"Możemy
powiedzieć, że bywają takie okresy – a nasze czasy są właśnie takim okresem –
kiedy najpierw potrzebne jest negatywne poselstwo, zanim może się zacząć
cokolwiek pozytywnego. Najpierw musi mieć miejsce poselstwo sądu, które
niszczy. Bywają takie okresy, a dni Jeremiasza i nasze czasy są właśnie takimi
okresami, kiedy nie możemy oczekiwać konstruktywnej rewolucji miłości jeżeli
zaczynamy od przesadnego podkreślania pozytywnego aspektu Bożego poselstwa.
Często ludzie pytają mnie, co bym uczynił, gdybym spotkał naprawdę
współczesnego człowieka w pociągu i miałbym tylko godzinę czasu na porozmawianie
z nim o Ewangelii? Spędziłbym 45 albo 50 minut na opowiadanie negatywnego
poselstwa, by pokazać mu jego prawdziwy dylemat – by pokazać mu, że jest bardziej
umarły, niż mu się wydaje; że jest umarły nie tylko w dwudziestowiecznym
znaczeniu tego słowa (tzn. nie posiadającym znaczenia w tym życiu), ale że jest
moralnie umarły, ponieważ jest odseparowany od Boga, który istnieje. Potem
poświęciłbym 10 czy 15 minut na opowiadanie mu Ewangelii. Jestem przekonany, że
jest to zazwyczaj najwłaściwszy sposób podejścia do prawdziwie współczesnego
człowieka, ponieważ bardzo często potrzeba wiele czasu na doprowadzenie go do
punktu, w którym uświadamia sobie całe zło – negatywną stronę położenia
człowieka. A jeżeli nie zrozumie, co jest złe, nie będzie w stanie zrozumieć pozytywnego
poselstwa.
Osobiście jestem przekonany, że duża część naszej ewangelizacyjnej i
duszpasterskiej pracy nie jest jasna z tego prostego powodu, że za szybko
chcemy dotrzeć do odpowiedzi, zanim dany człowiek uświadomi sobie prawdziwą
przyczynę jego choroby, którą jest prawdziwa, moralna wina (a nie tylko
psychologiczne poczucie winy) wobec Boga. Ale ta sama prawda odnosi się do
kultury. Jeżeli mam przemówić do kultury i to takiej kultury jak nasza,
poselstwo musi być takie samo, jak poselstwo Jeremiasza. Musi ono być takie
samo, zarówno w rozmowach prywatnych, jak i w przemówieniach publicznych".
- Francis Schaeffer, Śmierć w mieście