Douglas Wilson
List ten jest fikcyjny jeśli
chodzi o szczegółowe dane, jednak jeśli chodzi o naturę przedstawionych w nim
grzechów to fikcyjny nie jest ani trochę.
Potraktujcie go jak złożony portret, który nie odnosi się do żadnego konkretnego mężczyzny. Jednocześnie, jeśli pojedynczy mąż rozpozna
na tym portrecie samego siebie i ukorzy się, będę za to wdzięczny Bogu i
powiem, że taki poniekąd był mój zamysł.
Drogi Kevinie,
Być może spodziewałeś się tego
listu, jednak żeby nie było żadnych nieporozumień, to i tak chciałbym zacząć od
kilku słów wyjaśnienia – dlaczego do Ciebie napisałem. W ciągu ostatnich lat,
wielokrotnie w naszych rozmowach powracał problem złości w Twoim domu, ale Ty
ciągle powtarzałeś, że to Twoja żona po prostu źle odczytuje lub po prostu
przeinacza to, co mówisz. Określiłeś swoje działania mianem „stanowczego” lub
też „surowego”, podczas gdy ona nazywała to zachowanie złością, czasami mówiąc
to poprzez łzy. Powiedziałeś, że Twoja żona musi być dotknięta feminizmem lub
czymś w tym rodzaju, a Ty jedynie próbowałeś praktykować w swoim domu męskie
przywództwo, które nie rozpuszczałoby zanadto waszych dzieci. Ale ponieważ
wszystko zawsze sprowadzało się do przepychanki słownej w rodzaju: „a właśnie,
że tak zrobiłeś!/a właśnie, że tak nie zrobiłem!”, która miała miejsce bez
obecności świadków, to najlepsze co mogłem w tej sytuacji zrobić, to udzielić
Ci ogólnego napomnienia.
Jednakże będąc świadkiem Twojego
wybuchu złości na rodzinę w ubiegłą Niedzielę, wierzę, że w końcu jestem w
stanie odnieść się w tej kwestii bezpośrednio do Ciebie. Być może spodziewałeś
się odzewu z mojej strony, ze względu na to, że Twój wybuch zaczął się w
obecności postronnych ludzi podczas pikniku kościelnego, ale również dlatego,
że jakieś piętnaście minut po tym zdarzeniu przechodziłem przez parking, i mimo
iż nie słyszałem wszystkiego co się wtedy wydarzyło, to wiem, że usłyszałem
wystarczająco dużo. Z tego co się wtedy dowiedziałem, w sposób oczywisty
wynikało, że oskarżając swoją żonę o błędną interpretację Twoich zachowań tak
naprawdę chronisz swoją reputację. Jasnym dla mnie jest, że wszystko co Twoja
żona do tej pory mówiła o Twojej złości jest prawdziwe, być może nawet w
większym stopniu niż przypuszczałem. Rodzaj złości, jaki w tamtym momencie
słyszałem, nie był chwilową irytacją czy też poddenerwowaniem, ale raczej
przejawem ugruntowanego charakteru, pod którym kryła się prawdziwa podłość.
Dlatego właśnie piszę. Ten list
nie ma zastąpić spotkania ze mną. Najnormalniej w świecie chciałem nakreślić Ci
sytuację z wyprzedzeniem, po to żebyś miał czas do zastanowienia się, i żeby
moja późniejsza wizyta u Ciebie była dzięki temu tak owocna, jak to tylko
możliwe.
Część z tego, co zamierzam
powiedzieć wyda Ci się ciężkie lub nieprzyjemne, ponieważ przez lata używałeś
złości, aby utrzymać z dala jakąkolwiek konstruktywną krytykę, która mogłaby
Ciebie dotyczyć. Chociaż może wydawać Ci się to trudne, wiedz proszę, że
podczas pisania każdego z tych słów – przyświeca mi jedynie twoje dobro.
Można by to ująć jeszcze w ten
sposób – słowa zawarte w tym liście będą się wydawały trudne, ponieważ
docierają z tak wielkim opóźnieniem. Zagniewani mężowie stanowią problem dla
otoczenia, a w szczególności dla swoich żon oraz dzieci. Jednakże chciałbym osadzić
wszystko w odpowiednim kontekście. Zagniewani mężowie stanowią problem dla
otoczenia, ale nie możemy zapomnieć o tym, że zagniewani mężowie sami mają
problem. Polega on na tym, że w przypadku braku prawdziwego i szczerego żalu za
grzechy, mężowie ci zmierzają prosto do piekła.
„Z powodu których przychodzi
gniew Boży. Niegdyś i wy postępowaliście podobnie, kiedy im się oddawaliście;
Ale teraz odrzućcie i wy to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, bluźnierstwo
i nieprzyzwoite słowa z ust waszych.” (List do Kolosan 3.6-8)
„A nie zasmucajcie Bożego Ducha
Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień odkupienia. Wszelka gorycz i
zapalczywość, i gniew, i krzyk, i złorzeczenie niech będą usunięte spośród was
wraz z wszelką złością.” (List do Efezjan 4.30-31)
Mocno zakorzeniony w umyśle
nawyk, który zauważyłem u Ciebie tamtego wieczoru, w żadnym razie nie przystaje
do dziedziczenia Królestwa Bożego. Wynika to z faktu, iż masz do czynienia nie
tylko z samą złością, chociaż już to jest wystarczająco złe. Gdy ktoś otwiera
drogę dla bezbożnej złości, to taki grzech jest wyniszczający i zły. Lecz gdy
zostaje on zracjonalizowany, gdy jest popełniany bez żalu, gdy złoszcząca się
osoba nie ukorzy się przed tymi, których zraniła, ani też nie poszukuje przy
tym ich wybaczenia szczerze i z prawdziwą pokorą, problemem staje się zadufana
w sobie arogancja i duma. Wybuch złości przypomina ochlapanie kawałka drewna
brudną mazią, ale już brak pokornej chęci do upamiętania przypomina
pokrycie tegoż drewna odpornym na czynniki zewnętrzne uszczelniaczem. Pycha
jest iście szatańską cechą. A jeśli złościłeś się przez lata, co w wyraźny
sposób miało miejsce, i nigdy nie ukorzyłeś się z tego powodu przed twoją
rodziną, a tylko stale broniłeś swojego zachowania w powtarzających się rozmowach
z twoim pastorem, wtedy oczywistym jest fakt, iż to pycha chwyciła Cię za
gardło i nie ma zamiaru puścić.
W przytaczanym fragmencie z Listu
do Kolosan jest mowa o Bożym gniewie, który przychodzi na dzieci
nieposłuszeństwa. Dzieci nieposłuszeństwa można zidentyfikować poprzez ich
ubiór, przez to co noszą na sobie każdego dnia. A ich ubiorem powszednim są:
gorycz, gniew, złość, wrzask, złośliwość i bluźniercza mowa. Wszystkie te
przymioty stanowią wyraźną charakterystykę Twojego serca, umysłu oraz ust, i
muszę powiedzieć Ci jasno: nie możesz przywdziewać tych cech i pójść do nieba.
I jeżeli nie będzie miała miejsca prawdziwa, szczera skrucha – nie dostaniesz
się do nieba. Apostoł oświadcza wyraźnie – zdejmij z siebie tą paskudną odzież
i przyoblecz się w Chrystusa.
Użyłem przykładu, w którym
przedstawiłem pychę jako uszczelniacz. Fragment z Listu do Efezjan mówi również
o Duchu Świętym jak o uszczelnieniu, pieczęci na dzień odkupienia. Ponieważ On
właśnie sprawia, że absolutnie koniecznym dla każdego, kto nazywa siebie
Chrześcijaninem, staje się oczyszczenie z goryczy i gniewu, i złości, i krzyku,
i bluźnierczej mowy.
„Jawne zaś są uczynki ciała,
mianowicie: wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, bałwochwalstwo, czary,
wrogość, spór, zazdrość, gniew, knowania, waśnie, odszczepieństwo, zabójstwa,
pijaństwo, obżarstwo i tym podobne; o tych zapowiadam wam, jak już przedtem
zapowiedziałem, że ci, którzy te rzeczy czynią, Królestwa Bożego nie
odziedziczą.” (List do Galacjan 5.19-21)
Królestwa Bożego nie odziedziczą.
To jest właśnie kontekst konieczny dla wszystkiego o czym mówię. Twoja dusza
jest w olbrzymim niebezpieczeństwie. Jezus powiedział kiedyś, że nie ma żadnej
korzyści dla człowieka, który pozyskał cały świat, ale stracił własną duszę.
Mając na uwadze taki właśnie przypadek, zastanówmy się czy mężczyzna może ubić
gorszy interes niż ten polegający na zyskaniu wszystkiego czego tylko zapragnie
w swoim świecie, w swoim domu poprzez wygrażanie, zastraszanie i znęcanie się,
tylko po to, żeby stracił duszę we własnym salonie? To co wydobywa się z Twoich
ust ma zapach siarki i potępienia.
Jako, że pycha nie jest cechą,
której można rzucić wyzwanie bez pojawiających się w głowie wymówek i
racjonalizowania, dlatego chciałbym wspomnieć o kilku z nich, które mogą
dotyczyć Ciebie.
Może chcesz uzasadniać napady
złości skierowane na członków Twojej rodziny, ponieważ wydaje Ci się, że są oni
zaledwie jej odbiorcami, a nie jej główną przyczyną. Możesz winić szefa, zbyt
długą jazdę z pracy do domu lub głupawych współpracowników. Myślisz, że
wróciłeś do domu jedynie lekko „zrzędliwy” z powodu któregoś z wymienionych
problemów i oczekujesz (a wręcz żądasz) ze strony rodziny odrobiny współczucia.
Gdy krewni nie są w stanie tego zrozumieć, wybuchasz na nich i wydaje Ci się, że
masz do tego pełne prawo. Oni nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężko musisz
pracować, nie czują tej presji, powinni być dużo bardziej wyrozumiali. Jednak
ludzie, z którymi musisz sobie radzić w pracy ukazują zaledwie część Twoich
absurdalnych okrutnych zachowań. Najbliżsi sparzyli się na Tobie niezliczoną
ilość razy, a ty nagle jesteś „szczerze” zaskoczony ich ostrożnym zachowaniem,
kiedy znajdujesz się w pobliżu.
Mógłbyś pomyśleć, że – teraz gdy
już o tym wspomniałem – Twoje napady wściekłości być może są „problemem” i
powinieneś kiedyś nad nimi popracować. Ale momenty w których jesteś cichy i
milczący, stanowią prawdopodobnie taki sam problem, co twoje wybuchy. Twoja
rodzina zmuszona jest mieszkać na zboczach wulkanu, i wcale nie musi on być w
stanie ciągłej erupcji, żeby wzbudzać w nich nieustające poczucie zagrożenia.
Użyję innej metafory: wybuchając, pozostawiasz za sobą krater, który ma 15
metrów średnicy, a następnie wykonujesz jakiś symboliczny, pojednawczy gest
(nie tracąc przy tym czasu na słowa) w rodzaju dorzucenia do koszyka z zakupami
kilku lodów „dla dzieciaków”. Podobny efekt uzyskałbyś rzucając kilka łopat
pełnych piachu, w ten ziejący, dymiący krater…a nawet wtedy byś w niego nie
trafił! Napady złości nie są jedynie okresowym problemem. Są one manifestacją
tego, iż jesteś wzburzonym człowiekiem przez cały czas, a Twoja rodzina jest
zmuszona traktować Twoją złość jako coś stałego. Jesteś stałą. Problemu nie
stanowi to, co robisz od czasu do czasu. Problemem jest to, czym jesteś, a Ty
skutecznie to komunikujesz, nawet gdy siedzisz na kanapie i nie mówisz zupełnie
nic. Ty albo eksplodujesz jak bomba, lub też złowrogo tykasz – jak bomba.
Jedyną drogą do odnowienia Twojej rodziny będzie Twoja pokora i upamiętanie.
I w końcu, jest pewien powód, dla
którego wkurzeni faceci niejednokrotnie poszukują konserwatywnych kościołów.
Chcecie mieć możliwość odrzucenia „miękkości” i nienawidzicie słabej doktryny
miałkiego pop-ewangelikalizmu. Gdy po raz pierwszy pojawiłeś się w naszym
kościele, dobitnie mi oznajmiłeś, że szukasz kościoła „na poziomie”, kościoła
który byłby skłonny oprzeć się zniewieściałości naszych czasów. Podobał Ci się
fakt, iż nadal stosujemy kościelną dyscyplinę. Jeśli dobrze pamiętam, pierwsza
Niedziela, którą spędziłeś w naszym towarzystwie była jednocześnie dniem, w
którym udzielaliśmy napomnienia kobiecie, która porzuciła swojego męża dla
innego mężczyzny. Pochwaliłeś mnie, z tego co pamiętam, i powiedziałeś, że było
to dla Ciebie odświeżające doświadczenie – spotkanie z kościołem, w którym
stosowana jest tego rodzaju dyscyplina. Owszem, stosujemy dyscyplinę, ale
musisz wiedzieć, że dyscyplinujemy również za wybuchy złości, a nie tylko za
cudzołóstwo. Dyscyplinujemy również mężów, a nie tylko żony.
A skoro już mówimy o
zniewieściałych czasach, jeśli chodzi o standardy, to musisz wiedzieć, że
zagniewani, zgorzkniali, chowający urazę mężowie będący w konserwatywnych
kościołach są całkiem biegli w dostarczaniu liberałom kilku rozsądnych
argumentów. Chodzi o to, że konserwatywne standardy bywają nadużywane przez
hipokrytów w celu zapewnienia sobie biblijnej przykrywki dla staromodnego
tyranizowania. W tej kwestii, nie jesteś po naszej stronie – pracujesz dla
strony przeciwnej, utwierdzając jej wypaczenia jak tylko możesz.
Powtórzę to, co powiedziałem na
początku – wiem, że to wszystko zostanie odebrane przez Ciebie, przynajmniej na
początku, jako ostre, trudne i szorstkie. I takie jest w istocie – ale warto
pomyśleć o tym, jak o ratującym życie zabiegu chirurgicznym. Wiedz proszę, że
cię kochamy i chcemy żebyś był wolny. Nie tylko chcemy, abyś Ty był wolny, ale
chcemy aby Twoja rodzina również została oswobodzona. Zostałeś im ofiarowany,
po to, żeby Twoja twardość mogła być dla nich ochroną. Jesteś powołany do tego,
aby być twardym w ich obronie, a nie twardym wobec nich.
Daj proszę znać, kiedy moglibyśmy
porozmawiać.
Artykuł ukazał się na blogu
autora: dougwils.com Autor jest pastorem reformowanego kościoła Christ
Church w Moscow, Idaho (USA) oraz autorem wielu książek na temat teologii, apologetyki
i rodziny. W języku polskim ukazały się „Reformowanie małżeństwa” oraz „Głowa
rodziny”.
Tłumaczenie: Gosia Gaweł