Chrześcijanie po obejrzeniu filmowej historii o Noe zgodnie stwierdzają: "To nie było tak!". Problem w tym, że niektórzy z nich po przeczytaniu biblijnej historii o Noe mówią... to samo. Skoro jednak pisarz biblijny miał prawo do przedstawienia własnej opowieści, to dlaczego odbierać prawo do tego samego reżyserowi filmu Darrenowi Aronofsky'emu - w dodatku konfrontując jego fikcyjną opowieść z inną fikcyjną opowieścią?
Jeśli zarówno biblijny, jak i filmowy Noe to postacie fikcyjne, to każda wersja tej barwnej historii posiada jednakową wartość. Może więc każdy z nas ma prawo przedstawić własne dzieje tego bohatera? Każdy z nas może mieć swojego prywatnego Noe. Następnie spotkamy się gdzieś w dużym ośrodku miejskim na "piwerku ze sprajtem" i porozmawiamy sobie, czy ciekawszy jest ten, który był zwiastunem sprawiedliwości (2 Pt 2.5), czy może Noe będący ekologiem, strażnikiem lasu, pracownikiem stoczni, huzarem, marynarzem... Do wyboru, do koloru.
Jeśli jednak Chrystus miał rację mówiąc o "dniach Noego" w pewnym okresie historii, jeśli miał rację porównując ówczesne realne wydarzenia do innego realnego wydarzenia (Jego przyjścia na sąd), jeśli mówił prawdę na temat potopu, który wówczas zmiótł wszystkich, to sprawa wygląda zgoła inaczej (Mt 24.37-39).