Jak tylko możemy, chętnie przyjmujemy księdza chodzącego po kolędzie.
W jednym roku dzień wcześniej zapukał ministrant pytając, czy następnego dnia może nas odwiedzić proboszcz po kolędzie. Z wielką chęcią się zgodziłem prosząc, by jednak uprzedził proboszcza, że tu jest dom pastora i rodziny protestanckiej. Następnego dnia skoro miało dojść do spotkania dwóch duchownych, założyłem koszulę z koloratką :-)
Rozległ się dzwonek. Otworzyłem drzwi. W progu stał ksiądz proboszcz z zszokowaną i zdziwioną twarzą, jakby zobaczył ducha lub zastanawiał się, czy jest na właściwej planecie.
- Szczęść Boże! - powiedziałem - Widzę, że ksiądz jest zdziwiony. Pewnie ministrant nie uprzedził, że odwiedza ksiądz dom protestantów i pastora...
- Nie uprzedził... - powiedział cicho duchowny
- Nie szkodzi. Jeśli to dla księdza nie problem, to serdecznie zapraszam.
Rozmawialiśmy przez ok. 20 min. nt. ewangelii, Bożego Słowa, naszych kościołów i codziennych wyzwań. Na koniec zaproponowałem modlitwę i pomodliłem się o księdza parafię oraz wierność Słowu. Zakończyliśmy wspólnie śpiewem kolędy i Modlitwą Pańską. Proboszcz zapytał czy może dać obrazki dzieciom ze żłóbkiem i Świętą Rodziną. Zgodziłem się. Odwzajemniłem się jedną z naszych książek. Było bardzo miło. Nasze dzieci po wizycie zadawały dużo pytań o różnice kościelne i dziwiły się, że ksiądz nie może mieć żony oraz dzieci.
PS. Jeden z członków naszego Kościoła (z Poznania) dał zaś kolędującemu księdzu książkę "Głowa Rodziny" Douglasa Wilsona. Nie wiem jednak, czy nie miał innej, czy po prostu była to świadoma forma zachęty :-)