List otwarty do red. Tomasza Terlikowskiego oraz
tygodnika “Do Rzeczy”ws. artykułu „Homeschooling na reformę”
Szanowny Panie Redaktorze,
Z uwagą przeczytałem pański artykuł w ostatnim wydaniu
tygodnika „Do Rzeczy” (nr 31/31 26 sierpnia – 1 września 2013) pt. „Homeschooling na reformę”. Jako
rodzica zaangażowanego w uczenie własnych dzieci w domu, cieszy mnie każda
inicjatywa, której celem jest wspieranie wolności w edukacji i umacnianie praw
rodziców do wychowania i uczenia dzieci w zgodzie z wyznawanymi wartościami.
Pana artykuł zachęca do zainteresowania się tematem edukacji domowej,
przestawiając ją w pozytywnym świetle. Jego zaletą jest również fakt, iż
dostrzega Pan główne wyzwania tej formy edukacji. To cieszy.
Kwestią, która jednak powoduje, że tekst z pochwały
homeschoolingu staje się jej „judaszowym pocałunkiem” jest pańska definicja
rodziców (i dzieci) zajmujących się tym trybem edukacji. Zauważa pan, że aż 35%
rodziców podaje religijne i światopoglądowe powody, jako decydujące o wyborze
edukacji domowej. Dodaje pan: „I chodzi tu nie tylko o dzieci z rozmaitych
fundamentalistycznych sekt protestanckich, ale także o młodych katolików czy
Żydów (...).”
Mam duży problem z tym stwierdzeniem. Jest ono nie tylko
krzywdzące i obraźliwe dla uczonych domowo protestanckich dzieci (i ich
rodziców), ale zwyczajnie nieprawdziwe. Nie jestem pewien jakie
„fundamentalistyczne sekty protestanckie” ma pan na myśli, gdyż nie wymienia
ich pan. Czytelnik nie jest więc poinformowany czy mowa jest o wszystkich
protestantach, czy jedynie o wybranych wspólnotach, które definiuje pan jako
„sekty”, a które w przeciwieństwie do „kościołów” lub „wspólnot” protestanckich
są według pana dominujące w uczeniu domowym.
Nie przeczę, że istnieją „fundamentalistyczne sekty”,
samodefiniujące się jako „protestanci”. Będąc jednak pastorem protestanckiego
kościoła (Ewangeliczny Kościół Reformowany w Gdańsku) i znając dobrze zarówno
środowisko polskiego protestantyzmu, jak i edukacji domowej daleki jestem od
stwierdzenia, że jedną z największych grup uczonych domowo są „dzieci z
rozmaitych fundamentalistycznych sekt protestanckich”.
Wraz z żoną jesteśmy zaangażowani w edukację domową od
prawie 4 lat. Przez ten czas nauczyliśmy się, że środowisko edukatorów domowych
w Polsce jest różnorodne pod względem światopoglądowym. Oczywiście jest miejsce
na dyskusje pomiędzy nami (i robimy to). Jednak opowiadając lub pisząc o idei i
rozwoju „homeschoolingu” w Polsce znaczna większość z nas potrafi zrozumieć, że
nie jest i nie powinna to być okazja do wskazywania, że prócz nas
(„normalnych”) homeschoolingiem zajmują się także dajmy na to „sekciarze z
neokatechumenatu”.
Najzwyczajniej jest to obszar, który powinien nas łączyć w
tak ważnej sprawie, jaką jest prawo do edukacji własnych dzieci. W kontekście
współczesnych (a właściwie odwiecznych) zakusów państwa do przejmowania roli
Wielkiego Pedagoga naszych dzieci oraz wieloletnich starań środowisk
„homeschoolerskich” o prawo do tej formy edukacji, określanie protestanckich
dzieci jako przedstawicieli „fundamentalistycznych sekt protestanckich”, czyli
de facto – „sekciarzy”, jest zwyczajnym pomówieniem. Stanowi również wspaniałą
pożywkę dla różnorakich lewicowych propagandystów, dla których tego typu
określenia uczonych domowo dzieci są jak miód na ich obolałe od tej przestrzeni
wolności edukacyjnej serce. Nic tylko czekać aż wyznawca boga-państwa
gorliwie podchwyci pańskie „rewelacyjne dane” o tym, że wg red. Tomasza
Terlikowskiego to „dzieci z sekt” są w większości uczone domowo w naszym kraju.
Panie Redaktorze, jeśli kolejnym razem zechce pan napisać
„pochwalny” tekst na temat edukacji domowej, mam kilka rad. Nalegam, aby pan
skorzystał z którejś z nich:
- skoro pisze pan jako osoba niezaangażowana w edukację
domową, a jedynie ją popierająca jako kibic lub obserwator, proponuję, aby
przed kolejną publikacją wysłać tekst do sprawdzenia 2-3 rodzinom edukującym
domowo. Najlepiej rodzinom o różnych światopoglądach.
- zastanowić się czy pana celem jest wspieranie edukacji
domowej, czy przy okazji utwierdzenie katolików w przekonaniu, że o
protestantach należy mówić w kategoriach „fundamentalistycznych sekt”.
- proszę wziąć pod uwagę, że bat, który ukręca pan na
protestantów jest jednocześnie batem na wiele rodzin z Kościoła Katolickiego
uczących domowo. Rozumiem, że dla pana określenie „współpraca” i „wspólny cel”
z nie-frondowymi-katolikami może być czymś niepojętym, nawet, jeśli zależy nam
na obronie tych samych wartości. Proszę jednak zrozumieć, że edukacja domowa w
naszym kraju staje się coraz popularniejsza m.in. dzięki temu, że wypowiadając
się na jej temat, potrafimy wznieść się ponad osobiste uprzedzenia, we
wspólnym celu. Proszę mi wierzyć, pana oponentami w tym temacie nie są
protestanci, których nie waha się pan oczerniać nawet w kontekście tekstu o
homeschoolingu. Są nimi różnej maści zwolennicy idei, że nasze dzieci są
„cesarskie”, a nie „boskie”. Być może będąc uradowani pańskim tekstem o
„dzieciach z sekt” uczonych w domu zechcą podziękować panu za te „rewelacyjne”
informacje.
- nam rodzicom edukacji domowej zależy na tworzeniu dobrego
i przyjaznego wizerunku tej formy uczenia. Istnieje wielka potrzeba, abyśmy w
tej kwestii mówili jednym głosem. I bynajmniej nie powinien być to głos
definiujący sąsiednie środowisko homescholersów jako „dzieci z sekty Bractwa
Świętego Piusa X”, „dzieci z sekty Opus Dei”, „dzieci z sekty Odnowy w Duchu
Świętym” itp. Dlatego kończąc apeluję o nie rozprzestrzenianie ideologicznych
zafałszowań oczerniających w ten sposób setki (jeśli nie tysiące) dzieci
uczonych domowo.
Z pozdrowieniem i wyrazami szacunku,
pastor Paweł Bartosik