środa, 20 lutego 2013

Nie wpatruj się w historię swoich zranień

"Słyszeliście, iż powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie (...)" - Ew. Mateusza 5:43-45

Kochanie nieprzyjaciół jest trudne. Jak zacząć? Od modlitwy. Czy modlisz się o tych, którzy ci złorzeczą? O pomyślność dla nich, błogosławieństwo? Niekiedy jesteśmy jak Jonasz, który nie chciał iść do Niniwy ponieważ wiedział, że nawrócenie wrogów będzie oznaczało Boże błogosławieństwo dla nich. A przecież nie chcemy Bożego błogosławieństwa dla nieprzyjaciół, prawda? 

Największym problemem w miłowaniu nieprzyjaciół nie są ich wady i grzechy. Największym problemem jesteśmy my. Wszelkie nasze rozdrażnienia, zdenerwowania, słowa, których żałujemy mają swoje źródło w tym, że na tronie naszego życia siedzi pan lub pani ja. I kiedy ktoś te ja zaniepokoi, wyrwie ze spokoju, to jesteśmy bardzo niezadowoleni. Wszelkie grzech bierze się z myśli o sobie. To nasz egoizm i pycha odpowiadają za wszelkie nasze upadki. Szatan co jakiś czas nam podpowiada: „Bóg nie jest w porządku względem ciebie. Masz prawo czuć urazę i żal - do Boga, do żony, męża, dzieci. Gdyby cię naprawdę kochali, to nie postępowaliby tak wobec ciebie. Masz więc teraz prawo zgrzeszyć, bo niby dlaczego ty masz być fair skoro Bóg nie gra fair wobec ciebie? Skoro żona nie jest fair, rodzice nie są fair?”

Biblia mówi: musisz ukrzyżować swoje ja. Musisz żyć nowym życiem dla Boga. Miłości bliźniego przeszkadza jedna główna rzecz: skoncentrowanie na sobie, na swoich krzywdach, zranieniach. Co byś zrobił gdybyś spotkał człowieka, który ustawicznie patrzy na swoje rany. Pewnie powiedzielibyśmy: nie gap się cały czas na tą ranę. Wiem, że jest to bolesne i chcę ci ulżyć. Dlatego przyniosłem ci opatrunek, a teraz pozwól, że obandażuję ci rękę, a ty wróć do swoich zadań.
  
Kiedy rozprawiamy się z grzechem braku miłości, musimy uwolnić się od skoncentrowania się na swoim ja. Przestańmy gapić się na siebie samych, na nasze rany, historię zranień. Przestańmy cały czas wpatrywać się w lustro. Jezus przyszedł na świat ponieważ nie miał względu na swoją osobę i pozycję. Był równy Bogu, ale postanowił zejść z tronu (Flp 2:5-11). Ukorzył się i zaparł siebie. Odłożył swoje ja, swój majestat, chwałę. Powodem, dla którego Jezus umierał na krzyżu było nie tylko przebaczenie naszych grzechów. Celem był także nowy sposób życia dla tych, którym przebaczył. Celem było to abyśmy my umierali dla siebie i żyli dla Boga.

Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden za wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli; a umarł za wszystkich, aby ci, którzy żyją, już nie dla siebie samych żyli, lecz dla tego, który za nich umarł i został wzbudzony. – 2 Kor 5:14-15

Bóg chce z nas uformować nowych ludzi. Mamy być oddzieleni od egoistycznego sposobu życia. Mamy kochać nieprzyjaciół abyśmy byli synami Ojca w niebie i byli doskonali jak Ojciec.