1. Formalne pouczenie.
2. Modlitwa.
3. Nauczanie poprzez własny przykład.
Realizując pierwszy z powyższych punktów, od 7 lat praktykujemy edukację domową, której celem jest edukacja chrześcijańska. Polega ona nie tylko na blokach zajęć z obowiązkowych przedmiotów szkolnych, wyjść do muzeów, czy zajęć dodatkowych (ceramika, perkusja, keyboard, taniec, piłka nożna...). Do opowiadania o Bożym świecie staramy się wykorzystywać codzienne sytuacje życiowe (wspólna podróż, gotowanie, gry planszowe), ale równie ważnym aspektem naszego rodzinnego życia jest codzienny czas wieczornej społeczności z żoną i dziećmi przy czytaniu Biblii, śpiewie, modlitwie.
Powodów tej praktyki jest
kilka. Jeden z nich jest taki, że to, czego się uczymy podczas niedzielnego
nabożeństwa, od którego rozpoczynamy tydzień, powinno mieć miejsce na co dzień w domach. Nie jesteśmy jedynie niedzielnymi czcicielami. Czas rodzinnej społeczności nie musi być długi. Nie trzeba dogłębnej znajomości
teologii, ani licencjatów z biblistyki. W naszej rodzinie spędzamy razem codziennie wieczorem ok.
20 minut, jednak rodzice sami powinni ocenić jaki czas jest adekwatny do wieku i możliwości swoich
dzieci. Ważne, by być w tym wytrwałym i
systematycznym. Osobami, które powinny dbać o wygospodarowanie czasu i prowadzenie takiej rodzinnej modlitwy są w szczególności ojcowie (Ef 6.4).
Taki
czas nabożeństwa rodzinnego jest jak krople deszczu, które drążą skałę tak długo, jak mieszkają z nami. Na trwałe zmiany potrzeba czasu, ale Bóg nam go dał. Chciejmy go
wykorzystać. Cornelius
Van Til, wybitny apologeta chrześcijański, mówiąc o chrześcijańskiej edukacji w
swoim domu napisał: „W naszym domu nie padały tropikalne deszcze. Zawsze
jednak była podwyższona wilgotność. Cała atmosfera przepełniona była Słowem”.
Nie
musimy więc wymyślać nie wiadomo jak barwnych kazań dla naszej rodziny. Zwykle zaczynamy od czytania Bożego Słowa. Niekiedy krótko go omawiam, niekiedy zadaję krótkie pytania do tekstu, innym razem przechodzimy od razu do modlitwy (gdy widzę, że już wszyscy są zmęczeni). Gdy dzieci są małe (3-4 lata) można np. zapytać o to, jakie słowa zapamiętali z czytania, by uczyć ich skupienia i uważnego słuchania, nawet jeśli jeszcze nie wszystko rozumieją. Gdy są starsze (5-6 lat) można zapytać o główne postacie pojawiające się w czytaniu, zaś później o treść i główne przesłanie tekstu. Niekiedy razem śpiewamy, by pieśni, które pojawiają się w Kościele nie były dla nich czymś nowym i nieznanym. Kończymy modlitwą, zapraszając do modlitwy własnymi słowami, ale modlimy się także wspólnie ucząc dzieci Modlitwy Pańskiej, Chwała
Ojcu, Apostolskiego i Nicejskiego Credo. Do dziś jestem wdzięczny mojej mamie, że uczyła mnie ich, gdy byłem 6-7 letnim chłopcem. Zrozumienie ich treści przychodziło oczywiście z czasem, ale prawdy, że Bóg jest jeden w Trzech Osobach nauczyłem się bardzo wcześnie. Do nauczania biblijnych prawd niekiedy używamy prostych katechizmów w formie pytań i odpowiedzi. Chętnie korzystam (i polecam) z Pierwszego Katechizmu (1840), Heidelberskiego (1563) oraz Westminsterskiego (1647). To bardzo pomocne narzędzia w systematycznym uczeniu dzieci podstawowych doktryn chrześcijańskiej wiary. Od czasu do czasu rozmawiamy o tym, jak minął im dzień, co było
zachęcającego, a co zniechęcającego. Następnie modlimy się nawiązując do tego, co usłyszeliśmy. Modlimy się o siebie nawzajem, o Kościół, jego przywódców i wszystkich członków, prześladowanych chrześcijan, o nienarodzone dzieci, o bliskich, chorych, nasz kraj, pokój w miejscach konfliktów itd.
To jest
bardzo ważna rzecz. Powinniśmy regularnie modlić się z dziećmi, a także o nasze dzieci. One,
podobnie jak my, biorą udział w duchowej bitwie. Wraz z całym Ludem
Bożym opuściły Egipt i przechodziły te same trudy w drodze do Ziemi Obiecanej. Z naszymi dziećmi jest podobnie (1 Kor 10.1-11). Nie są przedstawicielami świata stacjonującymi w naszym obozie. Wraz z nami biorą udział w duchowych wyzwaniach i pokusach. Dlatego powinny być otoczone regularną modlitwą rodziców oraz Kościoła, do którego należą. Pamiętajmy
o tym, co Bóg mówi na ich temat. Nazywa je „moim potomstwem” (Mal 2:15),
„świętymi”, „odkupionymi” (Ef 6, Kol 3). Módlmy się, aby dojrzewały w Chrystusie, o ich wiarę, miłość do Boga i bliźnich. Módlmy się o nie na osobności, ale również z
nimi, by widziały, że wiara nie jest dodatkiem do ich życia, lecz powietrzem, którym żyją na codzień.
Kiedy się modlimy, często
dziękuję Bogu za żonę oraz każde z naszych dzieci wymieniając ich imiona i dziękując za konkretne
rzeczy, które zrobiły, np.: Dziękuję Ci, Boże, za uczynność Janka, za pracowitość
Zuzi, za radość Mai. W ten sposób pomagamy im dostrzec, że dla rodziców i dla Boga to, co robią nie jest bez znaczenia. To jest zauważane i chwalone. Słuchając naszych modlitw powinny być również uczone, że i my jako rodzice odpowiadamy przed Bogiem, a ich powodzenie, zdrowie, zaopatrzenie i
szczęście zależą od Jego błogosławieństwa.
Skupiajmy się jednak nie tyle na metodach, ile na zasadach. Podałem
kilka przykładowych pomysłów z życia naszej rodziny, ale chodzi tak naprawdę o jedną, główną
zasadę: Chrystus nie jest dodatkiem w naszym domu. Nie jest gościem niedzielnym. Jest domownikiem i Panem naszego domu. Starajmy się to
wyrażać jak możemy: w tym, czego uczymy, jak postępujemy, jak się komunikujemy w rodzinie, jak reagujemy na grzech, w modlitwie przed
posiłkami, w wystroju domu, kupowanych książkach, oglądanych filmach,
słownictwie itp. Niech nasze domy żyją Chrystusem na co dzień, nie zaś jedynie przy okazji Świąt lub niedziel. Niech będą pełne duchowej woni, której źródłem jest radość w Nim.
Jest
wiele korzyści płynących z rodzinnej społeczności przy Słowie i modlitwie. Oto kilka z nich:
1. Nasza codzienna pobożność wpływa na
dzieci. Nasiąkają Bożym Słowem i wzorcami, które będą chciały kontynuować w swoim domu, jeśli spoiwem wieczornych w naszych domach społeczności będzie miłość, a nie przykry obowiązek.
2. Sprzyja rozwojowi intelektualnemu. Kiedy
dzieci słuchają czytanej Biblii i krótkiego omówienia fragmentu, muszą
pomyśleć o tym co słyszą. Później łatwiej im będzie skupić się w Kościele
podczas czytań i kazania. Nie będziecie musieli ich wypraszać z nabożeństwa w jego połowie. Na naszych nabożeństwach dzieci są obecne od początku do końca. Jest to rezultatem wysiłku rodziców, również w domu, ale ma to również aspekt pedagogiczny: uczy dzieci, że są domownikami naszej wspólnoty, nie zaś gośćmi lub sympatykami. To kształtuje ich zdolności słuchania, identyfikuje z Bożą wspólnotą i uczy bojaźni Bożej. Nabożeństwo jest m.in. dla nich. Dzieci podczas zgromadzeń Bożego Ludu w Piśmie Świętym były obecne przed Bożym obliczem.
3. Sprzyja miłości i harmonii w domu. Więzi
szybko słabną, gdy z kimś widzimy się tylko raz w tygodniu. Jednak nie będą
szybko gasły, jeśli z kimś modlimy się codziennie przez 20 minut.
4. To czas kiedy możemy razem, jako rodzina, przechodzić
przez problemy, z którymi się zmagamy w ciągu tygodnia.
5. Rodzinne nabożeństwo jest przy okazji formą zachęty dla naszych gości. Jeśli goście są wieczorami obecni w naszym domu, zwykle uczestniczą z nami we wspólnym czytaniu i modlitwie.
6. Rodzinne społeczności wśród członków Kościoła przynoszą korzyść całej wspólnocie. Wówczas w Niedzielę spotykają się ludzie, którzy wiedzą, co to znaczy wielbić Boga na co dzień. Nie robią w Kościele czegoś, co nie jest częścią ich życia. Nie są obserwatorami i słuchaczami, lecz zaangażowanymi uczestnikami nabożeństwa.
7. Korzyści ma również państwo, ponieważ
tak wychowywane dzieci będą dobrymi obywatelami. Może co prawda nie dadzą sobą
łatwo manipulować, ale będą pracowici i uczciwi.
PS. Chciałbyś rozpocząć społeczności rodzinne, ale nie wiesz od czego zacząć, potrzebujesz wsparcia lub pomocnej rady? Napisz: bartosik7@gmail.com
PS. Chciałbyś rozpocząć społeczności rodzinne, ale nie wiesz od czego zacząć, potrzebujesz wsparcia lub pomocnej rady? Napisz: bartosik7@gmail.com