"Problemem dzisiejszych żon, także chrześcijanek, jest to, że chcą być traktowane jak królewny, ale wzbraniają się przed uznawaniem swojego męża za króla. (...)
Pewna młoda żona powiedziała: Chcę żeby mąż był głową rodziny; chcę, żeby przewodził. Chciałabym jednak być pewna, że jego decyzje będą zgodne z tym, czego ja chcę.
Sala wybuchła śmiechem - śmiali się zarówno mężczyźni, jak i kobiety (pewnie wielu z obecnych dobrze wiedziało, o czym mowa). Dziewczyna zalała się rumieńcem. Całkiem niewinnie rzuciła ten komentarz. Wcale nie chciała być złośliwa, zadziorna anu nie próbowała walczyć o swoje prawa. Po prostu była szczera. Sam musiałem powstrzymać się od śmiechu. Jej słowa przypomniały mi historię, którą wolałem się wtedy nie dzielić, ponieważ chciałem jej oszczędzić większego wstydu. Pewna para pobrała się i uzgodniła, że on będzie podejmował wszystkie ważniejsze decyzje, a ona te mniej istotne. Po 20 latach mąż uświadomił sobie, że nie było jeszcze żadnej ważnej decyzji".
Emerson Eggerichs, Miłość i szacunek