W debacie przedwyborczej często podnoszony jest temat obecności religii w szkole. Krótko na ten temat oczami protestanckiego pastora, który jest zainteresowany obecnością Ewangelii w sferze publicznej, jej wpływem na ludzi oraz na tworzoną przez nich kulturę:
1. Religia szkole to nie jest przedmiot nauczający o wpływie chrześcijaństwa na polską i europejską kulturę. To nie jest neutralny światopoglądowo wykład religioznawstwa prowadzony przez świeckiego nauczyciela. To rodzaj duchowej i światopoglądowej formacji prowadzonej przez oddelegowanego przez kościół reprezentanta.
2. Z powyższego powodu nie zgodziłbym się (dzieci uczymy domowo więc piszę w trybie przypuszczającym), aby moje dzieci były poddawane formacji, z którą mamy rozbieżne cele, przekonania i która stałaby w konflikcie z naszymi wartościami oraz spojrzeniem na świat.
3. Dyskusja o religii w szkole to nie tylko debata o ideach. To również debata o ekonomii i etyce. Czy chrześcijanie powinni oczekiwać, że określona formacja duchowa (choćby większościowa) powinna być finansowana przez tych, którzy zdecydowali się na wybór innej formacji duchowej i światopoglądowej? Odpowiedź jest oczywista: nie.
Po pierwsze: z tych samych powodów, dla których sprzeciwiamy się obecności i finansowaniu z publicznych środków tzw. edukacji seksualnej w szkole.
Po drugie: oczekiwanie, by agnostyk finansował moje zajęcia biblijne dla dzieci jest nieetyczne.
Po trzecie: Biblia naucza, że dzieło i służba kościoła powinny być finansowane przez jego członków. Jest to również argumentem przeciwko wprowadzaniu tzw. podatku kościelnego i kontroli państwa w tej sferze.
Po czwarte: zależność finansowa od państwa rodzi oczekiwania państwa. Niezależność kościoła oznacza zaś nie tylko prawo do wypowiadania się na tematy publiczne (głosem Pisma Świętego), ale i wolność od finansowego utrzymywania jego służb przez "cesarza".
Po pierwsze: z tych samych powodów, dla których sprzeciwiamy się obecności i finansowaniu z publicznych środków tzw. edukacji seksualnej w szkole.
Po drugie: oczekiwanie, by agnostyk finansował moje zajęcia biblijne dla dzieci jest nieetyczne.
Po trzecie: Biblia naucza, że dzieło i służba kościoła powinny być finansowane przez jego członków. Jest to również argumentem przeciwko wprowadzaniu tzw. podatku kościelnego i kontroli państwa w tej sferze.
Po czwarte: zależność finansowa od państwa rodzi oczekiwania państwa. Niezależność kościoła oznacza zaś nie tylko prawo do wypowiadania się na tematy publiczne (głosem Pisma Świętego), ale i wolność od finansowego utrzymywania jego służb przez "cesarza".
4. Jako mały chłopak wychowany w rzymskokatolickiej rodzinie chodziłem na rzymskokatolicką katechezę do końca nauki w liceum, a następnie dostałem się na studia teologiczne na Akademii Teologii Katolickiej na warszawskich Bielanach (dziś UKSW). Gdybym miał mówić o okresie największego duchowego wpływu katechez na moją duchowość i wiarę, to wskazałbym na wczesny okres szkoły podstawowej, gdy zajęcia odbywały się w salce przyparafialnej, a prowadziła je siostra Jolanta (imię mojej żony), a następnie siostra Janina (imię mojej teściowej :) Udział w katechezie był dla mnie rodzajem duchowego spotkania z Bogiem, gdzie uczyłem się szacunku do Niego, treści Pisma Świętego i podstawowych prawd wiary chrześcijańskiej wyrażonych np. w Apostolskim Credo, modlitwa Ojcze Nasz itp.
5. Jakie więc widzę rozwiązanie tematu obecności religii w szkole?
- Bóg nie powierzył "cesarzowi", państwu kompetencji wychowania i edukacji moich dzieci. Dlatego rodzice powinni mieć prawo wyboru szkoły, która wspiera ich wizję świata.
- szkoła w porozumieniu z przedstawicielami danego kościoła decyduje czy wprowadza religię czy nie. I jaką religię (katolicką, protestancką itp.). To samo dotyczy np. edukacji seksualnej. Odgórny nakaz lub przymus w tej kwestii będzie generował konflikt sumienia rodziców i napięcia wśród samych dzieci.
- rodzic decyduje o wyborze szkoły kierując się nie tylko poziomem jej nauczania, ale kwestiami światopoglądowymi.
- kościół (lub organizacje prowadzące zajęcia) decyduje, czy katecheci są finansowani ze środków kościelnych czy od rodziców są pobierane opłaty za utrzymywanie lekcji religii.
- Kościół powinien zachęcać, by również rodzice (szczególnie ojcowie) prowadzili z dziećmi regularny, wspólny czas czytania Pisma Św., modlitwy, śpiewu. Jeśli nie czujecie się w tym na siłach, zaproście waszego duszpasterza, by was w tym poprowadził, wskazał kierunek, podzielił się pomysłami lub pomocnymi materiałami. Chętnym służę pomocą :)
6. I na koniec, abym został dobrze zrozumiany: kiedy agnostyk, ateista, sekularysta w proteście przeciwko obecności religii w szkole będą domagać się "świeckiej szkoły", to odpowiem, że o ile nie są za przekazaniem edukacji w ręce rodziców, świeckich lub religijnych fundacji, organizacji, kościołów (zamiast państwa), to nie ma mowy o oddawaniu czegokolwiek państwowego sekularystom. Bóg nie mówi religijnemu cesarzowi: oddaj to, co wziąłeś w ręce niereligijnego cesarza. Mówi: oddaj to mnie. Moje dzieci to nie twój biznes. Emotikon w