Prześladowania chrześcijan;
pobicia w świetle dnia na ulicach wielkich miast; odbieranie dzieciom rodziców
z powodu biedy lub kalectwa itd. Te rzeczy dzieją się często na naszych oczach.
Jednak nie to jest głównym problemem. Biorąc pod uwagę to, co Biblia mówi o
skorumpowanym, grzesznym, niezmiennym od tysiącleci ludzkim sercu – możemy
oczekiwać, że pewni ludzie będą wyrządzali zło innym. Realnym problemem jest
uległość i ustępliwość gapiów – tych, którzy te rzeczy widzą i odwracają wzrok.
Problemem nie jest to, że ktoś popełnia zło. Prawdziwy problem polega na tym,
że ktoś popełnia zło w świetle dnia i tłum ludzi patrząc na to, co się dzieje
– nie robi nic.
Przypuśćmy, że mamy 101 osób
stojących w ciszy pod sceną. Załóżmy, że pewien mały despota i tyran wychodzi
na jej środek. Ma ok. 1,50 m wzrostu, laskę w ręku, a na głowie wysoki
cylinder. Najpierw zaczyna krzyczeć na 101 obywateli, następnie ogłasza, że
jedna osoba z tłumu zostanie zabrana na scenę, a następnie poddana egzekucji.
Reszta będzie mogła wrócić do domu, do normalnego życia. Ów człowiek dotrzymuje
słowa i robi to. Jedna osoba jest uśmiercona, a reszta wraca do domu.
Co właśnie uczynił mały tyran?
Stał się winnym czego? Oczywiście stał się winnym morderstwa. Wszyscy to
zauważają. Ale jeśli naprawdę rozumiemy co się stało – powinniśmy dostrzegać
dwa przestępstwa, nie jedno. Owszem, mały tyran zamordował człowieka. Jednak
oprócz tego... wykastrował stu ludzi! Tak naprawdę chodziło właśnie o ową
kastrację, a nie o zabicie kogokolwiek. Morderstwo było jedynie narzędziem,
instrumentem użytym do realizacji tego celu.
Odniesień do współczesnych
wydarzeń można mnożyć:
- wybuch bomby w rosyjskim
samolocie nad Synajem. Zabójcom nie chodzi o śmierć przypadkowych pasażerów.
Chodzi o ogólnoświatowy strach, panikę, destabilizację.
- pobicie syryjskiego
chrześcijanina w centrum Poznania przy ogólnej bierności tłumu kastratów. Nie
chodziło o tego człowieka. Chodzi o strach imigrujących i przyzwolenie na
przemoc wobec nich.
- mężczyzna mówiący, że czuje się
kobietą, co daje mu prawo brać prysznic w damskiej łazience. Nie chodzi o
rozstrzygnięcie czy jest to człowiek dyskryminowany, czy obłąkany, lecz o
uległość przed stanowczym: „Przepuśćcie ją!”
- rodzic, który jednemu ze swoich
dzieci dał dyscyplinującego klapsa czego skutkiem jest sprawa o odebranie praw
rodzicielskich. Nie chodzi o dobro tej rodziny, lecz o strach w pozostałych.
- kara 135 tys. dolarów dla
właścicieli cukierni za odmowę upieczenia tortu na wesele homoseksualnej pary.
Nie chodzi o tort. Możliwości jego upieczenia było 243289. Chodzi o ten
bezbożny tupet, który nakazuje ci uległość i milczenie.
To tylko kilka współczesnych
sytuacji, gdy krzykliwy lecz aktywny mały tyran ścina głowę jednemu z tłumu,
zaś do przyglądającej się większości woła: Odsunąć się! Nie przeszkadzać!
Rozejść się!
Problemem nie jest więc to, że
pewni ludzie – dajmy na to - ze społeczności LGBTVWXS są niespokojni póki
swojej seksualności nie wyniosą poza sypialnię i nie nauczą twoich dzieci
genderowo-równościowych dogmatów. Tego akurat możemy oczekiwać - że pewni
ludzie będą dławieni obsesjami, póki tego nie uczynią. Prawdziwym problemem
jest to, że wielu Chrześcijan godzi się na to. Godzimy się na kastrację, o ile
tylko jest bezbolesna; o ile tylko nikt nas nie wyrywa z tłumu w poszukiwaniu
ofiary. Poza tym mamy przecież wolność, tzw. neutralność światopoglądową. Oni
tylko „ścinają” tych, którzy ją naruszają. I dodają: większość z Państwa nie ma
żadnego powodu do obaw!
Pamiętajmy o tym, co mali tyrani
robią z jednym. Ale pamiętajmy o tym, dlaczego to robią. Nie zapominajmy
o tym, co jest ich planem dla pozostałych stu. Będziesz stał, patrzył,
po czym posłusznie się rozejdziesz czy zawołasz do reszty: Dość. Zabierzmy
mu tę laskę i kapelusik.