1. Przed meczem kapitanowie drużyn witają się ze sobą i z sędziami "żółwikami". Nigdy nie podają sobie, jak niegdyś, dłoni. Wiadomo, jest pandemia, na dłoni mogą być kropelki wirusa i można się zarazić.
2. Chwilę później w trakcie meczu owi kapitanowie i pozostali zawodnicy będąc spoceni obejmują się na polu karnym, wchodzą w bliskie starcia, zderzają głowami, chwytają przeciwników, plują, piją w przerwie w grze z tych samych butelek itp. W czasie meczu już nie ma kropelek wirusa. Na boisku nie ma pandemii. Nie można się zarazić.
3. Następnie kiedy piłkarz schodzi z boiska siada na ławkę obok swoich kolegów i... zakłada maseczkę. Na ławce rezerwowych jest pandemia. Póki zawodnik biegał na boisku i wchodził w bliskie starcia z zawodnikami przeciwnej drużyny - mógł to robić bez maseczki, był bezpieczny. Na ławce rezerwowych własnej drużyny jest zagrożenie. Musi po ostrym wysiłku dla własnego zdrowia założyć materiał na nos i usta.
Ktoś rozumie ten cyrk?