wtorek, 10 listopada 2015

Tłum biernych kastratów

Prześladowania chrześcijan; pobicia w świetle dnia na ulicach wielkich miast; odbieranie dzieciom rodziców z powodu biedy lub kalectwa itd. Te rzeczy dzieją się często na naszych oczach. Jednak nie to jest głównym problemem. Biorąc pod uwagę to, co Biblia mówi o skorumpowanym, grzesznym, niezmiennym od tysiącleci ludzkim sercu – możemy oczekiwać, że pewni ludzie będą wyrządzali zło innym. Realnym problemem jest uległość i ustępliwość gapiów – tych, którzy te rzeczy widzą i odwracają wzrok. Problemem nie jest to, że ktoś popełnia zło. Prawdziwy problem polega na tym, że ktoś popełnia zło w świetle dnia i tłum ludzi patrząc na to, co się dzieje – nie robi nic.

Przypuśćmy, że mamy 101 osób stojących w ciszy pod sceną. Załóżmy, że pewien mały despota i tyran wychodzi na jej środek. Ma ok. 1,50 m wzrostu, laskę w ręku, a na głowie wysoki cylinder. Najpierw zaczyna krzyczeć na 101 obywateli, następnie ogłasza, że jedna osoba z tłumu zostanie zabrana na scenę, a następnie poddana egzekucji. Reszta będzie mogła wrócić do domu, do normalnego życia. Ów człowiek dotrzymuje słowa i robi to. Jedna osoba jest uśmiercona, a reszta wraca do domu.

Co właśnie uczynił mały tyran? Stał się winnym czego? Oczywiście stał się winnym morderstwa. Wszyscy to zauważają. Ale jeśli naprawdę rozumiemy co się stało – powinniśmy dostrzegać dwa przestępstwa, nie jedno. Owszem, mały tyran zamordował człowieka. Jednak oprócz tego... wykastrował stu ludzi! Tak naprawdę chodziło właśnie o ową kastrację, a nie o zabicie kogokolwiek. Morderstwo było jedynie narzędziem, instrumentem użytym do realizacji tego celu.

Odniesień do współczesnych wydarzeń można mnożyć:
- wybuch bomby w rosyjskim samolocie nad Synajem. Zabójcom nie chodzi o śmierć przypadkowych pasażerów. Chodzi o ogólnoświatowy strach, panikę, destabilizację.

- pobicie syryjskiego chrześcijanina w centrum Poznania przy ogólnej bierności tłumu kastratów. Nie chodziło o tego człowieka. Chodzi o strach imigrujących i przyzwolenie na przemoc wobec nich.

- mężczyzna mówiący, że czuje się kobietą, co daje mu prawo brać prysznic w damskiej łazience. Nie chodzi o rozstrzygnięcie czy jest to człowiek dyskryminowany, czy obłąkany, lecz o uległość przed stanowczym: „Przepuśćcie !”

- rodzic, który jednemu ze swoich dzieci dał dyscyplinującego klapsa czego skutkiem jest sprawa o odebranie praw rodzicielskich. Nie chodzi o dobro tej rodziny, lecz o strach w pozostałych.

- kara 135 tys. dolarów dla właścicieli cukierni za odmowę upieczenia tortu na wesele homoseksualnej pary. Nie chodzi o tort. Możliwości jego upieczenia było 243289. Chodzi o ten bezbożny tupet, który nakazuje ci uległość i milczenie.

To tylko kilka współczesnych sytuacji, gdy krzykliwy lecz aktywny mały tyran ścina głowę jednemu z tłumu, zaś do przyglądającej się większości woła: Odsunąć się! Nie przeszkadzać! Rozejść się!

Problemem nie jest więc to, że pewni ludzie – dajmy na to - ze społeczności LGBTVWXS są niespokojni póki swojej seksualności nie wyniosą poza sypialnię i nie nauczą twoich dzieci genderowo-równościowych dogmatów. Tego akurat możemy oczekiwać - że pewni ludzie będą dławieni obsesjami, póki tego nie uczynią. Prawdziwym problemem jest to, że wielu Chrześcijan godzi się na to. Godzimy się na kastrację, o ile tylko jest bezbolesna; o ile tylko nikt nas nie wyrywa z tłumu w poszukiwaniu ofiary. Poza tym mamy przecież wolność, tzw. neutralność światopoglądową. Oni tylko „ścinają” tych, którzy ją naruszają. I dodają: większość z Państwa nie ma żadnego powodu do obaw!

Pamiętajmy o tym, co mali tyrani robią z jednym. Ale pamiętajmy o tym, dlaczego to robią. Nie zapominajmy o tym, co jest ich planem dla pozostałych stu. Będziesz stał, patrzył, po czym posłusznie się rozejdziesz czy zawołasz do reszty: Dość. Zabierzmy mu tę laskę i kapelusik.

Inspiracją dla niniejszych rozważań jest wpis z bloga pastora Douglasa Wilsona, od którego zaczerpnąłem większość myśli.