Muszę każdego dnia umierać dla Pawła Bartosika, dla wszystkiego tego, co jemu się należy. Tutaj nie chodzi po
prostu o bycie miłym. Nie chodzi o bycie dżentelmenem. Bycie dżentelmenem nie
uzdolni nas do takiego życia. Tylko człowiek o nowym, odmienionym sercu
będzie w stanie to czynić. Dlatego po pierwsze: musimy oddać całe życie Jezusowi (nie zaś jego niedzielną część). Po drugie: Przeszła decyzja nie wystarczy. Musimy każdego dnia podejmować
decyzję o umieraniu dla siebie samych, musimy brać udział w codziennych duchowych bitwach.
Miłość do nieprzyjaciół, o której Pan Jezus mówi, nie polega na zwykłym braku nienawiści. Polega przede wszystkim na
obecności czegoś: czynieniu dobra wobec tych, którzy nas nienawidzą. Czy np. modlimy się o swoich nieprzyjaciół? I to nie z postawą
pogardy: Boże, oni są tacy zaślepieni. Oni są tacy głupi i nienawistni.
Czy modlimy się o miłość do nich, o dobro dla nich? O ich dzieci? O ich
rodzinę? O Bożą łaskę i błogosławieństwo?
My tymczasem często jesteśmy
zadowoleni z siebie, bo nie czynimy wobec bliźnich zła. Jezus idzie
dalej. Pyta: czy czynisz dobro? Jak często opuszczasz swój dom by wyruszyć do
ludzi? Oczywiście znajdziemy tysiąc powodów by tego nie robić:
-
ale
mój czas
-
ale
moja praca
-
ale
przecież jest internet
Jeśli nie będziemy dążyli do
takiego usposobienia, o jakim Pan Jezus mówi w tym fragmencie, nie będziemy nazwani "dziećmi Bożymi" (Mt 5:45). Nie jest to więc jakaś opcja dla dzieci Bożych. To nie
jest bonus dla tych bardziej zdeterminowanych chrześcijan. Jeśli nie zamierzamy wstępować w ślady Jezusa będziemy jedynie nominalnymi chrześcijanami. Jeśli nie dążymy do takiej
postawy, to należymy do świata. Nasz Pan mówi "czyż i celnicy tego nie czynią" (5:46)?
Czyż i poganie nie kochają tylko tych, którzy ich kochają? Czyż nie poganie
rozmawiają tylko z przychylnymi im ludźmi?
Jeśli nasza miłość jest
ograniczana przez rodzaj krwi w naszych żyłach, rasę, narodowość, nazwę
kościoła, to nie różnimy się od celników i grzeszników. To nie jest miłość, o którą
chodzi Bogu. Musimy znajdować się po wpływem
wyższych zasad niż pracowanie i kochanie tych, którzy nas kochają, niż bycie
uprzejmym. To wszystko jest również cechą pogan. Jezus mówi, że Jego uczeń ma w sobie
Ducha, który uzdalnia go do innego życia: do kochania nieprzyjaciół,
błogosławienia prześladowców, do nadstawiania policzka, robienia więcej niż
wymaga obowiązek, do wykonywania czynów miłosierdzia poza finałem WOŚP.
Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy
byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł. Tym bardziej
więc teraz, usprawiedliwieni krwią jego, będziemy przez niego zachowani od
gniewu. Jeśli bowiem,
będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego,
tym bardziej, będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie jego. – Rzymian 5:8-10
Gdyby Bóg nie ukochał nas jako
nieprzyjaciół, znaleźlibyśmy się w piekle. Miłość wobec nieprzyjaciół ma moc
zmiany ich serc. Naśladujmy w tym Chrystusa.