W ostatnich kilkunastu latach zawrotną karierę w chrześcijańskich środowiskach robi słowo „relacja”. Mówi się o konieczności „nawiązania relacji z Bogiem” lub „rozwijaniu relacji z Jezusem”, a także o tym, że „chrześcijaństwo nie jest religią lecz żywą, duchową relacją”. W obecnych czasach ludzie nawiązują „relację” nieomal ze wszystkim: z Panem Bogiem, z małżonkami, przyjaciółmi, czworonożnymi pupilami, a nawet z autami. „Relacja” – słowo otwierające drzwi do wszystkiego. Słowo sponsorujące niniejszy artykuł.
Myślę, że ograniczenie tego, co zawiera w sobie wiara w Chrystusa do pojęcia „relacji” jest w najlepszym wypadku mało pomocne w zrozumieniu chrześcijaństwa, zaś w pewnych sytuacjach może być niebezpieczne. Rzecz jasna dostrzegam przyczyny takiej, a nie innej terminologii stosowanej w szczególności podczas ewangelizacji, wszak przebaczenie grzechów, nawrócenie człowieka wiąże się z odnowieniem więzi z Bogiem. Sądzę jednak, że niepotrzebnie przeciwstawiamy „relację” wobec „religii” mylnie zakładając, że opowiadając się za jednym musimy sprzeciwić się drugiemu. Oczywiście współczesne, mocno wypaczone zrozumienie terminu „religia” znacznie zawęża spojrzenie na to czym jest chrześcijaństwo i ogranicza je do zewnętrzności oraz form, uczestnictwa w rytuałach oraz mało praktycznego wyznawania kilku podstawowych dogmatów. Religia kojarzy się z legalizmem i moralizmem, a ponieważ obie te rzeczy są złe, to wysuwany jest wniosek, że chrześcijaństwo nie ma z religią nic wspólnego. Wszak Jezusowi zawsze chodziło o postawę serca, a nie dwulicową zewnętrzność.
Sądzę, że jako chrześcijanie powinniśmy sprzeciwić tendencji spłycania chrześcijaństwa do prostego i enigmatycznego pojęcia „relacja”. Powyższa logika nie tylko odrzuca podstawowe znaczenie pojęcia „religia”, ale także prowadzi nas do fałszywej dychotomii. Jeśli bowiem przeciwstawiamy „religię” względem „relacji” to nieuchronnym wnioskiem jest, że Bóg nie jest zainteresowany jakimkolwiek ustrukturyzowanym, uporządkowanym, widzialnym sposobem czczenia Go i służenia Jemu. To z kolei prowadzi do podejrzliwości i niechęci wobec tak istotnych w Piśmie Świętym elementów jak: organizacja, przykazania, sakramenty, nabożeństwo. „Chrześcijaństwo to moja prywatna relacja z Jezusem, a nie formy. Bóg nie jest zainteresowany tym, czy co tydzień w kościele zjem chleb i wypiję wino, klęknę czy wstanę, posłucham kazania podczas nabożeństwa czy na youtube. Mam z Bogiem żywą relację i nie muszę szukać Jego obecności w budynkach kościelnych”.
Znamy tego typu stwierdzenia, prawda?
Słownikowa definicja pojęcia „religia” mówi, iż jest to „służba i kult wznoszony do Boga lub czegoś/kogoś nadprzyrodzonego”. Inne definicje dodają określenia dotyczące postaw, wierzeń i praktyk. Chrześcijaństwo w samym Piśmie Świętym jest rozpoznawane jako religia zarówno przez jego zwolenników (Jk 1.27), jak i oponentów (Dz.Ap. 25.19). Kiedy religia jest stawiana jako przeciwieństwo relacji wówczas wiele jej nieodłącznych aspektów jest redukowanych lub w najlepszym wypadku uważanych za mało istotne. Tymczasem samo bycie złączonym z określoną wspólnotą wiernych jest czynem religijnym. Publiczne oddawanie czci Bogu podczas nabożeństwa jest religijną aktywnością. Wyznawanie określonej teologii jest religijną postawą. Zapomnijmy o mylącym skojarzeniu, że legalizm i moralizm są synonimami religii. Oczywiście obie te postawy są obecne w kręgach religijnych (również chrześcijańskich) jednak należą do postaw zniekształcających, a nie definiujących zrozumienie chrześcijaństwa jako religii. Proszę, nie zrozumcie mnie źle: zbawienie polega na poznaniu Chrystusa, na nawiązaniu z Nim więzi poprzez szczerą, ewangeliczną wiarę. Jednak natura tej więzi jest religijna. Nazywamy ją przymierzem ponieważ według Biblii jest ona ustrukturyzowana. Posiada określoną formę: niesie ze sobą pewne przywileje, błogosławieństwa, ale i odpowiedzialności. Nie jest to więź niezdefiniowana, nieokreślona, sprowadzająca się do subiektywnego odczuwania „bliskości Jezusa”. Wezwanie: „Przyjmij Jezusa do serca i doświadczysz fascynującej relacji z Nim” brzmi zachęcająco lecz enigmatycznie i mało konkretnie. Co właściwie to oznacza? Co niechrześcijanie myślą słysząc tego typu określenia? Co wierzący mają na myśli mówiąc to? Wszak posiadanie „osobistej relacji z Bogiem” nie jest tym samym rodzajem relacji, którą mamy z przyjaciółmi. Oczywiście Bóg jest Osobą, ale Osobą innego rodzaju niż nasz małżonek czy przyjaciel. Jedną z różnic jest np. fakt, że On jest Stwórcą, a my jego stworzeniami. Inną, że nie rozmawia z nami twarzą w twarz. Nie doświadczamy Jego obecności w ten sam sposób, co fizycznej obecności naszych bliskich. Obecnie nie spotkamy Chrystusa będącego w ciele tu na ziemi. Duża część Jego nauczania polegała na przygotowaniu uczniów na jego fizyczyną nieobecność (np. Jn 14-17). Owszem, On jest nadal pośród nas obecny, ale w inny sposób. Dlatego trwanie, rozwijanie więzi z Jezusem będzie polegało na czymś innym niż w przypadku więzi z małżonkiem: nie chodzimy z Bogiem na randki (choć są i tacy, którzy próbują to robić), do kina, na kolację przy świecach, nie wchodzimy z Nim w fizyczny kontakt, nie zaparzamy Jemu kawy każdego poranka. Sposób w jaki nasza więź z Bogiem powinna być pielęgnowana, umacniania, odnawiana jest z natury „religijny”.
Zatem stwierdzenie, że chrześcijaństwo polega na nawiązaniu i rozwijaniu osobistej, prywatnej, niezdefiniowanej relacji z Jezusem jest rozmytym sloganem, który słuchaczom (i zapewne nam samym) niewiele lub nic nie mówi tak długo jak nie zaczniemy definiować natury i przejawów tej „relacji”. Kiedy jednak zaczniemy to robić wówczas okaże się, że nieodłącznie niesie ze sobą religijne czynności i praktyki.
Oto kilka z nich:
1. Wiara zgodna z Pismem Świętym zawiera w sobie aspekt relacji ze zorganizowaną, widoczną wspólnotą założoną przez Pana Jezusa – Kościołem. Ta wspólnota nie jest zwykłym okazjonalnym, wolontariackim zrzeszeniem dobrych przyjaciół, których łączy chęć wspólnego pośpiewania religijnych pieśni raz w tygodniu. Przynależność do niej nie jest dla chrześcijanina opcją lecz nakazem samego Chrystusa. Bycie częścią Kościoła jest czynnością religijną.
2. Wiara Pisma Świętego zawiera obligatoryjny inicjacyjny akt wejścia do przymierza jakim jest Chrzest; znak, który naznacza daną osobę jako należącą do Ciała Chrystusa (Mt 28.19; Dz. Ap. 2.38,41; Gal 3.27). Chrzest „odprywatyzowuje” chrześcijańską wiarę, czyni z niej rzecz jak najbardziej publiczną i zewnętrzną. Gdyby ktoś miał wątpliwości w tym względzie – zachęcam by zapytał o to konwertytę nawróconego do Chrystusa w muzułmańskim kraju. Chrzest jest czynnością religijną.
3. Wiara opisana w Piśmie Świętym zawiera w sobie schemat liturgii (formę nabożeństwa), której nieodłączną częścią jest kolejny bardzo ważny rytuał: Wieczerza Pańska (Komunia). Opis życia kościoła w początkowych rozdziałach Dziejów Apostolskich to nie opis nieokreślonego rozwijania przez wierzących intymnej, prywatnej relacji z Jezusem poprzez odczuwanie Go. To raczej opis trwania w nauce apostolskiej, we wspólnocie, łamaniu chleba, modlitwach, niesienia świadectwa o Jezusie – czynnościach o charakterze religijnym. Inne fragmenty Pisma wskazują, że Wieczerza Pańska była celem i nieodłącznym elementem cotygodniowych zgromadzeń kościoła (Dz. Ap. 20.7, 1 Kor 11.18-20). Komunia, podobnie jak Chrzest, uczy nas, że Pan Jezus nie przyszedł po to, by znieść widzialne, zewnętrzne obrzędy. Różnica między Starym, a Nowym Przymierzem łączy się z przejściem od bardziej do mniej skomplikowanych czynności (wykonywanych szczerze), nie zaś z przejściem od zewnętrznych rytuałów do niewidzialnej postawy serca i redukowania chrześcijańskiej wiary do odczuwania.
4. Wiara Pisma Świętego jest scharakteryzowana jako posłuszeństwo ewangelii i upamiętanie z grzesznych postaw oraz wierzeń (Dz 2.38, Rzym 1.5; 16.26). W całym Piśmie Świętym szczery chrześcijanin to ktoś kto służy Bogu i ludziom (Łk 1.74; Dz. Ap. 27.23; Rzym 7.6). Pan Jezus nazywa swoich uczniów przyjaciółmi podkreślając bliską więzi z nimi. W tym samym kontekście mówi, że są Jego przyjaciółmi jeśli wypełniają jego przykazania (Jn 15.14).
Praktyczne życie chrześcijańskie jest określane jako „wiara, która jest czynna w miłości” (Gal 5.6), co jest naśladowaniem wiernej miłości Chrystusa, który oddał siebie samego na śmierć za nas (Gal 2.20). Służba Chrystusa wielokrotnie polegała na stawaniu w opozycji wobec fałszywej religii i polega obecnie na odnawianiu nas w prawdziwej religii.
Powyższe zewnętrzne (religijne) wymiary chrześcijaństwa są nieodłącznymi aspektami naszego przymierza z Chrystusem. Nie redukują naszej wiary do samych form, ale wskazują, że ma ona charakter kompleksowy: wewnętrzny i zewnętrzny. Duch i materia. Treść i forma. Dusza i ciało. Nie każemy wybierać między jednym i drugim. Mówimy: i jedno, i drugie. Nie pytamy: religia czy relacja? Mówimy: relacja definiowana i wyrażana poprzez czynności o charakterze religijnym.
Tak jak zawsze powinniśmy ostrzegać przed legalizmem (każdą formą zarobienia sobie na Bożą przychylność) i moralizmem (czynieniu dobra z jakiegokolwiek powodu, który nie jest motywowany przez ewangelię), tak musimy również uważać na pokusy prezentowania ewangelii jako subiektywnej, niewidzialnej, a więc ostatecznie prywatnej, słabej, sentymentalnej i nieokreślonej interakcji z Jezusem.
Ewangelia Jezusa Chrystusa jest Dobrą Nowiną o zmartwychwstałym Panu, ogłaszaniem Jego triumfu nad grzechem, śmiercią i wrogami ewangelii (Rzym 10.9). Jemu dana jest wszelka moc na niebie i na ziemi (Mt 28.18) i żadna inna nowina nie jest bardziej publiczna. Przywiązanie do Pana Jezusa jest ostatecznie sprawą osobistej, religijnej i politycznej lojalności. Nie ma innego Króla Królów i Pana Panów. Nie ma innej prawdziwej religii.