wtorek, 9 kwietnia 2013

Czy prawdą jest, że „jeśli nie masz historii nawrócenia, to nie jesteś nawrócony”?


R.C. Sproul jr.

Z pewnością tak. Tak długo jak „posiadanie historii nawrócenia” jest na tyle szerokim pojęciem, że zawiera świadectwo: „od kiedy pamiętam zawsze kochałem Jezusa i zależałem od Jego skończonego dzieła”. Niestety, mało prawdopodobnym jest, aby ludzie, którzy mówią w ten sposób mieli na myśli coś takiego.

Mamy dwa rodzaje wierzących. Jednych byśmy nazwali „chrześcijanami od kołyski”, drugich zaś „chrześcijanami po przejściach”. Ponieważ obie te grupy składają się z grzeszników, to niczym niezwykłym nie są nieporozumienia i tarcia pomiędzy nimi. W pierwszym przypadku mamy tych, którzy wzrastali w karności i dyscyplinie Pańskiej. Byli uczeni o Bożych prawdach od młodości. Mogli być, niczym Jan Chrzciciel, nawróceni w łonie matki (pamiętajmy, że Jan jeszcze przed narodzeniem, gdy był w łonie Elżbiety podskoczył z radości z powodu bliskiej obecności Jezusa – Łk 1:41). Pamiętajmy także, że nie jest to zaprzeczenie konieczności nawrócenia. Nawet „chrześcijanie od kołyski” byli kiedyś dziećmi ich ojca – diabła.

Z drugiej strony mamy tych, którzy mają bardziej dramatyczne historie nawróceń. Pamiętają czas swojej niewiary i doświadczenie odwrócenia się o niej. Niczym niezwykłym dla takich osób jest głęboka świadomość swojego zgubionego stanu przed nawróceniem, niekiedy życia w rozwiązłości, pamiętanie pustki, strachu mimo stosunkowo prostego stylu życia, które prowadzili. Te osoby są w pełni świadome tego, kiedy wyszły z ciemności do cudownej światłości.

Biblia zawiera opisy obu rodzajów nawróceń. Nawrócenie Pawła było raczej dramatyczne, podobnie jak łotra na krzyżu. Zarówno strażnik więzienny, jak i etiopski eunuch byliby w stanie wskazać na konkretną godzinę w konkretnym dniu i złożyć dziękczynienie. Kto zaś według Biblii jest chrześcijaninem od kołyski? Praktycznie każdy wierzący Starego Testamentu. W rzeczywistości ciężko byłoby znaleźć opis dramatycznego nawrócenia pośród synów Abrahama. Dawid, choć był grzesznikiem od poczęcia (Ps 51:5-7) ufał Bogu odkąd był karmiony piersią swojej matki (Ps 22:10-11). Mimo iż czytamy o wielu wiernych, Bożych ludziach, to nie widzimy ich dramatycznych nawróceń. Wierzyli oni bowiem w przyszłe dzieło Chrystusa i stali się przyjaciółmi Boga, nawet bez „historii nawrócenia”.

Ci, którzy argumentują, że bez historii nawrócenia nie jesteśmy nawróceni starają się ustrzec przed niebezpieczeństwem założenia, które może pochodzić od tych, którzy wzrastają w chrześcijańskich domach. Czymś łatwym jest bowiem myśleć o sobie jako o „niebiańskim dziedzicu”, kimś, komu prawie należy się zbawienie z powodu „cnoty” jaką jest bycie dzieckiem osoby wierzącej. Doceniam tą troskę, lecz obawiam się, że ten rodzaj języka wylewa dziecko z wodą chrztu i paradoksalnie dodaje uczynki do naszej wiary.

Czyli pragnąc zaprzeczyć, że jesteśmy zbawieni przez chrzest (co jest dobrą rzeczą, ponieważ temu należy zaprzeczyć), zwolennicy „dramatycznych nawróceń” dodają do biblijnej konieczności zaufania w zakończone, zbawcze dzieło Chrystusa następującą rzecz: pamiętanie, kiedy po raz pierwszy zaczęliśmy coś robić.

Skutek jest taki, że kończymy z nauczaniem o usprawiedliwieniu przez wiarę plus przez pamiętanie, kiedy się ona rozpoczęła. Jest to osobliwa forma herezji Galacjan. Jednak, co gorsze - powoduje ona, że także nasze wytrwanie zależne jest od naszej pamięci. Zastanawiam się, jak wiele osób wyznających to stanowisko, pewnego dnia, w starszym wieku, straci pamięć i tym samym swoją historię, a więc również zbawienie (jeśli ich założenie jest prawdziwe).

Nie jesteśmy zbawieni od Bożego gniewu poprzez pamiętanie tego, kiedy zostaliśmy zbawieni. Jesteśmy zbawieni przez pamiętanie o tym, przez Kogo to zbawienie przychodzi, przez zaufanie w jedynie Jego dzieło, bez dodawania do niego zarówno wiary naszych rodziców, jak i naszej pamięci o tym, kiedy ta wiara została nam dana.

(tłumaczenie: Paweł Bartosik)