Wczoraj trójmiejskie media poinformowały o rezygnacji z życia zakonnego ojca Jacka Krzysztofowicza - znanego dominikańskiego zakonnika z Gdańska, który ogłosił swoją decyzję w niedzielny poranek. Nigdy nie miałem okazji osobiście poznać o. Jacka, jednak cztery lata temu za namową przyjaciół odwiedziłem Kościół Św. Mikołaja w Gdańsku podczas mszy, którą odprawiał w niedzielny wieczór. Refleksji z tego spotkania poświęciłem oddzielny wpis pt. "Dominikanin o drugim przykazaniu". Z jego nauczaniem zetknąłem się także przygotowując serię nauczań na temat Siedmiu Grzechów Głównych. I choć kilka rzeczy w treści i sposobie jego nauczania było dla mnie dość uwierających (przesadnie "uduchowiony" ton, zbyt częste "podróże w głąb siebie"), to z pewnością na tle innych duchownych Kościoła Rzymskokatolickiego pozytywnie wyróżniał się wyjątkową wrażliwością i znajomością ludzkich zmagań, wyzwań i trosk.
Tak, jestem zaskoczony tą decyzją - podobnie jak kilku moich przyjaciół i wielu wiernych, przychodzących na wieczorne msze odprawiane przez o. Jacka. Wysłuchałem w sieci pożegnalnej przemowy byłego już zakonnika. Za główny powód swojego odejścia podaje "otwarcie na miłość do drugiego człowieka, przed którą chronił się w habicie, stojąc za ołtarzem odgradzając od świata i ludzi".
Trudno jest oceniać, czy decyzja o. Jacka jest krokiem w stronę wiary, czy odejściem od wiary. Nic na ten temat nie mówi. Umiłowanie kogoś nie zawsze bowiem jest cnotą i krokiem w stronę Boga. Sama Biblia ostrzega nas przed miłowaniem niewłaściwych osób (lub rzeczy) lub miłowaniem odpowiednich osób w nieodpowiedni sposób. Możemy coś od Boga brać - kiedy daje nam kogoś lub coś, czym chce nas uszczęśliwić, ale możemy coś chwytać - kiedy sięgamy po coś, do czego nie mamy prawa i czym chcemy zaspokajać naturalną dla nas potrzebę szczęścia, ale na własnych zasadach.
Jestem przekonany, że była to potwornie trudna decyzja, którą poprzedzało wiele przemyśleń, modlitw, duchowych bitew i zmagań. Oczywiście sama rezygnacja z życia zakonnego przeze mnie, jako protestanckiego pastora, daleka jest od bycia przyczyną krytyki. Wręcz przeciwnie, jest ilustracją i przejawem błędnego nauczania Kościoła Rzymskokatolickiego na temat małżeństwa, seksualności i natury powołania duszpasterskiego. Ojciec Jacek jest jedną z wielu pobożnych ofiar nakładania przez Kościół na jego duchownych jarzma, którego nie nakłada na żadnego człowieka Bóg: jarzma konieczności wyrzekania się jednego z najważniejszych ludzkich powołań przez tych, którzy powinni je afirmować, wychwalać, cieszyć się nim - będąc przykładem dla wiernych w Kościele.
Jacek Krzysztofowicz jest dzieckiem będącym ofiarą niebiblijnego (by nie rzec okrutnego) nauczania swojej Matki. Nie mówimy tu bowiem o człowieku, który jawnie deklaruje odejście Boga. I choć ta decyzja może być tego przejawem, to jednak nie wolno jej traktować w ten sposób wnioskując z samego faktu, że zakonnik ją podjął. Wielokrotnie czytałem świadectwa wielu byłych księży i zakonników, dla których rezygnacja z dotychczasowego życia była owocem nawrócenia do Chrystusa i pragnienia podążania za Jego Słowem (Pismem Świętym). Była niczym zerwanie łańcuchów, wyzwoleniem z okowów ludzkich nauk i nakazów, ku wolności chrystusowej. Ilustrowała bowiem prawdę, że "Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli" (List do Galacjan 5:1).
Decyzja o. Krzysztofowicza to decyzja człowieka, który wydaje się szukać Boga, który o Nim przez wiele lat nauczał i wskazywał drogę do Niego tysiącom wiernych. W jego pożegnalnej mowie przebija krytyka nie samej wiary, nie samego Boga, ale życia zakonnego, a więc samego Kościoła: "nie wierzę w sens życia, które przez minionych 25 lat prowadziłem. Postrzegam je dziś jako odwrócenie się, a czasem jako ucieczkę od życia i bliskości. (...) Bóg stoi po stronie ludzi, a nie abstrakcyjnych zasad, ciężarów, które ktoś nam każe nosić, a które są ponad nasze siły."
Sytuacje takie jak ta po raz kolejny przypominają mi o wdzięczności wobec Boga za to, że powołując mnie do służby w Kościele jako duchownego, jednocześnie powołał mnie do bycia mężem i ojcem. Jestem Jemu wdzięczny za to, że Kościół, w którym służę nie naucza, że jedno z tych powołań wyklucza drugie. Nie robi tego Bóg. Rodzina dla mnie jako pastora to jedna z najwspanialszych łask i zarazem lekcji: bycia pasterzem, ojcem, przewodnikiem duchowym dla najbliższych. To tutaj Bóg kształtuje mój charakter i zrozumienie co do znaczy być pasterzem i ojcem dla wiernych w Kościele.
W ten sposób o kryteriach dla osób duchownych w Kościele wypowiada się sam Bóg.
"Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?" (Biblia Tysiąclecia) - 1 List do Tymoteusza 3:2-5
"W tym celu zostawiłem cię na Krecie, byś zaległe sprawy należycie załatwił i ustanowił w każdym mieście prezbiterów. Jak ci zarządziłem, [może nim zostać], jeśli ktoś jest nienaganny, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące, nie obwiniane o rozpustę lub niekarność. (Biblia Tysiąclecia) - List do Tytusa 1:5-6
I ostrzega:
"A Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich, uwiedzeni obłudą kłamców, naznaczonych w sumieniu piętnem występku, którzy zabraniają zawierania związków małżeńskich, przyjmowania pokarmów, które stworzył Bóg, aby wierzący oraz ci, którzy poznali prawdę, pożywali je z dziękczynieniem. Bo wszystko, co stworzył Bóg, jest dobre, i nie należy odrzucać niczego, co się przyjmuje z dziękczynieniem; albowiem zostają one poświęcone przez Słowo Boże i modlitwę". - 1 List do Tymoteusza 4:1-5
Drogi Jacku, niech Bóg Ci błogosławi. Jesteś w moich modlitwach o Boże prowadzenie ku Chrystusowi na nowej, mam nadzieję - lepszej, drodze życia. Z pewnością jej bardzo potrzebujesz. Szczególnie teraz.