Kiedy Mędrcy ze Wschodu przybyli do Betlejem, złożyli trzy dary: złoto, kadzidło i mirrę. Zwróćmy uwagę na to, komu dary zostały złożone. Nie rodzicom dzieciątka, nie Marii, ani Józefowi. Nie postawili ich na kredensie informując rodziców, aby przekazali dary Jezusowi za 12 lat. Dary zostały złożone dziecięciu, a wręczenie ich poprzedzał pokłon. Pokłon komu? Marii? Józefowi? Nie, dziecięciu.
"I wszedłszy do domu, ujrzeli dziecię z Marią, matką jego, i upadłszy, oddali mu pokłon, potem otworzywszy swoje skarby, złożyli mu w darze złoto, kadzidło i mirrę". - Mt 2:11
Mędrcy ze wschodu są dziwni. Wyruszyli w daleką podróż do niemowlęcia przynosząc mu dary i oddając pokłon. Nie czekali aż Jezus osiągnie odpowiednią dojrzałość, w pełni zrozumie do czego służą złoto, kadzidło, mirra i przyjmie ich dary "w wieku świadomym". Zamiast tego wykonali pewne czynności (tfu, rytuały) wobec niemowlęcia, którego językiem komunikacji był płacz. Czy to, co zrobili miało znaczenie? Cóż, cały świat dziś o tym mówi.
Na szczęście mędrcy jeszcze nie znali wielu teorii współczesnych psychologów rozwojowych, ani nie czytali teologicznych przeciwwskazań wobec komunikowania się z niemowlętami i... złożyli dar dziecku. Najwidoczniej uznali, że niemowlę Jezus jest świadomym człowiekiem. Można do niego mówić. Można dawać mu prezenty. I nie są to puste gesty.
Jakiś czas temu podczas dyskusji na temat chrztu niemowląt, przeciwnik wiary i członkostwa małych dzieci w Kościele zapytał mnie: "skoro niemowlęta mogą mieć wiarę, to dlaczego Ewangelia została nam przekazywana w postaci logicznie ułożonych słów, a nie np. poprzez uczucia i namaszczenia?" To tak, jakby zapytać: skoro niemowlęta nie posiadają tych funkcji umysłowych co my, to dlaczego wszyscy rodzice, bez względu na pogląd na temat chrztu, mówią do nich za pomocą logicznie ułożonych słów? Robią to baptyści, zielonoświątkowcy, katolicy, reformowani, ... Wszyscy. Bóg tak stworzył ten świat, że mówimy do niemowląt, ponieważ chcemy je uczyć zrozumienia i komunikacji. Robimy to od samego początku ze względu na więź, która łączy nas z nimi. Który rodzic nie dał świątecznego prezentu swojemu dwu, cztero, sześcio-miesięcznemu niemowlęciu, "bo jest nieświadome"? Który rodzic zaczyna celebrować urodziny swojego dziecka od "wieku świadomego"?
Tak samo jest z Bogiem. Bóg mówi do niemowląt, zauważa je, komunikuje się z nimi przez Słowo i ustanowione przez Siebie środki komunikacji (tak jak z nami), do których należy chrzest. Każde przykazanie Dekalogu zostało dane ludowi Bożemu wyprowadzonemu na wolność z niewoli. Wśród nich były niemowlęta. Ich udziałem wraz "ze wszystkimi" (1 Kor 10:1-13) było przejście przez wodę chrztu (w Mojżesza, 1 Kor 10:2) oraz udział w duchowym pokarmie i duchowym napoju ze skały, którą był Chrystus (1 Kor 10:4).
Nie mówimy naszym niemowlętom: "Najpierw trochę dorośnij, potem naucz się zrozumienia, znaczenia słów, i dopiero wtedy będę do ciebie mówił". Nie robimy tego, ponieważ nie tak Bóg komunikuje się z naszymi dziećmi. Nie tak mamy je wychowywać i prowadzić do Jezusa. Gdy Maria wypowiedziała do Elżbiety pozdrowienie, wówczas mały Jan (Chrzciciel) będący w jej łonie poruszył się z radości (Łk 1:44). Starzec Symeon rozumiał, że gest, który wykonał wobec dzieciątka Jezus miał znaczenie (Łk 2:28). Sam nasz Pan, już jako dorosły mężczyzna wykonywał gesty wobec małych dzieci, przynoszonych do Niego i kładł na nie ręce (Mt 19:14-15).
To wszystko pokazuje, że dla Boga wiek, stan świadomości, choroba umysłowa nie są barierami w więzi z Jezusem. Dlatego uważajmy, abyśmy niczym uczniowie nie powodowali "oburzenia" naszego Pana (Mk 10:14) odciągając od Jego obecności tych, do których mówi i których obecność kocha. Skoro dla Boga przeszkodą w udzieleniu daru wiary nie jest twarde i zbrukane serce dorosłej osoby, to czy mamy twierdzić, że problemem w zbawieniu przez wiarę i zbawczej więzi jest dla Niego wiek niemowlęcia?
Mówimy do naszych niemowląt? To dobrze. Naśladujemy w tym Boga, który wobec nich robi to samo. Robią to ci dziwni mędrcy ze wschodu, ci dziwni reformowani, którzy je chrzczą i ci dziwni rodzice mówiący i śpiewający do niemowląt, przynoszący je w kołysce do kościoła.