzieć: Chwila, nie tak się umawialiśmy. W naszej umowie nie było mowy o możliwości dopłaty w sytuacjach, o których pan mówi. Zakładam, że oferując mi usługę za stawkę, na którą się umówiliśmy - wszystko pan wyliczył, uwzględnił pan zarówno czas swojej pracy, jak i wszelkie koszta. Dlatego uczciwie zapłacę panu tyle, na ile się umówiliśmy.
W zasadzie myślę, że tak właśnie powinieneś postąpić.
Po sześciu miesiącach pewnego dnia słyszysz pukanie do drzwi. Otwierasz. Ku Twojemu zdumieniu widzisz ponownie fachowca od malowania. Mówi: "Przyszedłem z nabłyszczaczem ochronnym do farb. Farba, którą pokryłem panu mieszkanie musi być regularnie odnawiana nabłyszczaczem impregnującym. To nieduży koszt, a na pewno da lepszy efekt".
I ponownie, możesz stwierdzić: "Hm, pewnie jeszcze o tym wtedy nie widział. Nauka teraz tak pędzi, że można się pogubić. Oczywiście z faktami naukowymi nie śmiem dyskutować. Zapraszam, moje wnętrze jest do pańskiej dyspozycji".
Lub możesz powiedzieć: "Pod tym adresem nic pan nie zdziała".
Przenieśmy to na bieżącą sytuację.
Przychodzisz po "pełne szczepienie". Robisz sobie fotkę na fejsbuka, chwaląc się, że jesteś w pełni chroniony i zachęcasz do tego innych.
Po 6 miesiącach dowiadujesz się z telewizji, że jednak "pełna ochrona" - jak Cię zapewniano - oznacza coś innego niż "pełna ochrona", i że ma ona termin ważności i jest to 9 miesięcy. Dowiadujesz się również, że "#OstatniaProsta" nie oznacza ostatniej prostej i że kolejna szczepionka jednak nie zakończy pandemii, lecz poprzedza następną szczepionkę .
Ty jednak stwierdzasz, że wszystko jest OK. Najwidoczniej wtedy jeszcze tego nie wyliczyli. Nauka wszak pędzi niczym struś pędziwiatr i rozwija się w zastraszającym tempie. Kiedy więc namawiają Cię na trzecią dawkę (i kolejne) - stwierdzasz, że skoro są "fachowcami", to mają ku temu powody.
Możesz więc zapłacić "fachowcowi" za każdym razem tyle, ile od Ciebie chce. Skoro bowiem jest fachowcem, to na pewno wie co mówi, każąc dopłacić "stawkę przypominającą". Przecież się nie znasz. Powinieneś zaufać mądrzejszym, którzy dokonali wyliczeń. Albo możesz zdać sobie sprawę, że ktoś celowo nie mówi Ci wszystkiego, ma Cię za idiotę, robi Cię w balona i ma w tym dobry interes.