Ziemscy ojcowie są odbiciem Ojca w niebie, od którego wszystko bierze swoje imię. W naszych rodzicielskich powołaniach mamy Go naśladować zaczynając od tego, że Bóg jest zaangażowanym Ojcem. Bóg nie jest zainteresowany wydawaniem na świat nowonarodzonych dzieci, a następnie wypychaniem ich na ulice, by "wychowywały się sami". Nie bez powodu Biblia nie zawiera trzech zdań, lecz 66 ksiąg, które oznajmiają nie tylko drogę zbawienia, ale i drogę dojrzałości. Zawierają pełnię duchowych witamin potrzebnych "do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany" (2 Tm 3:16-17). Potrzebujemy Biblii, byśmy wiedzieli w jaki sposób wychowywać dzieci w zgodzie z Bożą pedagogiką. Nasza egzegeza tekstów mówiących o "rózdze", "karaniu", "fizycznym karceniu" musi być oparta na... samej Biblii. Nie wolno nam odczytywać biblijnych tekstów przez pryzmat współczesnych teorii pedagogicznych, które na piedestale stawiają człowieka w miejsce Boga. Nie wolno nam ochoczo stawać w jednym rzędzie z histerią tych, którzy chętnie rozerwaliby dziecko bez pieluszki w 5 miesiącu życia prenatalnego.
Bóg jest pedagogiem. Bóg jest wychowawcą. Bóg jest Ojcem, a Jego Słowo jest instrukcją wychowania nas jako Jego dzieci i naszych dzieci jako Jego dzieci. Każda część Pisma mówiąca o naszym uświęceniu, miłości, służbie jest częścią Bożej pedagogiki. Każda część mówiąca o przebaczaniu, sprawiedliwości, pokorze, radości, walce z grzechem jest częścią Boże pedagogiki. Twierdzenie, że Biblia nie jest podręcznikiem pedagogiki jest tak samo niedorzeczne jak twierdzenie, że Biblia nie jest podręcznikiem "seksuologii", "ekonomii", "prawa", "biologii". Owszem, nie opowiada ona o budowie DNA, absurdach keynesowskiej ekonomii, rodzajach dinozaurów, nie przedstawia rysunków zygoty, ani pornografii. A jednak jest autorytetem w tych dziedzinach i oznajmia nam Bożą wolę w każdej z nich.
Skoro Jezus jest Panem, to jakże mógłby nie być Panem w dziedzinie edukacji, wychowania, seksualności, ekonomii, sztuki, polityki? Taki Jezus byłby kimś mniejszym niż Panem, a więc kimś, kto... nie istnieje. Zwykle ci, którzy ograniczają treść Pisma i autorytetu Jezusa do subiektywnych, prywatnych spraw "osobistej relacji" i zbawienia chętnie sami się wypowiadają na temat dziedzin, nad którymi chcą usunąć autorytet Chrystusa. Bo "Biblia nie jest podręcznikiem" w tej sferze. Ktoś, kto utwierdzi się w nonsensownym przekonaniu, że Bóg nie ma nic do powiedzenia nt. wychowania dzieci i twojego małżeństwa z czasem może nawet siebie przekonać, że... Bóg zamilkł. Nic więc dziwnego, że proces kneblowania Bogu ust trwa już od kuszenia w Ogrodzie Eden: "Czy na pewno Bóg powiedział?" - zadał pytanie otwarty i światły Wąż. Czy Bóg jest specjalistą w dziedzinie botaniki i naprawdę zna naturę owoców z tego drzewa?! Czy Jego Słowo to podręcznik przyrody? Ależ skąd! Dopiero gdy człowiek w swoim buncie i głupocie uzna, że Bóg zamilkł, może sam zacząć mówić. I mówi bardzo dużo. Np. na temat wychowania dzieci, klapsów, i czym jest rodzicielska miłość.
PS. Na powyższy temat zobacz również wczorajszy wpis: "Obrońcy dzieci czy własnych sumień?"