"Często definiujemy grzech na podstawie tego, czy mieliśmy możliwość go uniknąć. Jeśli coś jest nieuniknione – zakładamy, że nie niesie żadnej moralnej winy. To założenie, powszechne zarówno w kościele, jak i poza nim, jest przyczyną tego, że tak wielu naukowców usiłuje odnaleźć gen homoseksualizmu. Dlatego właśnie środki masowego przekazu z taką radością informują o wszelkich postępach w tej dziedzinie. Jeśli tylko udowodnimy, że ktoś urodził się homoseksualistą – wtedy zdecydowanie nie możemy go za to obwiniać. W przeciwieństwie do tego myślenia biblijne podejście do grzechu polega na tym, że to właśnie standard Bożego Słowa musi go zdefiniować. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze, Biblia definiuje grzech w oderwaniu od ludzkiej niemocy. Apostoł Jan określa grzech jako przestępstwo (1 Jn 3:4). Definicja grzechu wynika ze stwierdzeń Bożego prawa, co mamy robić, a od czego stronić – a nie w oparciu o to, co nam się wydaje, że jesteśmy w stanie uczynić.
Po drugie, Biblia jasno stwierdza, że
grzesznicy nie są zdolni do czynienia dobra. Przed pojawieniem się łaski od
Boga, byliśmy niewolnikami grzechu (Rzym. 6:17). Niewolnik jest zniewolony. Tak
więc grzechu nie określa ludzka zdolność, lecz prawo Boże. Dlatego poszukiwania
genu homoseksualizmu są bez znaczenia. Przecież wiemy, że heteroseksualne
grzechy posiadają uzasadnienie genetyczne, ale nie stanowi to ich
usprawiedliwienia. Grzechu nie określa ludzka natura, ale to, co przeciwstawia
się naturze oraz charakter Boga.
Zrozumienie tych rzeczy jest kluczowe dla chrześcijanina, który walczy z homoseksualnymi pokusami. Pierwszym krokiem do wyzwolenia jest świadomość tego, jak bardzo niewzruszone jest prawo Boże w tej kwestii. Nie ma żadnego uwolnienia w reinterpretacjach i w zmiękczaniach standardu”.
- Douglas Wilson, Fidelity