Nie sądzę, że to jest biblijne oczekiwanie od nauczycieli Słowa Bożego. Biblia mówi o polityce. Chrystus jest Panem narodów, a zadaniem pastorów jest wykładać całą wolę Bożą, nie zaś jedynie tą, która dotyczy osobistego zbawienia. Sam Bóg jest Królem narodów. I wypowiada się nt. narodów, struktur władzy, podatków i kompetencji "cesarza".
Dlatego niejednokrotnie w moich wpisach przeczytasz o nakładaniu biblijnej perspektywy na konkretne partie czy osoby publiczne. To jednak co innego niż odezwa albo kazanie: "Głosujcie na tego lub owego, bo jak nie to..." lub fałszywe proroctwo o "uśmierconym sercu Saula" (L. Kaczyński i Smoleńsk) i "nowym domu Dawida" (D. Tusk i PO). Nie znajdziesz na moim blogu, profilu mizdrzenia się do polityków, utożsamienia z tą lub ową partią. Znajdziesz natomiast biblijne napomnienia w stronę narodowych socjalistów, europejskich socjalistów, religijnych kandydatów popierających prawo do aborcji, niereligijnych kandydatów popierających homo-małżeństwa, katolickich kandydatów chcących świeckiego państwa bez obecności krzyża w przestrzeni publicznej, usztywnionych kandydatów chcących Wielką Polskę Katolicką.
Kościół nie powinien być sojusznikiem partii politycznych, lecz Boga. Jego głównym powołaniem jest głoszenie całej woli Bożej oznajmionej w Piśmie Świętym (Dz 20:27). Nie powinien jednak tego robić w odizolowaniu od rzeczywistych sytuacji i realnego życia, operując jedynie abstrakcjami. Jezus nie oddzielał Ewangelii od życia. Nie głosił Ewangelii w izolacji od wszystkiego innego. Jeśli Ewangelia nie ma wpływu na przeobrażenie naszego myślenia i postępowania w sferze polityki, kultury, edukacji, sztuki, to słaba to "ewangelia".
Kiedy Mojżesz, Eliasz, Natan lub Jan Chrzciciel odnosili Boże Słowo do polityków, nie mówili jedynie ogólnikami: "Masz słuchać Boga i przestrzegać Jego przykazań". Oczywiście mam świadomość, że nawet takie poselstwo nie przeszłoby przez gardło wielu pastorów w odniesieniu do polityków. Wszak rządzący akurat powinni kierować się zadowalaniem wyborców, bożka Demosa i jego kuzyna Pluralizmu. Zostawmy jednak tych chrześcijan, którzy w sferze społecznej i publicznej chcą realizować program obcego boga. Mówimy o biblijnych chrześcijanach. I jeśli traktujemy Biblię poważnie, to zauważymy, że słowa proroków do królów nie były ogólnikami. Jan Chrzciciel nie wołał w ogólności: Niech rządzący nie cudzołożą! Mówił do Heroda:
"A tetrarcha Herod, strofowany przez niego z powodu Herodiady, żony brata swego, i z powodu innych złych uczynków, jakie popełnił" (Łk 3:19).
Wszyscy wiedzieli kim jest Herod i kim jest Herodiada - kobieta, z którą cudzołożył. Jeśli oczekujesz, że pastorzy powinni milczeć w odnoszeniu Bożego Słowa do działań, słów, przekonań osób publicznych, to nakładasz na nich jarzmo, którego nie nakłada na nich Bóg. Niestety wielu pastorów milczy wcale nie dlatego, że nie wiedzą co mówi Biblia, lecz by nie narażać się członkom swojego Kościoła, którzy oczekują od duchownych tzw. "neutralności" i milczenia w sprawach społecznych, politycznych. Wszak tam (zdaniem wielu "nowotestamentowych chrześcijan") nie sięga autorytet Bożego Słowa i władza Chrystusa. Pastor nie jest jednak łącznikiem scalającym lewicową i prawicową część Kościoła. Jest sługą Bożym, ustami Chrystusa, który zarówno synom marnotrawnym (lewicy), jak i starszym synom w domu (prawicy) powinien oznajmiać poselstwo nawrócenia, wiary w Chrystusa i respektowania Jego zasad - również w kulturze i wymiarze publicznym. Nie wyznajemy Chrystusa, który jest Panem wszystkiego prócz Pałacu Prezydenckiego, Sejmu i Senatu. Wyznajemy Chrystusa, który jest Królem królów, prezydentów, premierów, rządów i kandydatów na prezydentów.