39) A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta - Nazaret. (40) Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim. - Ew. Łukasza 2.39-40
Pismo Święte nie za wiele miejsca poświęca na opis
dzieciństwa Pana Jezusa. Mamy opisy jego narodzenia oraz dorosłego
życia. Niewiele jednak mamy powiedziane na temat jego dzieciństwa. Fragment o wizycie 12-letniego Jezusa z rodzicami w Jerozolimie to w zasadzie
jedyny odnotowany przez ewangelistów epizod z Jego młodości.
Milczenie nt. młodości Jezusa nie
jest jakąś amnezją Ewangelistów. To milczenie jest znaczące. Mówi nam bowiem,
że kluczowe wydarzenia z życia Chrystusa miały miejsce od kuszenia do Wniebowstąpienia.
Pismo szczególny akcent kładzie na ostatnie trzy dni życia Jezusa. One właśnie
zajmują znaczną część Ewangelii i stanowią serce Jego misji na świecie
Pismo nie wynosi okresu
dzieciństwa Jezusa jako znaczącego, jako czegoś niezwykłego, czasu, w którym
czynił cuda, uzdrawiał, wypędzał demony wskrzeszał itd. Raczej był to okres jego wzrostu i nauki. Jezus był zwykłym
chłopcem, który dojrzewał, uczył się, pomagał rodzicom w ich pracy i poznawał
Pismo.
Ewangelia Łukasza 2.40 podsumowuje okres wczesnego dzieciństwa. Jezus rósł i nabierał sił, był
pełen mądrości i łaska Boża była nad nim. Syn Boży rósł. Nie urodził
się w pełni silny, w pełni dojrzały. Nabywał mądrości i wzrastał w dojrzałości.
Łukasz podkreśla w ten sposób człowieczeństwo Jezusa. Jest nie tylko człowiekiem, nie tylko niemowlęciem, ale także chłopcem, który musi dojrzewać i rosnąć. Musiał
przechodzić te wszystkie etapy rozwoju, przez które my przechodzimy. Bóg
musiał nauczyć się raczkować, chodzić, samodzielnie jeść, czytać, pracować.
Był nastolatkiem, który przechodził mutację głosu, który być może zastanawiał się
czemu nie wygląda tak, a nie inaczej, czemu ma wypryski na twarzy (jeśli je miał) itd.
Niektórym taka powszedniość nie
pasowała do tytułu Mesjasza, do Boga. Bóg jest taki jak my? Pracuje jak my? Smuci
się jak my? Jada z ludźmi? Odwiedza ich domy? Ubiera się oni? Nie nie... My
chcemy Boga wyniesionego, majestatycznego, niedostępnego!
Jednak dla nas, chrześcijan, to powód do radości i
zaufania. Bóg, któremu ufamy jest Bogiem bliskim. Nie jest daleki. Nie
jest Pierwszą Przyczyną, nie jest Niewzruszonym Poruszycielem, nie jest Pierwotnym Bytem. Jest Bogiem, który stał się jednym z nas w pełnym tego
słowa znaczeniu. Od niemowlęctwa, poprzez wiek nastoletni po dorosłość. Nie
mamy żadnych podstaw, by sądzić, że Bóg nas nie zna, nie rozumie.
„[Chrystus] musiał we wszystkim upodobnić się do braci,
aby mógł zostać miłosiernym i wiernym arcykapłanem przed Bogiem dla
przebłagania go za grzechy ludu. A że sam przeszedł przez cierpienie i próby,
może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą” (Hbr 2,17-18).