Kościół jest ciałem Chrystusa. Nie możemy powiedzieć, że ciało jest dodatkiem do naszej fizycznej egzystencji. Jest z nią związane. Podobnie nie możemy powiedzieć o naszym duchowym życiu. Jesteśmy owcami Jezusa, Oblubienicą, ludem Bożym. Są to terminy, które wskazują na wspólnotowość naszego pielgrzymowania. Oczywiście wiara jest sprawą osobistej odpowiedzialności. Ale nie możemy przeciwstawiać sobie: jeden czy wspólnota? Ja czy rodzina? Ja czy Kościół? Tak jak nie możemy przeciwstawiać jedności i wielości w Bogu. Jeden Bóg czy Trzy Osoby Boskie? Odpowiadamy: jedno i drugie.
Kościół jest jednym organizmem, ale złożonym z oddzielnych, wyjątkowych jednostek. Kościół nie zabija naszej indywidualności. Kształtuje ją, szlifuje, umacnia, wskazuje jak może ona służyć dobru drugiego, jak możesz być bardziej wolnym człowiekiem, a nie bardziej zniewolonym człowiekiem.
Pomyślmy o ciele. Usta są wyjątkowe, piękne, jedyne w swoim rodzaju. Są wyjątkową indywidualnością, ale wraz z nosem, włosami, uszami stanowią jedność, budują jedność i wpływają na końcowy efekt, stan całości twarzy. Co by było, gdyby usta powiedziały: jestem indywidualnością, więc nie potrzebuję ręki? Szczególnie usta pań nie byłyby zadowolone. W ciele Jezusa nie ma niepotrzebnych członków. Nie ma pozostałości ewolucyjnych. Mamy kolana, by móc chodzić, mamy serce, by pompowało krew, mamy żołądek, by trawił pokarm… Życie Kościoła jest jak życie organizmu. Kościoły oczywiście mają swoje budynki, ale nie one stanowią o jego istocie. Budynki są jak płaszcze, które chronią ciało przed deszczem. Potrzebujemy budynku, by nie moknąć i nie marznąć, lecz nie one stanowią o tym, czym jest Kościół. Kościół to bowiem organizm, wspólnota wiary, wspólna jednego Ducha, jednego Boga, który nas łączy i któremu zaufaliśmy.