Niekiedy słyszymy, że dyskusja o "małżeństwach homoseksualnych" jest prywatną sprawą i kwestią wolności tych osób. Wszak nikt nikomu nie powinien wchodzić do sypialni, ani wprowadzać publicznych ograniczeń w imię własnego światopoglądu. Każdy ma prawo (w imię własnej prywatności) poślubić osobę, którą kocha i która kocha jego.
Tymczasem:
1. Sami homoseksualiści wyprowadzają seksualność poza sypialnię, na widok publiczny. Jest to domena środowisk LGBT i coś, czemu zdrowe społeczeństwo się sprzeciwia.
2. Sami homoseksualiści chcą wprowadzać ustawowe regulacje w imię własnego światopoglądu. I nie mam tu na myśli jedynie regulacji zezwalających (na wprowadzenie homoseksualnych "małżeństw"), ale także ograniczających, (np. poligamii, małżeństw z 16-17 latkami itd.). Dlaczego jednak w imię "własnego światopoglądu" mielibyśmy zabronić życia w zgodzie z własnymi przekonaniami Mormonom lub niektórym ortodoksyjnym Żydom, popierającym wielożeństwo? Na to pytanie nie usłyszałem jak dotąd odpowiedzi od żadnej osoby popierającej formalizowanie homoseksualnych związków.
3. Znany aktor Jeremi Irons stwierdził, że przypisując nazwę "małżeństwo" parom homoseksualnym deprecjonujemy i zmieniamy znaczenie tego, czym jest małżeństwo. I zadaje uzasadnione pytanie: dlaczego ojciec nie mógłby w takim razie poślubić syna? Gdy dziennikarz próbował go sprostować twierdząc, że byłoby to kazirodztwo, aktor celnie wskazał: - Nie ma kazirodztwa pomiędzy mężczyznami, bo zakaz kazirodztwa chroni przed płodzeniem potomstwa, a mężczyźni nie mogą się rozmnażać. Więc jeśli chciałbym przekazać swojemu synowi mój majątek, to mógłbym go poślubić i przekazać majątek bez płacenia podatku. Trudno odmówić logiki i konsekwencji temu podejściu.
4. Jak powiedział Douglas Wilson: "Małżeństwo osób tej samej płci nie jest przyzwoleniem na to, co niektórzy ludzie będą mogli robić prywatnie. Jest raczej czymś, o czym będziesz mógł mówić publicznie".
5. Małżeństwo w Bożych oczach jest miłosnym przymierzem jednego mężczyzny i jednej kobiety. I ma ono charakter publiczny. Oznacza to, że w przestrzeni publicznej para małżeńska powinna być rozpoznawana za taką. Sama ceremonia ślubna ma bowiem publiczny wymiar, towarzyszy jej publiczny znak przymierza małżeńskiego, jakim jest (w naszej kulturze) obrączka, niesie ze sobą prawne obowiązki i przywileje małżeńskie oraz obowiązek poszanowania tego związku przez wszystkich innych, zgodnie z przykazaniami "nie kradnij" oraz "nie cudzołóż".
Nie mówimy więc o żadnym "prywatnym związku", ani o "prywatnym prawie do poślubiania osoby, którą kocham". Mówimy o instytucji, która ma wymiar publiczny i niesie ze sobą publiczne konsekwencje.