Niektórzy chrześcijanie przychodzący na nabożeństwa myślą o kościele jako o statku wycieczkowym dla turystów, którzy oczekują miłych doznań, a o pastorze jako przewodniku, który ma im je dostarczyć.
Przyjdź, dostaniesz bezpłatne "hugi" (przytulańce), przy wejściu uśmiechnie się do ciebie nasza hostessa, a pastor powie, jak możesz bardziej pokochać siebie.
Biblia raczej przyrównuje Kościół do armii, rodziny, ciała, których istotą jest współudział wszystkich członków. Nie ma pożytku z żołnierza, który walczy w pojedynkę. Musisz być złączony z ciałem jeśli chcesz zdrowo funkcjonować. Ręka poza ciałem może służyć wyłącznie jako pokarm dla świń.
Pastora zaś Biblia przyrównuje do psa, który nie powinien otrzymywać jedzenia jeśli widząc złodzieja odchodzi do ciepłego legowiska zamiast szczekać. Wartość psa pasterskiego nie polega na tym jak puszystą ma sierść i jak słodko zamerda ogonem na twoje powitanie. Owszem, wysokie noty za wartość artystyczną i za pierwsze wrażenie są ważne, ale jego wartość wynika z tego, jakie dobro przynosi owcom: jakim jest opiekunem i ochroniarzem. Pies nie powinien podgryzać owiec, wykorzystywać owiec. Nie powinien być leniwy, podirytowany, gdy owca idzie daleko za stadem. No i szczekanie... Nie ma pożytku z niemego psa. Nie ma pożytku z pastora, który nie szczeka na wilki i nie jest w stanie udzielić rady owcy kiedy ta jest zraniona, zasmucona, zmaga się z depresją, samotnością, odrzuceniem, traumą młodości, uzależnieniem, lękiem itd.
"Wszyscy jego strażnicy są ślepi, wszyscy są nierozumni, wszyscy oni, to nieme psy, które nie umieją szczekać, tylko ziewają, leżą, lubią spać. Psy to żarłoczne, nienasycone. A są nimi pasterze, którzy na niczym się nie znają. Wszyscy chodzą swoją własną drogą, każdy myśli o własnej korzyści, wszyscy bez wyjątku" (Księga Izajasza 56:10-11).