Jakiś czas temu brałem udział w dyskusji z pewnymi szczerymi braćmi w wierze na temat skutków i konsekwencji udzielenia chrztu w kontekście zrozumienia fragmentu z Listu do Rzymian 6:1-4: "Cóż więc powiemy? Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska obfitsza była? Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy? Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili".
Kilka refleksji na ten temat:
1. Bóg upodobał sobie działać poprzez różne środki i narzędzia: zdania ułożone w gramatycznej formie, papier i farbę drukarską, wodę, chleb i wino. Użyte w odpowiedni sposób i w odpowiednim kontekście komunikują ważną treść i niosą duchowe błogosławieństwa dla tych, którzy odpowiadają na nie z wiarą.
2. Powyższy urywek (oraz wiele innych w Nowym Testamencie) jasno naucza, ze Bóg poprzez chrzest jednoczy, utożsamia i łączy nas w przymierzu z Chrystusem, włącza do Swojego Ciała (Kościoła) - por. 1 Kor 12.13, Gal 3.27. To stanowisko historycznego Kościoła oraz wszystkich Kościołów reformacji. Według wielu szczerych ewangelicznych chrześcijan takie spojrzenie oznacza jednak, że... Bóg w chrzcie robi za dużo! Szukają więc rozwiązania tego napięcia i chcąc bronić biblijnej i reformacyjnej doktryny Sola Fide (Tylko Wiara) posuwają się do karkołomnego działania: zaprzeczają, że Bóg prowadzi do wiary oraz umacnia wiarę poprzez widzialne środki, które ustanowił i poprzez które działa. Czyniąc to de facto odbierają Bogu Jego narzędzia komunikacji - minimalizując ich znaczenie do roli zwykłego "symbolu", "pamiątki" itp.
3. Reformatorzy byli wielkimi głosicielami usprawiedliwienia z wiary (Sola Fide). Jednocześnie byli wielkimi głosicielami, że Bóg nie działa na zasadzie "abrakadabra" lub przez osmozę lecz poprzez ustanowione przez Siebie narzędzia komunikacji: Słowo i sakramenty. Owszem, przyjęcie chrztu nie daje życia wiecznego.
Zauważając to, nie wolno nam jednak negować Bożego działania w chrzcie twierdząc, że skoro w piekle mogą znaleźć się ochrzczeni ludzie, to znaczy, że Bóg w chrzcie niczego nam nie daje i w zasadzie nie ma on zbyt wielkiego znaczenia. To byłoby pomniejszanie znaczenia Bożych komunikatów. To tak jakby stwierdzić: "Pan Bóg nie zbawia przez czytanie Słowa Bożego, ale przez krew Jezusa Chrystusa." Owszem nie jesteśmy zbawieni przez słuchanie i czytanie Biblii. W piekle może się znaleźć wiele jej czytelników. Czy to jednak oznacza, że czytanie Słowa Bożego jest bez znaczenia? Oczywiście nie! Bóg zbawia poprzez wiarę w Chrystusa, ale ta wiara nie rodzi się z próżni. Bóg ustanowił pewne środki, które ją rodzą, podtrzymują, wzmacniają. Tymi środkami są Słowo i sakramenty (Chrzest i Wieczerza Pańska). Są to Boże (a nie ludzkie) narzędzia komunikowania się z nami, umocnienia i zachęty. Naszą odpowiedzią na dobre Boże dary powinna być wiara.
4. Reformowana teologia postrzega nie tylko zbawienie w sposób teocentryczny i Chrystocentryczny, ale także inne aspekty chrześcijańskiego życia, w tym sakramenty. To Bóg działa w chrzcie. Człowiek zaś jest odbiorcą Bożego daru. To Bóg coś ogłasza podczas jego udzielania. Takie fragmenty jak Rzym 6:1-4, 1 Kor 12:13, Gal 3:27 wyraźnie o tym mówią. Bóg nas chrzci. On jest stroną aktywną. Chrzest jest Jego narzędziem działania i komunikacji z człowiekiem. I kiedy Bóg działa poprzez ustanowione przez Siebie środki, to nigdy nie jest to bez znaczenia. Zatem kluczowe dla zrozumienia tego, co się dzieje w chrzcie jest zrozumienie, że to nie człowiek ogłasza w chrzcie, że coś z nim się stało (nawrócił się, przyjął Jezusa, odmówił modlitwę grzesznika itp.). To arminiańskie spojrzenie na chrzest. Zgodnie z Pismem to Bóg ogłasza chrzczonego: Swoim uczniem, częścią Bożej rodziny (Kościoła), członkiem Bożego Ludu, zjednoczonym z Chrystusem w przymierzu.
5. Z powodu tego, że jest to Boża pieczęć, odtąd wszystko co robimy, robimy jako ludzie ochrzczeni w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego - noszący na sobie Jego imię. Możemy to imię nosić w sposób godny lub niegodny, depcząc Boży dar, tak jakby był zwykłym zmoczeniem w wodzie. To jednak odpowiedź niewiary, nie zaś chrześcijanina.
6. Chrzest bez odpowiedzi w postaci wiary u chrzczonego ma takie samo znaczenie jak głoszenie Słowa bez udziału wiary u słuchacza. Jedno i drugie są obiektywnymi Bożymi komunikatami i środkami działania w człowieku. Czy niewiara człowieka niszczy Boży komunikat lub powoduje, że staje się niczym? W żadnym razie! Niewiara powoduje, że Boży dar zamiast przynieść błogosławieństwo, przynosi człowiekowi sąd. Natomiast twierdzenie, że niewiara człowieka niszczy Boży dar (czyli powoduje, że chrzest to zwykłe "wygłupy z wodą", a Biblia to "zwykła książka") to straszliwie niebezpieczne podejście ponieważ mówi Bogu: "Twoje środki są bez znaczenia skoro człowiek odpowiada na nie z lekceważeniem". W taki sposób traktuje Biblię neoortodoksyjna i liberalna teologia . Mówią one bowiem, że Pismo Święte staje się żywym Słowem dopiero wtedy gdy człowiek przyjmie je z wiarą. Do tego czasu jest zwykłą, suchą literą. To poważny błąd. Słowo zawsze jest żywym, Bożym komunikatem do człowieka. Problem w tym, że człowiek nie zawsze go słyszy i nie zawsze ochotnie przyjmuje.
Podobnie chrzest nie staje się chrztem dopiero wtedy gdy człowiek zgodzi się z Panem Bogiem. Jest on Bożym komunikatem już w momencie jego udzielenia. Odpowiedź na Boży dar zawsze polega na życiu wiarą widoczną w uczynkach. Uzależnianie ważności Bożego komunikatu (Słowa Bożego, Chrztu, Wieczerzy Pańskiej) od odpowiedzi człowieka to zupełnie nieortodoksyjne, niehistoryczne i niebiblijne podejście. Bóg mówi w chrzcie obiektywnie, tak jak obiektywnie mówi w Ew. Jana. Niewiara człowieka tego nie niszczy. Niewiara człowieka mówi: "gardzę Twoimi darami i błogosławieństwami". Pamiętajmy, że to nie odpowiedź człowieka określa kiedy Bóg coś mówi, a kiedy nie. To straszliwie antropocentryczna teologia, pomniejszająca wartość Bożych komunikatów i środków, które sobie upodobał.
7. Co więc ze stwierdzeniem: "jeżeli człowiek w momencie chrztu nie był prawdziwie nawrócony, to nie był to prawdziwy, biblijny chrzest"? To tak, jak jakby powiedzieć, że "jeżeli Nowak nie przyjął Słowa Bożego, to znaczy, że nie było to żywe Słowo, poprzez które Bóg przemawia do człowieka". To oczywiście absurd. To nie wiara bądź niewiara człowieka określa co Bóg mówi, a czego nie mówi. Wiara bądź niewiara jedynie przyjmują lub odrzucają Boże komunikaty, ale nie określają, nie definiują co robi Bóg.
Kolejny problem z powyższym podejściem jest następujący: skąd wiemy kto jest "prawdziwie nawrócony"? Czy mamy chrzcić do skutku aż się w 100% upewnimy? Ile razy? Czy znamy serca ludzi, by to z pewnością stwierdzić? Wedle tego podejścia możemy domniemywać, że wiele opisanych przypadków chrztu w Dziejach Apostolskich to jednak nie były "chrzty", mimo iż Duch Święty wyraźnie mówi, że zostali "ochrzczeni" (bez żadnego prawdopodobieństwa).
Z założenia, że to człowiek poprzez swoją wiarę i wyznanie nadaje znaczenie własnemu chrztowi wynikają dziwaczne, wręcz sekciarskie praktyki powtarzania "chrztu do skutku" (aż dana osoba zdefiniuje siebie jako "w pełni świadomą i wierzącą"). To poważny grzech, nie bez przyczyny potępiony przez zarówno Pismo (Ef 4:5), wczesny Kościół, np. w Nicejsko-Konstantynopolitańskim Wyznaniu Wiary (381): "wyznaję jeden chrzest...."), jak i Kościoły reformacji (np. Konfesja Sandomierska 1570, Belgijskie Wyznanie Wiary 1561).