Uczeni w Piśmie niechętnie spoglądali na śpiew dzieci w Świątyni. Prędzej gotowi byli zaakceptować handlarzy niż dzieci chwalących Jezusa. Ma to ważną symbolikę. Jezus nazywa starą Świątynię "jaskinią zbójców" i dokonuje w niej "przewrotu", oczyszczenia. Ma to wymiar prorocki: stara Świątynia wkrótce będzie bezpowrotnie zniszczona. Nie zabrzmi już w niej śpiew Lewitów. Bóg w jej miejsce zbuduje Nową Świątynię - Kościół i uwielbienie dzieci jest tego zapowiedzią.
W opisie Niedzieli Palmowej dzieci są wzorcowymi uczniami. To pokazuje, że miejsce dzieci jest wśród wielbiących Boga w Świątyni, nie zaś w sąsiednim pomieszczeniu.
Nie chodzi nam o to, by dzieci weszły z nami do budynku kościelnego i robiły w nim coś innego niż my. Nie chodzi także o to, by "wytrzymały" 80-90 minutowe nabożeństwo.
Celem jest to, aby włączały się wraz z nami w jego przebieg. To oczywiście wymaga nauki, cierpliwości i determinacji. Szczególnie od rodziców. Jak wszystko, tak i wychowanie pobożnych synów i córek wymaga pracy, wysiłku oraz wyrzeczeń.
Cotygodniowe nabożeństwo rozpoczyna się Bożym wezwaniem na zgromadzenie Bożego ludu (słowami Pisma Świętego). Jest ono skierowane również do dzieci. Wraz z nami klękają i wyznają grzechy, otrzymują absolucję (zapewnienie o przebaczeniu), razem z nami wznoszą ręce podczas Gloria Patri, Ojcze nasz i końcowej Doksologii. Wspólnie z nimi co tydzień głośno wyznajemy naszą wiarę słowami Apostolskiego lub Nicejskiego Credo, wspólnie słuchamy pouczenia Głowy Rodziny - Jezusa wobec wszystkich jej członków. Wraz z nami dziękują Bogu przynosząc ofiary, Pan Jezus zaprasza je do Swojego Stołu - karmiąc ich ciała oraz dusze i oznajmiając, że są częścią Jego rodziny. Wraz z całym Ludem Bożym otrzymują błogosławieństwo i są rozsyłane do swoich powołań jako Jego uczniowie. Innymi słowy: czynimy dzieci czcicielami Jezusa, a nie obserwatorami pobożności rodziców lub biernymi słuchaczami. I robimy to od samego początku. Ich obecność, zaangażowanie w śpiew, modlitwy, nauka słuchania są częścią procesu uczniostwa, nie zaś umoralniania potencjalnych przyszłych uczniów.
Cotygodniowe nabożeństwo rozpoczyna się Bożym wezwaniem na zgromadzenie Bożego ludu (słowami Pisma Świętego). Jest ono skierowane również do dzieci. Wraz z nami klękają i wyznają grzechy, otrzymują absolucję (zapewnienie o przebaczeniu), razem z nami wznoszą ręce podczas Gloria Patri, Ojcze nasz i końcowej Doksologii. Wspólnie z nimi co tydzień głośno wyznajemy naszą wiarę słowami Apostolskiego lub Nicejskiego Credo, wspólnie słuchamy pouczenia Głowy Rodziny - Jezusa wobec wszystkich jej członków. Wraz z nami dziękują Bogu przynosząc ofiary, Pan Jezus zaprasza je do Swojego Stołu - karmiąc ich ciała oraz dusze i oznajmiając, że są częścią Jego rodziny. Wraz z całym Ludem Bożym otrzymują błogosławieństwo i są rozsyłane do swoich powołań jako Jego uczniowie. Innymi słowy: czynimy dzieci czcicielami Jezusa, a nie obserwatorami pobożności rodziców lub biernymi słuchaczami. I robimy to od samego początku. Ich obecność, zaangażowanie w śpiew, modlitwy, nauka słuchania są częścią procesu uczniostwa, nie zaś umoralniania potencjalnych przyszłych uczniów.
Dlatego członkostwo w Kościele dzieci, chrzest niemowląt, wychowanie w wierze od samego początku są czymś, co bardzo irytuje antyklerykałów i misyjnych ateistów. Jest bowiem wybieraniem dla dziecka drogi i środowiska wzrostu bez czekania kilkanaście lat na jego samodzielną deklarację. Zabieramy je do obecności Jezusa, gdy jeszcze są w wózku. Dlaczego? Ponieważ wiemy, że Jezus jest życiem, drogą, prawdą, światłem, zbawieniem.
"Pozwólcie aż dorośnie i samo wybierze!" - to słowa, które padają z ust Richarda Dawkinsa, nie zaś Chrystusa. Po co ten chrzest?! Po co ta Komunia?! Po co ten Kościół? Po co decydować za nie?! Człowiek powinien sam wybrać! Dobrze wiemy, że misjonarzom ateizmu nie chodzi o samodzielny wybór naszych dzieci. Chodzi o duchową walkę, chodzi o ich (nie)wiarę i separowanie od środowiska, środków duchowego wzrostu od najwcześniejszych lat ich życia. Nie bądźmy naiwni. Nie chodzi o samodzielność. Sekularyści lepiej rozumieją to, czego nie rozumieją niektórzy chrześcijanie: że utożsamienie dziecka z Chrystusem poprzez chrzest (Mt 28:19-20; 1 Kor 12:13; Gal 3:27), ze wspólnotą wiernych, ich udział przy Stole Pańskim mają bardzo ważne znaczenie dla ich tożsamości i wzrostu.
Nie słyszałem, by w imię "samodzielnego wyboru" ateistyczni rodzice pytali swoje dzieci, czy podwieźć je autem na niedzielne nabożeństwo do Ewangelicznego Kościoła Reformowanego, by same zdecydowały czy chcą do niego przychodzić co tydzień. Nie słyszałem, by w imię otwartości i szerokich możliwości wyboru, odwiedzali z dziećmi synagogę, meczet, świątynię Kryszny, prawosławną Cerkiew i Salę Królestwa Świadków Jehowy. Zwyczajnie zakładają, że nie jest to nawet opcja, ponieważ celem nie jest ich wybór. Celem jest... niewiara. Dlatego trzymają swoje dzieci z dala od Ewangelii.
Czy jednak nigdy nie czytaliście: z ust niemowląt i ssących zgotowałeś Sobie chwałę?
"Pozwólcie aż dorośnie i samo wybierze!" - to słowa, które padają z ust Richarda Dawkinsa, nie zaś Chrystusa. Po co ten chrzest?! Po co ta Komunia?! Po co ten Kościół? Po co decydować za nie?! Człowiek powinien sam wybrać! Dobrze wiemy, że misjonarzom ateizmu nie chodzi o samodzielny wybór naszych dzieci. Chodzi o duchową walkę, chodzi o ich (nie)wiarę i separowanie od środowiska, środków duchowego wzrostu od najwcześniejszych lat ich życia. Nie bądźmy naiwni. Nie chodzi o samodzielność. Sekularyści lepiej rozumieją to, czego nie rozumieją niektórzy chrześcijanie: że utożsamienie dziecka z Chrystusem poprzez chrzest (Mt 28:19-20; 1 Kor 12:13; Gal 3:27), ze wspólnotą wiernych, ich udział przy Stole Pańskim mają bardzo ważne znaczenie dla ich tożsamości i wzrostu.
Nie słyszałem, by w imię "samodzielnego wyboru" ateistyczni rodzice pytali swoje dzieci, czy podwieźć je autem na niedzielne nabożeństwo do Ewangelicznego Kościoła Reformowanego, by same zdecydowały czy chcą do niego przychodzić co tydzień. Nie słyszałem, by w imię otwartości i szerokich możliwości wyboru, odwiedzali z dziećmi synagogę, meczet, świątynię Kryszny, prawosławną Cerkiew i Salę Królestwa Świadków Jehowy. Zwyczajnie zakładają, że nie jest to nawet opcja, ponieważ celem nie jest ich wybór. Celem jest... niewiara. Dlatego trzymają swoje dzieci z dala od Ewangelii.
Czy jednak nigdy nie czytaliście: z ust niemowląt i ssących zgotowałeś Sobie chwałę?