Znajomy wysłał mi link do nagrania, w którym żona "pastora" tzw. "Kościoła Mocy" niszczy Biblię swojego męża (za jego zgodą). Wyrywając kartki, kopiąc egzemplarz Pisma Świętego woła kilkukrotnie: tyle jest warta wiedza! Mąż natomiast, niczym Adam w Ogrodzie, milcząco obserwował jej szaleństwo. Przepraszam, właściwie to nie tylko zamknął usta, ale i oczy.
Cóż, jak widać Nergal ma sojuszników w miejscach, w których wielu mogło tego nie podejrzewać, choć zagrożenie, o którym mówił Pan Jezus, że kościół może stać się synagogą Szatana, nie przestaje być realne po dwóch tysiącach lat (Obj 2:9). O "Kościele Mocy" nie wiedziałem za wiele. Obejrzałem kilka nagrań z "uwielbienia", posłuchałem kilku przemówień Artura Cerońskiego, poczytałem paru opinii (krytyków i zwolenników). Cóż, w zasadzie to wystarczy, by uznać, że z biblijnym chrześcijaństwem i wiarą kościoła nie ma to wiele wspólnego. "Kościół Mocy" i jego duchowość to okultyzm i szamanizm opakowane w chrześcijańską terminologię. To moc, która wprowadza zamęt, niepokój, zranienia, podziały, lęki i duchowe zniewolenia. Patrząc na nagrania z ich spotkań nie dziwi brak szacunku do Bożego Słowa, które publicznie jest niszczone.
Niestety jest to kierunek obrany przez konsekwentny ruch charyzmatyczny, a także wpływ destrukcyjnej, liberalnej teologii na współczesny kościół. Uznaje ona Biblię za książkę o Bogu, nie zaś od Boga. Prowadzi to do przekonania, że Biblia nie jest Słowem Bożym, lecz zawiera Słowo Boże. Co więc jest, a co nie jest Słowem od Boga w Biblii? Cóż, wykształceni specjaliści od wyższej krytyki tekstu nam arbitralnie o tym powiedzą. Jeśli macie nożyczki powiedzą wam również, które rozdziały Biblii możecie wyciąć jako nienatchnione, niehistoryczne, nie poddające się weryfikacji naukowej (np. biblijne cuda).
Ten sposób myślenia może rzadko występuje we wspólnotach charyzmatycznych w takiej formie, lecz przenika on w bardziej "uduchowionej", subtelnej postaci. Polega ona na oddzieleniu działania Ducha Świętego od Słowa Bożego. Biblia określana jest "martwą literą", "suchą wiedzą", zaś Duch przynosi życie, świeże objawienie, doświadczenie tzw. "chrztu w Duchu" itd.
Biblia jest martwa, ponieważ staje się nudna, a my przecież chcemy Najnowszego Testamentu, chcemy ekscytować się naszą intymną, prywatną relacją z Jezusem! Łakniemy nadprzyrodzoności przy każdej porannej toalecie, w drodze do pracy, gotowaniu zupy, remoncie łazienki. Nawet kody kreskowe układają nam się w znaki, a kolejność stacji radiowych w samochodowym sprzęcie to namiar na biblijny werset, przez który Pan chce dziś do mnie przemówić!
Skoro więc Biblia to wiedza, która bez "ożywczego działania Ducha we mnie" jest sucha, martwa, bezużyteczna, to w zasadzie cóż złego w tym, że ktoś rozrzuca na podłogę papier z czcionką drukarską? Skoro krzyż to jedynie dwie zbite drewniane belki, to cóż złego w tym, że użyjemy ich do ogrzania domu? Skoro chleb i wino podczas Wieczerzy Pańskiej to zwykłe ziarna, woda i owoce winorośli, to cóż złego w tym, że rzucimy nimi o podłogę ze słowami: "tyle są warte węglowodany, białko i cukier!". To pogański sposób myślenia o tym, co fizyczne, a więc Boże. Bóg objawił się w ciele - uświęcając w ten sposób materialną formę. Chrystus odżywia nas i karmi poprzez fizyczne środki, które w Jego rękach niosą duchowe, nadprzyrodzone skutki.
Jeśli Biblia jest martwym słowem, "literą", "suchą wiedzą", a jej moc, świeżość, życie, zależą od tego, czy słowa z Księgi Ozeasza, Samuela, Joela, Listu do Filipian itd. trafiają do mojego serca - wówczas zasadne jest traktowanie jej jak butelki, z której dżin wychodzi tylko wówczas, gdy znam właściwe zaklęcie. Jeśli nie wychodzi, wówczas można ją rozbić. Nie działa. Bóg milczy. Nie mówi. Nie chce wyjść spomiędzy okładek.
Ten sposób traktowania Pisma Świętego ma więcej wspólnego z myśleniem magicznym, niż z chrześcijaństwem. Biblia sama o sobie mówi, że jest Słowem żywym, nie martwym (Hbr 4:12). Jest niczym ostry miecz przenikający nasze dusze. Jest niczym ogień i młot kruszący skałę (Jer 23:29). Jest Słowem Bożym, które wszystko powołuje do życia (Jn 1:1). Chrystus jest nazwany Słowem Bożym (Obj 19:13), zaś Ojciec nade wszystko wywyższył imię oraz Słowo Swoje (Ps 138:2).
Boże Słowo jest żywe - niezależnie od ludzkiej opinii. To nie człowiek swoją wiarą sprawia, że Słowo Boże zaczyna żyć. Ono jest żywe samo w sobie, nawet gdy duchowo martwy człowiek widzi w nim tylko przymiotniki, spółgłoski, akapity lub zdania złożone. Skuteczność, moc Biblii nie wynika z nadania ich przez człowieka. Kiedy ślepy człowiek spogląda na słońce i mówi, że niczego nie widzi - problem nie jest w słońcu. Głupotą byłaby chęć strącenia słońca z nieba tylko dlatego, że paru głupców uważa, że "tyle jest warta wiedza o słońcu!". Problem nie jest w blasku słońca. Problem tkwi w oczach ślepego.
Wielu ludzi oddawało życie lub ryzykowało życiem, by Państwo Cerońscy mieli swój egzemplarz Pisma Świętego. Pani Cerońska i jej mąż jeśli boją się Boga i kochają Chrystusa z pewnością wyznają swój grzech publicznie. Jednak nawrócenie w tej sytuacji nie powinno polegać na wyznaniu, że postąpili pochopnie raniąc uczucia chrześcijan, który oglądali film na youtube i negatywnie go skomentowali. Nawrócenie powinno nieść ze sobą autentyczny żal z powodu grzechu pogardy wobec Boga i bluźnierstwa wobec Niego. Nawrócenie powinno nieść ze sobą zamknięcie tzw. "Kościoła Mocy" i dołączenie do autentycznego Kościoła, który szanuje Boże Słowo, wiernie je wykłada, sprawuje sakramenty i śpiewa Psalmy zamiast okultystycznych mantr.