Spacerujących było sporo. Ok. 70% szła w maseczkach. Sytuacja surrealistyczna, nienaturalna - jak z filmu futurystycznego o mieszkańcach Ziemi zniewolonych przez obcą cywilizację. Najmocniej wyczuwało się strach. Nie przed wirusem, lecz przed swobodnym oddychaniem, kontrolą, mandatem. Dwa razy mijaliśmy policję. Nie było żadnej reakcji. Chyba też już mają dość bycia tymi złymi od dawania batów.
Mnóstwo kawiarni, restauracji, lodziarni otwartych. Ludzie przy stołach jedzący pizzę lub desery... Dwa światy się przenikały: normalności i jakiejś nieludzkiej stłamszonej sztuczności.
Mamy oto do czynienia ze strasznym eksperymentem społecznym, którego skutkiem jest zniewolenie, zastraszenie, wzajemna nieufność, zerwane więzi, niekiedy agresja. Nie mówiąc już o utracie pracy, środków do życia, skutkach zdrowotnych, psychicznych i śmierci setki tysięcy ludzi "wliczonych w koszta walki z pandemią", o których żaden minister, premier, TVP, TVN nawet się nie zająkną.
Wielu rozmawia o konieczności robienia ludziom tego wszystkiego tak, jakby rozmawiali o jakiś szczurach lub niewolnikach, których co kilka miesięcy można mamić zmieniającymi się kłamstwami o końcu pandemii; skarcić oskarżeniem co robimy źle i jak groźne jest odmienne myślenie, fakty, badania, uczciwa praca i pytania niepokornych niewolników (np. lekarzy, prawników, publicystów, pastorów itd.).
Drodzy, chciałbym się mylić, lecz wiele wskazuje na to, że pandemia nie skończy się, gdy wirus ustąpi, lecz gdy zostaną osiągnięte cele polityczne i ekonomiczne.
Do utrzymania tego wszystkiego będą jednak potrzebne nowe narracje: o konieczności corocznych szczepionek, nowej odmianie wirusa, kolejnych numeracjach fal wirusa itd.
Naszym pokojem i radością jest oczywiście Bóg. Lecz powinien On być również źródłem naszej odwagi, wiary, gotowości do walki o wolność, godność i ludzkie życie. To jeden z owoców Ewangelii.