"Nie ma lepszego wspornika dla moralności niż Ewangelia" - powiedział wczoraj podczas debaty w siedzibie "Gazety Wyborczej" Adam Michnik. Ta wypowiedź jest doskonałą ilustracją tego, czym dla współczesnych, "oświeconych" europejczyków, zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej, jest Ewangelia.
Jest "wspornikiem" dla moralności, nie zaś Dobrą Nowiną dla każdego grzesznika o tym, co Bóg uczynił dla niego poprzez Swojego Syna (1 Kor 15:1-4). Nie jest mocą Bożą dla każdego, kto wierzy (Rzym 1:16). Jest... wspornikiem dla jakiejś nieokreślonej, abstrakcyjnej moralności. Zapewne więc, wg autora powyższych słów, Ewangelia bardzo pomaga rozładowywaniu napięć społecznych, w sankcjonowaniu prawa do aborcji, w ucieczce od agenturalnej lustracji oraz nierozliczaniem autorów komunistycznych zbrodni. Czyli w zasadzie Ewangelia to taka "religijna podpórka" dla utrwalania moralności, która jest poza nią i której źródłem jest coś innego niż ona sama.
Okazuje się więc, że wystarczy wskazać Ewangelii należne jej miejsce podpórki dla moralności i już jest do przełknięcia dla każdego! Przecież nikt nie przeczy jej wartości i użyteczności. Jest znakomitym "wspornikiem"! Czy ktoś śmiałby temu zaprzeczyć i posądzać kogokolwiek o pomniejszanie jej roli i znaczenia w naszym życiu? Każdy wszak docenia jej wartość. Nawet Adam Michnik.