Marek Kmieć
Jedną z częstych przyczyn kontrowersji w kościołach jest kwestia tzw. „darów Ducha Św.” Mówienie językami czy prorokowanie jest gorąco dyskutowane w wielu niecharyzmatycznych zborach i w wielu spotyka się również z mniej lub bardziej ostrożną akceptacją. Ponieważ mówienie językami dotyka bardzo ważnych aspektów duchowości, pominięcie jej może mieć tragiczne skutki.
Oczywiście należy zaznaczyć, że mamy do czynienia z debatą wewnątrzkościelną (pomimo czasami bardzo radykalnych nadużyć). Po obu stronach debaty istnieje zagrożenie wzajemnego wyklinania się od prawowitej wiary, co niestety jedni i drudzy często z namaszczeniem czynią. Dlatego musimy pamiętać o tym, o czym przypomina Apostoł Paweł pośrodku rozdziałów odnoszących się właśnie do tego tematu – o miłości (1 Kor. 13). W przeciwnym wypadku lepiej się nie odzywać. Jednakże fakt, że jest to debata wewnątrzkościelna, nie oznacza, że dotyka ona kwestii błahych lub nieistotnych. Wręcz przeciwnie. Nie można sobie wyobrazić rzeczy bardziej istotnej od tej, która w bezpośredni sposób dotyka kwestii szczególnego przesłania od naszego Pana i Króla!
Wydawałoby się, sądząc po licznej grupie występującej „za” jak i „przeciw”, iż sprawę mówienia językami trudno rozstrzygnąć. Tym bardziej, że zwykle dyskusja toczy się nie tyle na płaszczyźnie biblijno-teologicznej, co „doświadczalnej”. Zwykle chodzi o czyjeś przeżycie lub osobiste świadectwo. Kiedy jednak Biblia pojawia się w dyskusji, ktoś kto nie uznaje mówienia językami, natychmiast traci odwagę dyskutowania, przytłoczony dużą liczbą urywków odnoszących się do mówienia językami, ich wykładania, prorokowania, itp. Zwykle bezkrytycznie przyjmuje wtedy „pouczenie” swojego charyzmatycznego brata, że skoro Biblia w tak wielu miejscach mówi o tych „nadzwyczajnych” doświadczeniach, nie ma przyczyny abyśmy i dzisiaj ich nie pragnęli, nie poszukiwali i nie znajdywali. W rezultacie najbardziej rozpowszechnionym podejściem do „języków” tych, którzy ich „nie mają”, jest swoista otwartość. Bardzo trudno znaleźć osobę, która nie uznaje żadnego mówienia językami. Najczęściej spotykamy opinię, że: „ja sam co prawda nie mówię językami, ale pewnie prawdziwe ‚języki’ istnieją, chociaż wiele z tego, co widzimy wokół, to udawanie, ale coś z tego musi jednak być prawdziwe.”
Czy aby tak jest na pewno? Czy rzeczywiście jest to kwestia aż tak trudna do rozstrzygnięcia, aż tak niejasna? Czy może jest to jedynie komentarz dotyczący naszego lenistwa, tudzież braku odwagi, by udać się do Słowa i być przez nie pouczonym?
Definicja „mówienia językami”
Na początek zadajmy więc pytanie: Czym jest mówienie językami? Bardzo nam to pomoże. Zaraz w tym miejscu mamy do czynienia z rzeczą nadrzędną. Według jakiej metody zdefiniujemy mówienie językami? Gdzie się udamy, aby znaleźć tę definicję? Czy udamy się do własnego „doświadczenia działania Ducha Świętego” lub co gorsza do czyjegoś doświadczenia, czy też udamy się do Biblii? Fakt, że mówisz językami jeszcze niczego nie dowodzi. Chociaż samo doświadczenie może być drogie twemu sercu i możesz je postrzegać jako objaw miłości twojego Zbawiciela. Z całą powagą należy to uszanować. Jednakże, nikt nie powinien mieć z tym żadnych problemów, że w ostateczności musisz podporządkować swoje doświadczenie interpretacji autorytatywnej wypowiedzi Boga. Nie ma innego wyjścia.
Udajmy się więc do Biblii, aby pouczyła nas, czym jest mówienie językami. Potrzebujemy tej definicji, tym bardziej, że mamy do czynienia z darem nadzwyczajnym, niezwykłym. Udajmy się więc do pierwszego miejsca w Biblii, gdzie jest mowa o mówieniu językami. Tam też znajdziemy definicję mówienia językami: Dzieje Apostolskie 2:6-21 (ze zrozumieniem, że proroctwo Joela tutaj właśnie znajduje swoje wypełnienie):
„I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał. A przebywali w Jerozolimie Żydzi, mężowie nabożni, spośród wszystkich ludów, jakie są pod niebem; Gdy więc powstał ten szum, zgromadził się tłum i zatrwożył się, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku. I zdumieli się, i dziwili, mówiąc: Czyż oto wszyscy ci, którzy mówią, nie są Galilejczykami? Jakże więc to jest, ze słyszymy, każdy z nas, swóój własny język, w którym urodziliśmy się? Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei i Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i części Libii, położonej obok Cyreny, i przychodnie rzymscy, Zarówno Żydzi jak prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże. (…) I stanie się w ostateczne dni, mówi Pan, Że wyleję Ducha mego na wszelkie ciało I prorokować będą synowie wasi i córki wasze, I młodzieńcy wasi widzenia mieć będą, A starcy wasi śnić będą sny; Nawet i na sługi moje i służebnice moje Wyleję w owych dniach Ducha mego I prorokować będą.”
Biblia nie mówi o rodzajach języków, dlatego powinniśmy założyć, że istnieje tylko jeden rodzaj. Począwszy od tego miejsca konsekwentnie będziemy spotykać tę samą definicję. Z powyższego fragmentu wynika, iż mówienie językami to: Cudowna (nadprzyrodzona) (w. 3) zdolność mówienia niewyuczonym ludzkim (zwykłym) językiem (w. 8,9) – i to mówienie było równoznaczne z prorokowaniem (w. 16-18). Sprawa wydaje się nader jasna. I tak jest w istocie.
Współczesne „języki” w świetle Dz. 2:6-21
Zwróćmy uwagę, że już nawet sama definicja powoduje „delegalizację” zdecydowanej większości przypadków tzw. mówienia językami, z którymi można spotkać się współcześnie. Nic więcej nie potrzeba. A przecież to nie koniec, ale wręcz sam początek biblijnego rozważania kwestii mówienia językami. To co ma miejsce w kościołach charyzmatycznych (lub jest praktykowane prywatnie przez wielu chrześcijan), nijak ma się do powyższej definicji. Jedynie pierwsza część wydaje się „praktykowana” – większość ludzi posiadająca dar mówienia językami zgodziłaby się, iż to czego doświadczają to nadzwyczajne działanie Ducha Świętego.
Ale tutaj koniec podobieństw z tym, co miało miejsce w dzień Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie. Współczesne przypadki mówienia językami nie wydają się mieć zbyt wiele wspólnego z którymś z ludzkich języków. Ci z czytelników, którzy odwiedzili kiedyś kościół zielonoświątkowy lub inny kościół charyzmatyczny orientują się, na czym polega tzw. mówienie na językach. Jest to wymawianie dziwnie brzmiących dźwięków (zwykle są to 2-3 sylaby), które nie mają nic wspólnego z żadnym językiem na kuli ziemskiej. Czasami mówiący dorzuci jakieś powszechnie znane słowo hebrajskie (shalom, elohim, itp..), ale najczęściej kilkakrotnie rytmicznie powtarza jakiś zlepek przypadkowych dźwięków. Wykład tych „języków” jest niesłychaną rzadkością. Co więcej, nie ma żadnego powodu, aby wyżej opisane rzeczy w ogóle nawet tytułować mianem „języków”. Bez żadnej struktury, organizacji i przede wszystkim odniesienia do jakichkolwiek ziemskich języków można je jedynie nazwać prostą kombinacją przypadkowych dźwięków nie niosących żadnego przesłania (poza może uniesieniem emocjonalnym).
Oczywiście, niektórzy charyzmatycy natychmiast odpowiedzą, że to języki anielskie (na podstawie rzekomo 1 Kor. 13:1) lub starożytne języki, które już zanikły. Co do 1 Kor. 13:1, Apostoł w wyraźny sposób używa hiperboli (podkreślenia przez przeakcentownie). Jak to już zostało wspomniane, nigdzie w Biblii, gdzie jest mowa o mówieniu językami, nie ma mowy o rozróżnieniu na rodzaje (w sensie „kategorie”) języków. Nie ma też żadnej biblijnej przyczyny, żeby przypuszczać, że to, w jaki sposób porozumiewają się aniołowie, nie posiada struktury ani organizacji. Apostoł Paweł usiłuje jedynie napomnieć tych, którzy pokładają zbytnią nadzieję w nadzwyczajnych darach, podczas gdy zaniedbują rzecz najistotniejszą – miłość.
Pozostała jeszcze jedna kwestia. Ważne jest, byśmy właściwie zrozumieli, czym było mówienie językami w Nowym Testamencie. Wyobraźmy sobie, że jedziemy metrem w Tokio w Japonii. Nie znamy więcej niż dwóch słów po japońsku. I powiedzmy, Bóg zechciałby, abyśmy porozmawiali z siedzącym obok Japończykiem. Otwieramy usta… i oto bez trudu mówimy płynnie po japońsku. Następnie cytujemy mu Jana 3:16 po japońsku. Zadajmy sobie teraz pytanie: Czy wyżej opisana sytuacja jest mówieniem językami w biblijnym znaczeniu, czy też nie? Odpowiedź brzmi: Nie, nie jest. To co miało miejsce w dniu Pięćdziesiątnicy, nie było jedynie cudowną zdolnością mówienia różnymi językami Cesarstwa Rzymskiego, ale co więcej, to mówienie było prorokowaniem. Nasza rozmowa z Japończykiem nie jest prorokowaniem. Pomimo, iż ten artykuł nie dotyczy prorokowania, postawmy pytanie: Czym jest prorokowanie? Otóż, prorokowanie nie jest czytaniem Biblii (proroctwa) ani nie jest wykładaniem Biblii, ale jest jej zamknięciem i mówieniem bezpośrednio objawionych, całkowicie bezbłędnych i całkowicie autorytatywnych słów samego Boga pod szczególnym natchnieniem Ducha Świętego. Apostoł Piotr mówi, że mówienie językami było prorokowaniem (Dz. 2:16,17).
Tak więc, w „językach” nie chodzi o budowanie samego siebie, które Paweł neguje w 1 Kor.14:4 jako samolubne myślenie. Święci w Koryncie powinni raczej myśleć o zbudowaniu zboru, a to jest możliwe jedynie przez proroctwo, które Paweł utożsamia z przetłumaczonymi (tj. zrozumiałymi) językami (w zgodzie z Dz. 2) (1 Kor. 14:5,27,28). Niestety, niewielu charyzmatycznych braci tak postrzega języki. Dla większości jest to jedynie pewne doświadczenie, które ma służyć ich osobistemu zbliżeniu do Boga. Ale może to lepiej. Straszną rzeczą byłoby bowiem uzurpowanie sobie najwyższego Autorstwa.
Rola mówienia językami
Wiemy już, czym były języki. Zastanówmy się teraz, jaka była ich funkcja. Przede wszystkim pojawia się bardzo zasadnicze pytanie: Jeśli wyłożone języki były utożsamione z proroctwem, to po co w ogóle języki? Dlaczego nie po prostu proroctwo? Po co ta „komplikacja”: języki, które wymagają wykładu i dopiero wtedy mogą spełnić „funkcję” budowania zboru, którą „od razu” pełni przecież prorokowanie? Wiemy jednak, że w Bożej ekonomii nie ma ani braków, ani nadwyżek. On wszystko mądrze uczynił.
Tak i mówienie językami miało bardzo ważną funkcję do spełnienia. Mówienie językami oznaczało przede wszystkim przymierzowe przekleństwo dla Izraela (1 Kor. 14:21,22 por. z Iz. 28:1-12; 33:19, itp). Mówienie obcymi językami było znakiem zbliżającego się sądu Bożego. I rzeczywiście taki sąd, według zapowiedzi naszego Pana Jezusa Chrystusa (Łuk. 21:20), już wkrótce miał zmieść z powierzchni ziemi zarówno świątynię, jak i znaczną liczbę Żydów (70 r.). Dotychczas Bóg zawsze mówił po hebrajsku (z małymi dziwnymi wyjątkami), a teraz Bóg, pomyśl – sam Bóg, zaczyna mówić „wulgarnymi” językami pogan! Przesłanie mogło być tylko jedno! Było to przesłanie, które wielu Żydów z całą wściekłością odrzuciło. Otóż, Bóg odbiera królestwo niewiernym Żydom i przekazuje innym narodom. Dokładnie tak jak zapowiedział przez swojego Namaszczonego (Mat. 21:43). Nadchodzi katastrofa o apokaliptycznych rozmiarach. Bóg mówi obcymi, niezrozumiałymi językami, kiedy zamierza potępić niektórych ludzi (Mk. 4:11,12; Mat.11:25,26; 1 Kor. 1:18). Powinniśmy się więc cieszyć, że dzisiaj nie ma języków. Pan Jezus rozpoczął już panowanie.
Drugą przyczyną pojawienia się języków było ogłoszenie wszem i wobec, iż inne narody zostały wprowadzone do Nowego Przymierza, które zawarł Bóg w Chrystusie. Języki były widzialnym znakiem niewidzialnej rzeczywistości, że Bóg dał swojego Ducha wszystkim narodom – również nie-Żydom! Jak inaczej Piotr dowiedziałby się o tym (Dz. 11:1-3 i 15-18 oraz 15:8)?
Co więcej, języki były potwierdzeniem autorytetu apostołów (2 Kor. 12:12; Heb. 2:3,4), jak i były sposobem przekazywania dodatkowego objawienia w latach formowania się kanonu Pisma św. (1 Kor. 13).
Czy „języki” są dzisiaj?
Czy więc mówienie językami jest na dzisiaj? Czy jest czymś, czego mielibyśmy dzisiaj oczekiwać w naszym chrześcijańskim życiu? Czy jest czymś, czego mielibyśmy dzisiaj szukać?
Odpowiedź na każde pytanie z powyższego akapitu brzmi: nie. Tak jak człony rakiety kosmicznej odpadają i spalają się w atmosferze po wypełnieniu swojej (bardzo ważnej) funkcji, podobnie i języki. Po wypełnieniu swojej funkcji przestały być potrzebne i zanikły. Zostały dane jedynie na okres ok. 40 lat poprzedzający zniszczenie Jerozolimy w 70 r., po czym przeminęły (a nawet pewnie na długo przed tą datą, o czym świadczy brak wzmianek o językach w późniejszych listach). Apostoł obiecał, że proroctwa wraz z językami ustaną (1 Kor. 13:8). Tak też się stało. W Ewangeliach Duch Święty to tylko obietnica (nie ma mowy o językach), potem przychodzi dzień Pięćdziesiątnicy, który jest punktem zwrotnym (dużo jest o językach), ale wkrótce potem w późniejszych listach Pawła i innych Apostołów, bardzo szybko zanikają wszelkie wzmianki na temat mówienia językami. Dlaczego? Zostało to wyjaśnione powyżej. Języki wypełniły swoją funkcję i stały się bezużyteczne, więc zanikły. Mówienie językami nie było normą naszego codziennego doświadczenia. Duch Boży został dany Kościołowi nie po to, by mówić językami, ale aby wyposażać nas w moc ku posłusznemu życiu (patrz: Gal. 5:22-26; Ef. 4:30-32; Ez. 36:27).
To, co miało miejsce w dzień Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie, było wydarzeniem historycznym. Było to historyczne zesłanie Ducha Świętego, którego obiecał nasz Pan. Teraz Duch Święty jest wśród nas, a wraz z nim pełnia Chrystusa. Nie ma potrzeby kolejnego zesłania Ducha, tak samo jak nie ma potrzeby kolejnego wcielenia Jezusa. Każdy uciekający się do Chrystusa ma pełnię Ducha (1 Kor. 12:13). Błędem naszych braci w Chrystusie, którzy wciąż mówią/modlą się na językach jest to, iż postrzegają Pięćdziesiątnicę jako subiektywny, powtarzalny i doświadczalny aspekt naszej wiary. Dlatego dzisiaj też gorąco pragną „języków”. Podczas gdy było to obiektywne, historyczne i niepowtarzalne wydarzenie, które jest mocą i fundamentem naszej wiary. Nie możemy oczekiwać powtórzenia Pięćdziesiątnicy bardziej niż powtórzenia krzyża Jezusa czy Jego zmartwychwstania.
Bóg w Duchu wznosi już swoją Świątynię (Ef. 2:21,22).
Nie sposób przedstawić wszystkich biblijnych argumentów na temat języków w jednym, krótkim artykule. Przedstawiono tylko te najważniejsze. Trudno jednak znaleźć jakieś punkty wspólne między tym, co Biblia definiuje jako „mówienie językami”, a tym, czego jesteśmy świadkami w wielu kościołach. Musimy więc mocno uchwycić się zasady sola scriptura („tylko Biblia”). Wielu nauczycieli chciałoby usprawiedliwić coś, co nazywają „językami”, przy pomocy stwierdzenia, że „nie powinniśmy ograniczać sposobu działania suwerennego Boga”. Przy czym zapominają, że Bóg jest Bogiem przymierza, który przemówił też w Słowie Przymierza. Co więcej, Duch Święty zawsze działa w zupełnej zgodzie ze swoim Słowem, w oparciu o nie i przez nie. Nigdy inaczej! Nie poddawajmy się więc ani uczuciu, ani doświadczeniu, ani tradycji kościelnej nie opartej na Słowie, ale na Bogu, który przemówił.
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu