Biblijne pouczenia wobec ojców są inne niż do
dzieci (Ef 6.1-4). Pouczenia do żon są inne niż do mężów (Ef 5.22-33). To oznacza ważną rzecz: w rodzinie nie jesteśmy
państwem demokratycznym. Nie wybieramy demokratycznie władzy, nie podejmujemy głosowania co robić i kogo mianujemy głową rodziny. Opieramy się na Bożych
zarządzeniach.
Bóg urządził ten świat w hierarchiczny (Tfu! Cóż za hejterskie słowo!) sposób. I kiedy
mówimy, że w rodzinie przywódcami są rodzice, a nie dzieci i gdy mówimy, że głową żony jest mąż, a nie vice versa, to nie znosi
obowiązku wzajemnego szacunku i równości. Hierarchia ustanawia raczej różne
role, by zaprowadzać zdrowe funkcjonowanie: rodziny, kościoła, państwa, ludzkich struktur. I jest to rzecz dobra.
Rodzic, który może nawet nieświadomie zaciera różnicę między sobą, a dziećmi – szkodzi im. Są rodzice, nauczyciele, wychowawcy, którzy pozwalają dzieciom, uczniom nazywać siebie po imieniu. Tacy są luźni. Tacy swojscy. Wszyscy jesteśmy jak
kumple. Znieśmy wszelkie rozróżnienia i mury oddzielające nas od siebie. "Ja jestem Krzysiek, a ty mi bez obaw mów o wszystkim".
Jednak rodzice i nauczyciele udający dzieci nigdy nie nauczą ich czym jest dojrzałość, mądrość, odpowiedzialność. Skutek takiego
podejścia jest taki, że to nie dzieci dojrzewają, uczą się mądrości od nas, lecz dorośli dziecinnieją w swym myśleniu i zachowaniu. To w żaden sposób nie przygotowuje dzieci
do sprawowania jakiejkolwiek odpowiedzialności, przywództwa.
Boża mądrość mówi „Biada
ci, ziemio, której królem jest chłopiec” (Kzn 10.16).
I to dotyczy zarówno chłopca 15-letniego, jak i chłopca 40-letniego.