Pismo Święte naucza, iż każdy ateista ma wystarczające poznanie i ilość faktów, dowodów, by uwierzyć w Boga. Problemem niewiary nie jest brak dowodów, tak jakby nawrócenie niewierzącego miało zależeć od tego, czy przedstawimy mu wystarczającą ilość wiedzy. Problemem niewiary jest etyczny bunt i grzech, który dotknął każdej sfery jego osobowości: serca, umysłu, woli... Dlatego mówimy o zupełnej deprawacji człowieka w grzech. O duchowej śmierci, nie zaś duchowym zranieniu (Ef 2:1). Człowiek nie szuka Boga (Rzym 3:10-11), nie pragnie światła, nienawidzi świętości. Kocha nieprawość. Nie o dane i dowody więc chodzi. Nasze zwiastowanie Ewangelii powinno zawierać poselstwo krzyża i zmartwychwstania Chrystusa, a nie poselstwo informacji i encyklopedycznej wiedzy. Oczywiście jest miejsce na przekonywanie, szczególnie, gdy niewierzący szuka, pyta, pragnie dyskusji, której celem jest poznanie prawdy. Sam Paweł robił to wielokrotnie wobec Żydów i Greków. Jednak zawsze wskazując na Słowo Boże i dzieło Chrystusa. Wiara rodzi się ze słuchania Słowa, nie ze słuchania elokwencji ewangelisty, ewangelizacyjnych socjotechnik.
Co więcej, Biblia naucza, że każdy niewierzący ma świadomość istnienia Boga, lecz tłumi ją w nieprawości. Niedawno ktoś zapytał, czy przekonywanie niewierzącej osoby, że ma pewien rodzaj wiary w Boga, którą tłumi - nie jest walką z wiatrakami. Owszem, w dużej mierze jest. To walka z wiatrakami, ale nie dlatego, że jest to nieprawda, lecz dlatego, że Biblia opisuje umysł ateisty jako "pogrążony w mroku" (Ef 4:18; 2 Kor 4:4) z powodu grzechu, wrogości wobec Boga. Biblia mówi, że niewierzący tłumi to, co intuicyjnie wie i co sam zakłada: mianowicie, że istnieje niezależne od nas prawo moralne, sprawiedliwość, dobroć, stwórczy porządek i ręka Stwórcy nad nami. Na tym polega sedno rebelii: "poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności" (Rzym 1:20-21). Oznacza to, że duchowy stan, umysł niewierzącego powinniśmy diagnozować w oparciu o opinię Jego stwórcy, a nie o to, co sam o sobie będzie twierdził (np. "że jest otwarty", "racjonalny", "nieuprzedzony" itp.).
Dlatego naszym orężem w duchowej walce o człowieka jest Słowo Boże - miecz, który tnie nasze myśli, oddziela grzech; młot, który kruszy skałę ludzkiego serca i umysłu. Nim walczymy nie z ludźmi. Walczymy o ludzi.