środa, 31 października 2012

Święto Reformacji

Dziś rocznica Reformacji - dzień wszystkich tych chrześcijan, którzy wierzą, że Pismo Święte jako jedyny autorytet i natchnione objawienie Boga stoi ponad zmieniającymi się paradygmatami nauki, naszymi doświadczeniami, społecznymi trendami, orzeczeniami kościoła, katechizmami, głosowaniami, ustawami. Wam wszystkim, którzy w to wierzycie i zależy Wam na czystości kościoła jako słudze Słowa: Happy Reformation Day!  :)




Słowa Macina Lutra na Sejmie w Wormacji w 1521 r.: "Jeżeli nie zostanę przekonany przy pomocy świadectw Pisma Świętego lub na podstawie jakiejś oczywistej racji (gdyż nie wierzę ani papieżowi, ani soborom, istnieją bowiem dowody, że często błądzili i wzajemnie się zwalczali), to jestem zobowiązany wobec Pisma Świętego, które cytowałem a moje sumienie jest w niewoli słowa Bożego. Nie mogę i nie chcę odwołać niczego, ponieważ nie jest ani bezpieczne, ani słuszne działanie przeciwko sumieniu. Przy tym stoję, nie mogę inaczej. Tak mi dopomóż Bóg. Amen!"

wtorek, 30 października 2012

Czy w Smoleńsku miał miejsce zamach?

Nie wiem czy w Smoleńsku miał miejsce zamach (wciąż jednak nie wykluczałbym tego), ale wiele faktów przynajmniej każe wziąć to poważniej pod uwagę niż parę miesięcy temu:
- przemilczana (lub ośmieszana w Gazecie Wyborczej) konferencja naukowa na temat Smoleńska (ok. 100 profesorów uczelni technicznych) 
- śmierć technika pokładowego Jaka-40 i jego "nie-kanoniczne" zeznania
- brak ujawnienia kopii zdjęć satelitarnych, które polska strona otrzymała od Amerykanów
- ślady trotylu w samolocie wskazujące na wybuch
- ogólna niechęć polskich władz do wyjaśnienia sprawy (oddanie śledztwa i dowodów Rosjanom itp.).

Teoria zamachu, której wciąż nie można wykluczyć jawi się jako wielki problem dla polskiej strony ponieważ wymagałaby jednoznacznej reakcji. A tego się boimy. 

Postawa polskich władz przypomina mi myślenie: "Nawet jeśli udało im się chapnąć polską elitę przez naszą nieuwagę to trudno. Trzeba uważać na przyszłość z tymi samolotami i ich obsadą. Ostatecznie obróciło się to na naszą korzyść więc nie będziemy wyręczali Kaczystów i robili z naszych politycznych rywali męczenników". 

Gdy chodziłem do podstawówki to zdarzało się, że kogoś z naszej klasy pobili uczniowie o 2-3 lata starsi. No i weź tu stań i powiedz do szkolnego karateki : "Koleś, właśnie przegiąłeś pałę. A zresztą: od dawna też mnie wkurzał".

To pewnie znacie.
Zajączek: Kto pobił mojego młodszego brata?!
Niedźwiedź: Ja, a bo co?!
Zajączek: Aaaa nic nic, należało mu się.

Trotyl? Aaa... nic nic. Pewnie z czasów II wojny światowej (więc pojedźmy, zbadajmy teren katastrofy i się przekonajmy). Śmierć technika Jaka-40? Aaa... nic nic. Pewnie ciężko mu było poukładać życie osobiste po Smoleńsku. Zdjęcia satelitarne? Aaa... nic nic. To tylko kopie i niczego nie wniosą. Wnioski naukowców o zniszczeniu samolotu przez siły wewnątrz kadłuba? Aaa... nic nic.  Kto słyszał o nich wcześniej? 

To co? Haratamy w gałę? 

"Brudne kampanie" Pana Jezusa

Pan Jezus bardzo często w swoim nauczaniu nie tylko więc przedstawiał pewne twierdzenia w formie pozytywnej, ale i w formie przeczeń. Nie zadowalał się tylko powiedzeniem tego co ma do powiedzenia.

Krytykował również inne nauczanie, np. "słyszeliście iż powiedziano (...), a ja wam powiadam (...)".

Wielu ludziom oczywiście taki sposób mówienia nie podoba się. „Nauczajmy pozytywnie” – mówią. „Nie musisz krytykować poglądów innych”. "Panie Jezu, czy nie możesz być bardziej otwarty i wyrozumiały dla religii faryzeuszy? Przecież mają wielowiekową tradycję! Nie wypada byś szukał tego was łączy?"

Takie myślenie przedostaje się wszędzie. W polityce mówi się: „Niech kandydat Y na prezydenta, partia X nie uprawiają brudnej kampanii czyli nie wyszukują skaz w biografii, życiu, poglądach kontrkandydata. Proszę się skupić na głoszeniu w pozytywny sposób swojego programu”. Dziennikarze pytają: czy będziecie uprawiać „brudną” kampanię i atakować rywala? Jednak dlaczego mówienie prawdziwych rzeczy (zakładam, że o takich mówimy) o błędnych poglądach lub niemoralnym życiu osoby, która chce piastować najwyższe funkcje w państwie jest „brudną kampanią”? Jeśli tak jest to Pan Jezus, Jan Chrzciciel, prorocy, apostołowie Piotr, Jan i Paweł, uprawiali "brudną kampanię" powodując spadek poparcia w sondażach dla religijnego i politycznego establishmentu.

Ile razy słyszeliśmy stwierdzenia: "My tylko głosimy Jezusa. Nie zajmujemy się innymi poglądami, doktrynami i różnicami w chrześcijaństwie"? To brzmi niewinnie, ale jest straszliwym niebezpieczeństwem dla naszych dusz. Polega ono na osłabianiu siły ewangelii oraz prawdy. Biblia wiele razy daje nam pouczenia przywołując przykłady negatywnych postaw: nierozumnego młodzieńca, który szedł blisko domu cudzołożnicy, bogacza, który chlubił się swoim majątkiem, faryzeusza, który pełen pychy dziękował, że nie jest taki jak celnik itp.

Zatem tego typu nauczanie nie ma na celu "obgadywania" innych, ale uwypuklanie prawdy. Doktrynę o Trójcy (mimo iż kościół od wieków wierzył w bóstwo Chrystusa) uwypuklono w IV wieku na tle herezji ariańskiej. Doktrynę o usprawiedliwieniu z wiary uwypuklono w XVI w. na tle fałszywego nauczania o ludzkich zasługach jako warunku zbawienia. Kościół zaczął poważniej nauczać na temat rodziny, roli żon, mężów na tle błędów feminizmu. Herezje i błędy pełnią więc służebną rolę i zamiast denerwować się, że są lub udawać, że ich nie ma powinniśmy używać ich w pedagogiczny sposób aby uwypuklić jeszcze bardziej nauczanie Pisma Św. Tak robił nasz Pan. Naśladujmy Go.

poniedziałek, 29 października 2012

O ojcostwie w Malborku

Tu mam mieć dwa wykłady na temat ojcostwa. Zapraszam. 


Polityczna poprawność w kościele


Uleganie tzw. politycznej poprawności jest nie tylko charakterystyczne dla współczesnych mediów, dyskursów naukowych i politycznych. Przedostaje się ona także na grunt kościelny gdy rozmawiamy chociażby o kwestiach doktrynalnych. Nie mówmy już o odstępstwie lecz o innym sposobie widzenia. Nie mówmy o grzechu lecz o ludzkiej słabości. Nie mówmy o bałwochwalstwie lecz odmiennej tradycji liturgicznej. Oczywiście "wielowiekowej". Nie mówimy o Bogu w Trójcy Jedynym lecz o Najwyższej Istocie. Nie mówimy o ewangelizacji wyznawców niechrześcijańskich religii lecz o dialogu międzywyznaniowym.

Jest to osłabianie wymowy nauki apostolskiej i przejaw odstępstwa, ale... kościoła od klarownych stwierdzeń Pisma Świętego.

sobota, 27 października 2012

Hebrajskie korzenie chrześcijaństwa

"Niestety często myślimy o chrześcijaństwie i starotestamentowym judaizmie jako dwóch odrębnych religiach, prawie jak o buddyzmie i islamie. Jednak zarówno Pan Jezus, jak i wcześni chrześcijanie nigdy tak siebie nie traktowali – uważali się raczej za wiernych wyznawców judaizmu. W rzeczy  samej jedna z pierwszych kontrowersji w łonie chrześcijaństwa dotyczyła kwestii tego, czy nie-Żyd, poganin, może stać się chrześcijaninem!


Zatem korzenie chrześcijaństwa sięgają dalej niż do pierwszego wieku – do króla Dawida, Mojżesza, Abrahama i w ostateczności do pierwszego człowieka, Adama. Wszystko we wcześniejszym judaizmie zapowiadało i wskazywało na dzieło Jezusa Chrystusa. Pierwsi uczniowie niezmordowanie wyjaśniali, że Chrystus był wypełnieniem pradawnych obietnic judaizmu. Kiedy Maria, matka Jezusa, dowiedziała się, że wyda na świat obiecanego Mesjasza, nie uważała tego za cos nowego, nie powiązanego z wcześniejszymi wydarzeniami. Raczej śpiewała o starych obietnicach danych przez Boga Abrahamowi i Izraelowi: "Ujął się za Izraelem, sługa swoim, pomny na miłosierdzie, jak powiedział do ojców naszych, do Abrahama i potomstwa jego na wieki" (Ew. Łukasza 1:54-55; patrz też 1:68-74). Natomiast apostołowie głosili, że "Chrystus wykupił nas od przekleństwa Prawa, stawszy się dla nas przekleństwem (...) aby błogosławieństwo Abrahama przyszło na pogan w Jezusie Chrystusie. (...) A jeśli jesteście Chrystusowi, tedy jesteście potomkami Abrahama, dziedzicami według obietnicy" (Galacjan 3:13, 14, 29; patrz te_ Dzieje Ap. 3:20-26). Chrześcijaństwo jest wypełnieniem judaizmu, najstarsza religia świata, ustanowiona na początku stworzenia.

Kiedy wiec rozmawiamy o chrześcijaństwie, musimy zrozumieć jego hebrajskie korzenie. Powinniśmy wiec założyć, że chrześcijaństwo we wszystkim będzie przypominać judaizm, chyba że w pewnych kwestiach jednoznacznie wprowadzi zmiany. Możemy oczekiwać, że Pismo Św., instytucje, podstawowe zasady, prawa, przemyślenia, życie rodzinne itd. spotykane w judaizmie zostały wniesione do chrześcijaństwa, chyba że Chrystus, ostatni prorok, na mocy posiadanej władzy zmienił określone praktyki. Np. ponieważ Chrystus jest rzeczywistością, na która wskazywały wszystkie ofiary ze zwierząt, to kiedy złożył prawdziwie skuteczna ofiarę, nie potrzebujemy już nieskutecznych obrazów. Dlatego nie składamy już ofiar ze zwierząt, które znalazły swoje wypełnienie w Chrystusie. Na każdym kroku widzimy hebrajskie korzenie chrześcijaństwa. Jedna z jego głównych cech charakterystycznych, często utożsamianych z judaizmem, jest przymierze. Dzisiaj rzadko słyszymy o przymierzach, jednak nie zrozumiemy wysokości, głębokości i bogactwa chrześcijaństwa, jeśli nie zrozumiemy natury przymierza". 

Douglas Jones, Dlaczego i co? 
Książka w całości jest do pobrania TUTAJ

piątek, 26 października 2012

Moja osobista, prywatna, chrześcijańska religia

Wiara chrześcijanina nie jest wiarą ukrytą, prywatną. Niejednokrotnie słyszymy stwierdzenia, że „wiara jest moją prywatną sprawą więc nie zamierzam o niej dyskutować, sprawdzać jej treści z czymkolwiek”. Jeśli w ten sposób mówią niechrześcijanie to powinniśmy się jedynie cieszyć, że nie dążą do uzewnętrznienia swej (nie)wiary. Oczywiście powstaje pytanie: czy możliwe jest nieupublicznianie wiary gdy wypowiadamy się na jakikolwiek temat: o roli państwa, aborcji, wychowaniu dzieci, podatków itp.? Kiedy jednak niechrześcijanin przynajmniej stara się nie przekładać swojej wiary na codzienne życie, to dzięki Bogu za takie osoby. 

Problem oczywiście zaczyna się gdy niechrześcijanie twierdzą: "skoro religia jest moją  prywatną sprawą, to musi być również taka dla ciebie!" Dlatego o chrześcijanach niekiedy mówi się, że mogą sobie wierzyć  nawet w latającego potwora spaghetti, ale wyłącznie podczas swoich zgromadzeń i w domach. Sekularyści oczekują więc, że:

- chrześcijański polityk nie przekładał swojej wiary na głosowania nad ustawami
- chrześcijański nauczyciel nie będzie przekładał swojej wiary na to co naucza, jak ocenia historię, moralne postępowanie bohaterów lektur itp.
- chrześcijański mąż niczym się nie różnił od moralnego męża itp.

Przed nawróceniem do Chrystusa sądziliśmy, że wiara nie odgrywa znaczącej roli w naszym życiu. Kłuła nas dewocja, religijność na pokaz więc stwierdzaliśmy: zachowaj wiarę dla siebie. Niestety po nawróceniu wciąż zdarza nam się myśleć w tych kategoriach. Kiedyś sądziliśmy, że w najlepszym wypadku raz w tygodniu odwiedzę sakralne miejsce i wykonam parę religijnych gestów dla spokoju sumienia. Kiedy zaś Bóg nas nawraca myślimy niekiedy, że zmiana polega, że teraz odwiedzę inne miejsce niż wcześniej. Jedną prywatną religijność zamieniłem na inną prywatną religijność. Bądź też brak religii wypełniłem "protestancką" lub "katolicką", ale wciąż prywatną religią.

To zupełne niezrozumienie naszego powołania jako uczniów Chrystusa. Nawrócenie polega m.in. na odprywatyzowaniu naszej wiary. Jego istotą nie jest to, że wpuszczamy „małego Jezuska” do serduszka i On tam sobie mieszka kojąc nasze rany, uczucia i stresy. Nie! Wyznajemy, że Jezus Chrystus jest Panem! Jest Panem całej ziemi. Jest Panem narodów! Jest Panem kosmosu. Bóg jest Politykiem. Psychologiem. Nauczycielem. Naukowcem. Filozofem. Seksuologiem. Pastorem. Ojcem. Historykiem. Programistą. Muzykiem. Wykonując jakikolwiek zawód powinniśmy w Nim widzieć wzór, punkt odniesienia i autorytet dla każdej dziedziny życia.

Zatem Bóg jest Panem, a nie niewidzialną częścią naszego serca. Nie działa jak szałwia czy uspokajający lek gdy zechcesz go zażyć pośród burz codziennego życia. Kiedy spojrzymy na Biblię (i późniejszą historię) to zauważymy, że uczniowie Chrystusa nie byli prześladowani po prostu za to, że w Niego wierzyli. Byli prześladowani ponieważ wyprowadzali wiarę w Chrystusa z katakumb na rynki, do królewskich dworów, w publiczne miejsca. Głosili wszem i wobec: jest inny Król. Wyznajemy króla Jezusa, który jest kimś większym niż Cezar. Dziś powinniśmy zwiastować tą samą treść: Bóg i Jego Prawo stoi ponad polskim rządem, prezydentem Obamą, a nawet Parlamentem Europejskim. Dla niektórych to brzmi jak bluźnierstwo i jest zupełnie nie do przyjęcia. Chrystus jest królem Baracka Obamy, Angeli Merkel, Donalda Tuska i Jose Manuela Barroso? Owszem. Co prawda rozpoczął swoją misję na ziemi jako małe dziecię w ubogiej stajni, ale kończy ją jako Pan Panów i Król Królów panując nad narodami. 

Wówczas z pewnością usłyszymy pełen irytacji zarzut: ale nie mieszaj polityki z religią. Nie mieszaj rzeczywistości z wiarą. Oczywiście mówią to osoby, które swoją wiarę (w "prawo kobiety do wyboru", relatywizm moralny, "oddzielenie państwa od religii" itp.) przekładają na głosowania w sejmie, wypowiedzi o charakterze politycznym i wybór czytanych tygodników. My jednak niekiedy z podwiniętym ogonkiem, zawstydzeni chowamy się z powrotem do katakumb bo ktoś powiedział, że tam jest nasze miejsce. Jednak uczniowie Chrystusa będąc solą i światłem nie tylko "mieszali" religię z polityką, ale głosili, że nie da się ich od siebie oddzielić (Dz.Ap.5:25-28). Cała rzeczywistość jest z gruntu religijna ponieważ "w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane" (Kolosan 1:16-17).

czwartek, 25 października 2012

Chorych ludzi można jednak zabijać

Jak informuje portal Onet.pl posłowie odrzucili projekt ustawy zaostrzającej przepisy dotyczące aborcji. Projekt autorstwa Solidarnej Polski przewidywał zakaz aborcji ze względu na upośledzenie lub nieuleczalną chorobę płodu. Za wnioskiem o odrzucenie projektu Solidarnej Polski głosowało 245 posłów, 184 było przeciw, 10 wstrzymało się od głosu. Oznacza to koniec prac nad tym projektem.

Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, zagłosował za odrzuceniem projektu. W środę mówił dziennikarzom, że jest i będzie zwolennikiem utrzymania obecnego kompromisu. - Będę głosował za odrzuceniem projektu, chociaż doskonale rozumiem i podzielam argumenty moralne, które przemawiają za tym, żeby chore dzieci nie padały ofiarą aborcji. Ale czym innym są przekonanie moralne, a czymś innym kompromis polityczny - powiedział. Dwa tygodnie temu, podczas głosowania nad wnioskiem o odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu Solidarnej Polski, Gowin był wśród 28 posłów, którzy wstrzymali się od głosu.


Odnosząc się do tej sytuacji oraz postawy ministra Gowina posłużę się trafnym i adekwatnym komentarzem  mojego kolegi Tomka Mroza: "Najnowszy news:  dziś sejm głosuje w sprawie wniosku o nie przeprowadzanie eutanazji wszystkich posłów chorych na grypę lub czarnoskórych. Jarosław Gowin w związku z tym powiedział: Będę głosował za odrzuceniem projektu, chociaż doskonale rozumiem i podzielam argumenty moralne, które przemawiają za tym, żeby chorzy posłowie (lub o innym kolorze skóry - dop. PB) nie padali ofiarą eutanazji. Ale czym innym są przekonanie moralne, a czymś innym kompromis polityczny".


Waty zauważenia jest także fakt, że wielu posłów, którzy w kontekście paraolimpiady najgłośniej upominali się o upośledzonych i niepełnosprawnych wczoraj zagłosowali za prawem do ich fizycznej eliminacji. Wielu posłów PO oraz PSL uczyniło to w ramach "kompromisu politycznego" - wszak aborcjonistom należy dać jakieś prawo do zabijania kogoś. Niech więc będą to chore, nienarodzone dzieci. Może lewicowe środowiska się "nasycą" i przynajmniej "dadzą nam spokój" w sprawie życia zdrowych dzieci. Lepiej "dać im" chore niż wszystkie. 

Tylko, że wczoraj nie nad tym głosował sejm. Wybór nie dotyczył tego czy można zabijać wszystkie czy tylko chore dzieci. W takim wypadku sprawa byłaby oczywista: ratować te dzieci, które jesteśmy w stanie (nie rezygnując w dalszym wysiłku o życie pozostałych dzieci). Wybór dotyczył tego czy ratować wszystkie czy tylko te zdrowe dzieci. Większość posłów opowiedziała się za drugą opcją. Nazywanie "kompromisem politycznym" sprzeciwu wobec ratowania życia wszystkich dzieci jest nie tylko nieprawdą, ale i niegodziwością. Przede wszystkim jest kompromisem moralnym i przyczynianiem się do uśmiercania istnień ludzkich.

środa, 24 października 2012

Rząd jako dojna krowa?

Wielu ludzi traktuje rząd jak gigantyczną dojną krowę z 38 milionami wymion, którą niektórzy chcą doić zapominając, że jej mruczenie oznacza iż najpierw ktoś musi ją nakarmić. Więc krowa... je. Je dużo i to z wielu łąk, na które nie ma prawa nawet wchodzić.

Unikaj listy 10 Najwspanialszych Głupoli Świata

"Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapalają też świecy i nie stawiają jej pod korcem, lecz na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu. Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie". - Ew. Mateusza 5:14-16

Obraz soli wskazuje nam na „negatywną” rolę chrześcijan w świecie, która polega na jego ochronie przed duchowym, moralnym gniciem. Jednak nie tylko mamy coś powstrzymywać. Mamy także coś zmieniać. I tu mamy drugą, tym razem "pozytywną rolę" do spełnienia - rolę światła. Światło rozświetla ciemności i niszczy ciemność, usuwa ją. Robi to po cichu. Światło nigdy nie skrzeczy, nie wierzga, nie mówi do ciemności: "Weźże zrób dla mnie miejsce!" Światło przychodzi i świeci pośród ciemności.

Naszą rolą w świecie jest być światłem, nie zaś po prostu „moralnymi ludźmi”. Głosimy Chrystusa, który jest źródłem tego światła i rozświetlił mrok naszych serc. Efezjan 5:8 - Byliście bowiem ciemnością, a teraz jesteście światłością w Panu.

Zatem nie tylko otrzymaliśmy światło. Również nas Pan uczynił światłem. Oczywiście kiedy mamy światło to nie chcemy by oświetlało jak najmniejszą część pomieszczenia. Chcemy rozświetlić jak największą przestrzeń. Pan Jezus nie jest więc minimalistą. Mówi o naszym świadectwie w świecie. Przyrównuje nas do miasta widocznego dla wszystkich. Bez świadczenia o Chrystusie chrześcijanie są bezużyteczni dla świata i śmieszni: "Nie zapalają też świecy i nie stawiają jej pod korcem, lecz na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu" - Mt 5:15

Korzec najprawdopodobniej był przedmiotem służącym do tłumienia, zakrywania światła. Nasz Pan mówi o świetle nieco komicznie. Kto chciałby chować światło pod korcem? Jeśli jesteś światłem, ale za wszelką cenę chcesz ukryć światło Chrystusa w tobie, to zachowujesz się śmieszne i głupio. Ktoś kto konstruuje lampę to po by ukryła ona światło trafiłby na listę 10 Najwspanialszych Głupoli Świata. :)

Oczywiście diabeł będzie nam oferował korzec abyśmy się nim przykryli. Wówczas nikt nas nie pozna, nie wykryje. Przynajmniej unikniemy nieprzyjemnych konsekwencji. Pismo Święte jednak poucza nas, że nie wolno nam się wstydzić Chrystusa, tłumić Jego światła w nas, tłumić tego kim jesteśmy. Naszym powołaniem jest wpływać na świat. Po co? Aby was podziwiali? Nie! w. 16 aby ludzie widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca w niebie. 

Chodzi więc o to aby świat widział skąd pochodzi nasza cierpliwość, nasz charakter, nasza siła do przebaczania, do nie chowania głowy w piasek. Pochodzi od Ojca w niebie. Swoim życiem mamy prowadzić ludzi do Ojca. Czy robimy to? Czy zabiegamy o to? Naszemu Panu nie chodzi oczywiście o obłudną manifestację pobożności by ludzie nas podziwiali i chwalili. Celem jest uwielbienie Ojca.

wtorek, 23 października 2012

Czy jesteś słony?

Wy jesteście solą ziemi; jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana. Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze. - Ew. Mateusza 5:13-14

Pan Jezus przyrównuje naszą rolę w świecie do bycia solą i światłem. Sól znajdziemy  na ziemi. Światło najczęściej świeci ponad nami.
Możemy więc zrobić pewne połączenie: sól czyli ziemia i światło czyli niebo. Jest to związane z obietnicą daną Abrahamowi. Bóg powiedział mu, że jego potomstwo będzie tak liczne jak piasek na ziemi i jak gwiazdy na niebie. Uczniowie Jezusa są wyniesieni do pozycji niebiańskich synów, którzy czynią świat miłym aromatem dla Jahwe.

W Starym Testamencie Izrael dodawał soli do każdej ofiary w świątyni. Nazywano ją “sól przymierza” (3 Mj 2.13). W metaforze Jezusa sól symbolizuje smak. Prześladowani uczniowie Jezusa są jak sól na ofierze, aby czynić ziemię ofiarą dla Ojca.

Oznacza to, że życie bez chrześcijan byłoby mdłe, świat byłby niestrawnym miejscem. Mamy więc nadawać smak naszej kulturze. Pomyślcie np. o reformacji i jej wpływie na ówczesne czasy. Całe życie uległo jej wpływowi. Rzeczą, która uchroniła XVIII-wieczną Anglię przed rewolucją równie krwawą jak francuska było ewangeliczne przebudzenie, które wiązało się z kaznodziejską służbą takich ludzi jak John Wesley i George Whitefield. 

To jest pierwsza funkcja soli: nadawanie smaku gdy coś jest mdłe, byle jakie, gdy życie ma smak przegotowanej wody lub owsianki. Naszą rolą jest wnosić nowy smak, nową jakość życia – życia z Bogiem: życia w pełni, w radości, pokoju. 

Jednak na tym nie kończy się funkcja soli. Sól na ofierze symbolizowała trwałość przymierza. W starożytnym świecie sól była używana w celu zabezpieczającym mięso przed zgniciem. Gubimy siłę tego obrazu ponieważ sami zazwyczaj używamy mało soli.  Jedynie szczypta przy jakiejś okazji. Obraz soli powinien nam jednak przypominać, że naszym powołaniem jest zachowywanie świata od zepsucia jakie nastąpiłoby w nim gdybyśmy od niego uciekli.

Te słowa Chrystusa wymagają od nas pewnego poglądu na świat. Mianowicie, że bez obecności Chrześcijan, świat jest zgniły i dominuje w nim ciemność. Dlatego naszą rolą jest być solą dla świata czyli chronić go przed duchowym gniciem. Biblia przestrzega przed hołodowaniem przez chrześcijan wartościom świata.

1 Jn 2:15-16:
(15) Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. (16) Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. (17) I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.

Oczywiście nie chodzi o świat w sensie geograficznym, ale świat jako uosobienie wartości wrogich Bogu. Dlatego chrześcijanin nie może upodabniać się do świata, żyć tak aby za wszelką cenę wtopić się w niego. Swoim życiem mamy raczej doprawiać świat, a nie być jego przyjaciółmi:

4) Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga. – Jakuba 4:4

Mamy więc niczym sól "wysypywać się" na świat by go zmieniać. Świat moralnie gnije właśnie tam gdy chrześcijanie jako sól ziemi postanawiają przebywać razem w solniczce, a nie wysypywać się na niego niczym na mięso. Narzekamy na niemoralność w świecie, w mediach, sztuce, ale sami nie kiwamy nawet palcem by coś zmieniać, by jako sól oddziaływać.

Oczywiście wiemy, że obecność soli nie łączy się z przyjemnością. Posypcie np. ranę albo oczy. Jeśli wchodzimy w miejsca, które wymagają opatrzenia, uleczenia – nasza obecność będzie szczypać, boleć. Człowiek w stanie buntu wobec Boga jest jak otwarta rana. Posypiesz ją solą, a będzie go bolało i będzie się opierał obecności soli. Miejmy więc realistyczne oczekiwania. Niechrześcijanie wcale się nie ucieszą widząc dobrych chrześcijan pośrodku siebie. Nie oczekujemy reakcji ojca z przypowieści synu marnotrawnym, który nawróconego syna powitał: w drodze, z otwartymi ramionami, nową szatą i wspaniałą imprezą. W świecie nic takiego nas czeka ze strony tych, którzy żyją zgodnie z wartościami tego świata.

Nie powiedzą nam: Wspaniale, że działacie i że coś robicie dla Boga. Bo wiecie, my tylko nie lubimy tych obłudników, którzy twierdzą, że są chrześcijanami, a żyją tak samo albo gorzej od nas. Nie lubimy religijnej obłudy – lubimy szczerość.

Nic takiego nas nie czeka. Usłyszysz raczej słowa: Sól do solniczki! Księża na księżyc! Pasterze na łąki!

Ludzie z otwartymi ranami nie lubią obecności soli. Wolą się wykrwawiać. Albo zaprzeczać, że rana jest głęboka. Pan Jezus powiedział, iż jesteśmy solą, a nie "stańcie" się solą. Bóg poprzez krzyż zawstydza mądrych w oczach tego świata (1 Kor 1:27). Solą ziemi nie są królowie i gwiazdy pop, subkulturowa młodzież jeżdżąca w latach 80 do Jarocina (jak niegdyś śpiewał zespół Proletaryat: "To my, ziemi naszej sól, z budnych dzielnic i zapadłych dziur"), ale naśladowcy Chrystusa. To oni są w oczach Boga wyjątkowymi ludźmi. Zatem jeśli jesteś uczniem Chrystusa to jesteś solą. Pytanie: czy dobrze spełniasz swoją rolę soli? Czy jesteś słony? Czy inni czują tą słoność czy mówią: w zasadzie nic się nie zmieniło. Byłeś i nadal jesteś taki sam: bezsmakowy. Cały czas jesteś owsianką. 

Może za wszelką cenę unikasz kłucia? Czy nadajesz lepszy, Boży smak tym sferom, w których służysz: w kościele, w rodzinie, w pracy?

Angielski kaznodzieja z XIX w. Charles Spurgeon powiedział, że mięso można posolić, ale nie da się posolić soli. Sól, która straci smak to nie jest sól, którą można dosolić. Taka sól jest bezużyteczna i nadaje się do podeptania, wyrzucenia. Musimy uważać by tak nie było z nami. Jeśli z powodu naszego świadectwa kłujemy, nasza obecność w sferze publicznej szczypie, jest nieprzyjemna dla świata – to dobrze. To znaczy, że mamy smak. I ludzie ten smak czują. Bez tego równie dobrze moglibyśmy przestać być chrześcijanami i się rozejść. Sól bez smaku nadaje się do śmieci.

niedziela, 21 października 2012

Cierpienie Hioba

"W prologu widzimy, że Hiob jest dręczony nie dlatego, że był najgorszym z ludzi, ale dlatego, że był najlepszy." - G.K. Chesterton

sobota, 20 października 2012

Dlaczego chłopcy wolą czytać Harry'ego Pottera niż Biblię?

"Kiedy uczycie chłopców, nie unikajcie odrażających fragmentów Biblii. Stary Testament przedstawia sceny, w których ucinane są głowy, kołek namiotowy zostaje komuś wbity w skroń, a miecz zostaje zatopiony po rękojeść w ciele tłustego króla. Podejrzewam, że Bóg umieścił te wszystkie opowieści w Starym Testamencie specjalnie dla dorastających chłopców. Mimo to, wielu katechetów omija te fragmenty ze względu na ich nadmierną brutalność, a potem zastanawiamy się, dlaczego chłopcy wolą czytać Harry'ego Pottera niż Biblię".

David Murrow, Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła

piątek, 19 października 2012

Buddyzm, Strażnicy i ochrona nauk

Buddyzm został założony przez Siddhartę Gautamę w VI wieku p.n.e., który porzucił życie w królewskiej rodzinie i opuszczając żonę oraz niespełna roczne dziecko postanowił poszukiwać prawdy o tym, w jaki sposób wyzwolić z cierpienia wszystkie czujące istoty. Sześć lat później Siddhartha dotarł do miejsca, w którym, siedząc pod drzewem i oddając się głębokiej medytacji (niektóre źródła podają okres 49 dni), „doznał pełnej iluminacji" i stał się „oświeconym" (Buddą).

Po tym wydarzeniu Gautama wyruszył na poszukiwanie swych pięciu byłych towarzyszy ascezy, którym wygłosił swe nauki. Zdarzenie to tradycja buddyjska nazywa Wprawieniem w Ruch Koła Dharmy. Od tego momentu Budda zaczął nauczać Dharmy, obejmującej Cztery Szlachetne Prawdy (w tym Ośmioraką Ścieżkę) prowadzące do „oświecenia" i będące kwintesencją tej religii.

W zachodniej kulturze buddyzm bardzo często utożsamia się z filozofią ponieważ odrzuca on wiarę w osobowego Boga. Buddyści nie modlą się do Niego. Nie ma odkupienia ponieważ nie ma grzechu. Nie ma przebaczenia ponieważ nie istnieje zło. Nie ma nadziei na niebo i nie ma Sądu Ostatecznego ponieważ nie ma Sędziego. Z tego powodu na buddyzm spogląda się jako na pewien rodzaj etyki. Taki buddyzm znamy tutaj, w wydaniu europejskim. W tym sensie stanowi on jedną z odmian ateizmu i pisząc z chrześcijańskiej perspektywy - z tego powodu jego zwolennikom warto zadawać te same pytania co materialistycznym ateistom: o źródło moralności, powinności, przyczynę powstania świata i życia w nim, źródło uniwersalnych, niematerialnych praw, którymi się kierują itp.

Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że buddyzm nie ma nic wspólnego z duchowością. Jest on odmianą nie tyle materialistycznego, co spirytystycznego ateizmu. Dlatego jest rodzajem religii i to dość specyficznej ponieważ, jak zauważyliśmy, nie ma w niej Boga. C.S. Lewis stwierdził, że buddyzm jest rodzajem sekty hinduistycznej. Wyrósł bowiem z hinduizmu, przejął od niego pewne techniki duchowości i niektóre wierzenia (medytacja, reinkarnacja, karma itp.).

czwartek, 18 października 2012

Myśl o nagrodzie

"Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami". - Ew. Mateusza 5:10-12. 

Jaka jest natura prześladowań chrześcijan? Oczywiście najbardziej okrutna forma prowadzi do przelewu krwi ze względu na Chrystusa. Pismo naucza, że ci, których świat nie był godny zostali przez niego odrzuceni. Abel był prześladowany przez Kaina. Mojżesz był prześladowany przez Egipcjan, a następnie niektórych Izraelitów. Saul prześladował Dawida. Pomyślcie o prześladowaniach, które przechodził Eliasz, Daniel lub Jeremiasz. Wszyscy przeszli prześladowanie z powodu wierności Bogu. Przyczyną nie było to, że mieli trudne charaktery, byli fanatyczni lub głupi. Po prostu wiernie szli za Bogiem. To wystarczyło. I wystarczy również dziś. Wcale nie musisz iść na środek Głównego Miasta z Biblią i mówić kazania. Wystarczy, że chodzisz co tydzień na nabożeństwa, powiesz, że nie będziesz okłamywał nauczyciela, pracodawcy, małżonka (z powodu wierności Chrystusowi). Wystarczy, że się pomodlisz przed posiłkiem. W niektórych przypadkach to już są "dobre powody" do prześladowań. Oczywiście aby ich uniknąć niekiedy idziemy na kompromis zapierając się tego w co wierzymy.

Wielokrotnie wrogowie ewangelii posuwają się do fizycznej agresji, ale prześladowania nie ograniczają się do listy męczenników zamordowanych z powodu wierności Chrystusowi. Jesteśmy błogosławieni, gdy jesteśmy piętnowani, gdy mamy do czynienia drwinami, jesteśmy znieważani z powodu sprawiedliwości. To przynosi błogosławieństwo od Boga. To zawiera w sobie także każdy rodzaj oszczerstwa, wszelkie niesprawiedliwe świadectwa.

Oczywiście mamy naturalną tendencję by reagować gniewem, złością gdy coś takiego słyszymy. Myślmy: Boże dlaczego się odwróciłeś ode mnie? Pan Jezus jednak mówi, że to przynosi błogosławieństwo. Niesprawiedliwe świadectwa, kłamstwa na twój temat z powodu twojej wiary to dowód, że ją posiadasz. I nie chodzi tu o mówienie pośród różnych kłamstw: Aaa... nic się nie dzieje. Luzik. Spływa to po mnie. Nie ma żadnej wątpliwości, że wszelkie oszczerstwa, niesprawiedliwości, które słyszysz na swój temat czy własnego kościoła są bolesne. Nie jesteśmy sadomasochistami, którzy mają upodobanie w bólu, dla których ból jest przyjemnością, a nie cierpieniem. Chrystus nie mówi tu o przyjemności z powodu prześladowań. Mówi o cierpieniu z ich powodu.

Pośród prześladowań jesteśmy błogosławieni. Chrystus idzie jednak dalej i mówi, że powinniśmy pośród nich odpowiedzieć w odpowiedni sposób. Tym sposobem jest radość i zadowolenie. "Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie" - Jakuba 1:2. 

Dlaczego pośród prześladowań jesteśmy błogosławieni, a nawet, że powinniśmy się radować? Odpowiedź mamy w 12 wersecie: Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. 

Po pierwsze: bo jesteście w bardzo dobrym towarzystwie. Obok Abla, Dawida, Mojżesza, Jana Chrzciciela, Daniela, Chrystusa. Jn 15:18-19: Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi. 

Po drugie: z powodu nagrody: bo do takich należy Królestwo Niebios. Pan Jezus mówi o nagrodzie dla prześladowanych. Niekiedy jesteśmy zakłopotani gdy słyszymy o nagrodzie za nasz wysiłek. Wszak to co robimy dla Boga i bliźnich chcemy robić dobrowolnie, ochotnie, nie otrzymując niczego w zamian. Jednak obietnica nagrody powinna nas zachęcać, nie zaś powodować zmieszanie. Niekiedy chcemy być bardziej duchowi niż Biblia tego od nas oczekuje. Oczywiście, że bardziej duchowo brzmi stwierdzenie: "robię coś bo jest to właściwe" niż stwierdzenie: "robię coś aby otrzymać nagrodę".

Jednak często jedynie ono brzmi duchowo choć niekoniecznie takie jest. Bóg nie postanowił nas powstrzymywać od myślenia nt. nagrody w niebie. Chce nas zachęcić do spoglądania na teraźniejsze przeciwności z perspektywy wieczności, która nas czeka. One są chwilowe, tymczasowe. Nic nie znaczą w obliczu chwały, która nas czeka. 

2 Koryntian 4:17-18.

(17) Albowiem nieznaczny chwilowy ucisk przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały, (18) nam, którzy nie patrzymy na to, co widzialne, ale na to, co niewidzialne; albowiem to, co widzialne, jest doczesne, a to, co niewidzialne, jest wieczne.

Postawa z jaką przechodzimy przez prześladowania jest testem naszej wiary. Bóg wie ile możemy unieść. Módlmy się o siłę, wytrwanie w takich chwilach.