Przypomnę, że pani Dorota stała się dla niektórych polskich mam specjalistką od wychowywania wszystkich dzieci po tym jak została wylansowana na „narodową nianię” przez bardzo wyrazistą politycznie oraz ideologicznie stację TVN pokazującą dzielne boje pani Doroty z dziećmi rodziców szukających pedagogicznego wsparcia.
Oto ten wpis:
"Bóg jest dobry, a Jego Słowo mądre. Włożył w ręce
rodziców kij. Nalega jednak, byśmy używali go w zgodzie z Bożym charakterem
pełnym dobroci, mądrości i wyrozumiałości. Tylko wtedy przekażemy naszym
dzieciom mądrość przy pomocy kawałka drewna. Drewno komunikuje wielka mądrość,
lecz przekazać ją potrafi tylko ten, kto sam jest mądry” (to cytat z
artykułu). „Autor tekstu sam zdecydował, że jest mądry. Mam zgoła odmienne zdanie. Tekst
uważam za głupi i szkodliwy!”
I jeden z komentarzy autorki pod wpisem: „Jakie znaczenie ma orientacja
nauczyciela? ŻADNEGO. Dziecko trzeba wychowywać w zgodzie z wartościami. Ludzie
wierzący wychowują w zgodzie z wiarą raczej niż z Bogiem”.
Niestety
tego typu uwagi utrwalają wizerunek pani Zawadzkiej jako srogiej pedagogicznej
inkwizytorki tropiącej wszelkie ślady rodzicielskiej dyscypliny, które naruszają
jej wizję świata oraz wychowawcze oczekiwania wobec polskich rodziców. To
bardzo niedobrze, bowiem czytając inne wpisy autorki na Facebooku dostrzegam w
niej naprawdę „ludzkie odruchy” (np. wpis o meczu Barcelona-Real!) i życzliwość
w podejściu do ludzi. Żywię nadzieję, że nie tylko wobec tych, którzy kliknęli „Lubię
to” na jej oficjalnym profilu, ale również tych, którzy świadomie
praktykują odmienne metody wychowawcze niż tylko te „kanonizowane” przez panią
Dorotę.
Nie
zamierzam bronić autora artykułu – pastora Douglasa Wilsona. Artykuł broni się
sam. Zresztą sam autor zrobiłby to lepiej ode mnie. Każdy z czytelników może
odsłuchać jego wykładów nt. edukacji z ubiegłorocznej konferencji w Poznaniu
(wykłady nr 6-9) lub poczytać artykuły nt. małżeństwa i wychowania dzieci –
wyrabiając sobie samodzielnie opinię nt. jego nauczania w niniejszych
kwestiach.
Nie
wiem czy Douglas Wilson „sam zdecydował, że jest mądry”, o czym tak
jednoznacznie zawyrokowała pani Zawadzka. Najzwyczajniej, jako doświadczony rodzic,
autor wielu książek nt. rodziny, wykładowca i pastor wypowiedział się na temat wychowania uważając, że ma w tej materii coś wartościowego do przekazania. To samo czyni
zresztą pani Dorota przedstawiając siebie jako „stałego eksperta w sprawach
wychowania w wielu programach telewizyjnych i radiowych”. Któż bowiem mniemający, że
mądrości mu jednak brakuje zgodziłby się być medialnym ekspertem od wychowania,
specjalistką
pouczającą tysiące rodziców (również tych, którzy o to nie proszą) i
określającą jako „głupich” poglądów osób, którzy myślą inaczej?
Zastanawiam
się ile złej woli trzeba mieć aby widzieć „głupotę i szkodliwość” w tekście
zwracającym uwagę na mądrość, dobroć oraz wyrozumiałość w dyscyplinowaniu
dziecka w miłości i poszanowaniu jego godności. Kogo pani Zawadzka ma przed
oczami czytając powyższy artykuł? Zagniewanego zwyrodnialca, który z pomocą
kawałka badyla chce wyładowywać swoje frustracje na swoim synu lub córce?
Maltretowane, posiniaczone dziecko, które na widok wracającego do domu pijanego
ojca chowa się pod łóżko? Jeśli tak to proponuję ponowną i powolną lekturę
artykułu. Jeśli kogoś mniej pijanego i mniej agresywnego – również.
Osobiście
nie chciałbym powierzać moich dzieci pod opiekę niani, która twierdzi, że orientacja seksualna
nauczyciela nie ma znaczenia, ponieważ nie chcę aby moje dzieci myślały
w ten sposób. Tu na marginesie warto dodać, że orientacja seksualna nauczyciela
nie ma znaczenia, ale jedynie dla pani Doroty (i osób podzielających jej
zdanie). Szanuję to, choć jako tata trójki dzieci uważam tą postawę za zbyt
nonszalancką. Dla innego rodzica może to mieć znaczenie (np. jeśli
nauczyciel świadomie upublicznia to z kim woli uprawiać seks) i ani mnie, ani Superniani,
ani komukolwiek nic do tego. Natomiast powinno to mieć znaczenie w sytuacji,
gdy tenże nauczyciel postanawia (w subtelny lub bezpośredni sposób) „oswajać”
uczniów (i środowisko szkolne) z homoseksualnym stylem życia jako czymś
aksjologicznie neutralnym lub wręcz dobrym bo nadającym „kolorytu i
różnorodności” zachodnioeuropejskiej kulturze. Pani Dorota ma więc rację
mówiąc, że „dziecko należy wychowywać zgodnie z wartościami”. Niestety nie
zechciała na nie wskazać, nazwać ich. Z którymi wartościami? Przez kogo i
jak ustalanymi lub wyznawanymi?
Mnie
osobiście cieszy, że „narodowa niania” wierzy w istnienie jakichś obiektywnych
„wartości”. To przekonanie kładzie bowiem płaszczyznę porozumienia i wspólną
podstawę dla pani Doroty oraz moich poglądów wychowawczych. Niestety nie
do końca wiemy w jakie wartości pani Dorota wierzy i co/kto jest
ich źródłem. Jednego natomiast możemy być pewni: że jej pedagogika pod względem
religijnym, światopoglądowym jest ściśle określona. Co więcej, w
bardzo misjonarski sposób, krzewi wyznawane przez siebie dogmaty.
Przykładowe z nich: 1. Dziecko nie rodzi się grzesznikiem lecz jako neutralne.
2. Orientacja nauczyciela nie ma żadnego znaczenia w procesie nauczania. 3.
Fizyczna dyscyplina i rodzicielska miłość w każdym przypadku wzajemnie się
wykluczają.
To tylko
przykłady pedagogicznych „prawd wiary” pani Doroty, w mojej ocenie jako
pedagoga, rodzica i pastora bardzo szkodliwych dla samych dzieci i mam, które z
rad pani Doroty lub współczesnych prorokiń „bezstresowego wychowania” uczyniły
„biblię” wychowania własnych dzieci.