Dziś chciałbym się podzielić z Wami wymianą poglądów z panią Dorotą Zawadzką ("Supernianią") z jej profilu Facebooka po moim wczorajszym wpisie.
Dorota Zawadzka:
1. Nie będę rozwijać odpowiedzi bo NIE mam pojęcia jaką drogą ksiądz doszedł do takiego wniosku? Czy poprzez moje zdanie na temat bezzasadności kar fizycznych. Bo wg księdza trzeba dziecko karać fizycznie wszak grzesznym się urodziło?
2.TAK! Orientacja nie ma żadnego znaczenia, tak samo, jak nie ma znaczenia czy nauczyciel jest wierzący, ateistą czy też ma inny kolor skóry lub wyznaje inną religię. MA UCZYĆ przedmiotu. Matematyki, chemii czy wf. Nie ma dla mnie znaczenia kim jest prywatnie, jeśli tylko nie robi nic niezgodnego z prawem. Ma być dobrym i mądrym człowiekiem. I umieć przekazać wiedzę ze swojego przedmiotu.
3.TAK! Fizyczna dyscyplina i rodzicielska miłość wzajemnie się WYKLUCZAJĄ. Bo ALBO kocham ALBO biję. Nie można bić z miłości ani z miłością. Jeśli ktoś uderza drugą osobę, to ją krzywdzi a jeśli ją krzywdzi to znaczy że jej nie kocha. Dla mnie proste.Ksiądz powinien to doskonale rozumieć. Ale skoro nie rozumie to ja tego księdzu nie wytłumaczę. W dość nieprzyjemnym tekście ( zapewne pisanym z miłością do bliźniego) pisze ksiądz że nie wie" w jakie wartości wierzę i kto i co jest ich źródłem". Polecam kurs aksjologii.
PS. Dodam również, by uzupełnić wiedzę księdza,uparcie piszącego o mnie "niania" że nie jestem "nianią". Jestem psychologiem, pedagogiem, nauczycielem akademicki, autorką poradników i wielu artykułów popularyzujących wiedzę naukową, od 30 lat pracującą w zawodzie "pomagacza". Wielokrotnie pomagałam kobietom i dzieciom, którym księża mówili, że "powinni godnie znosić przemoc w swoim domu, gdyż mąż na pewno kocha, ale tę miłość wyraża w jedyny znany sobie sposób" - poprzez bicie i maltretowanie kobiety i dzieci. Ciekawa jestem co ksiądz mówi dziecku, które przychodzi do księdza po pomoc - gdyż właśnie tatuś ( zapewne mądry i miłujący) po przeczytaniu choćby dyskutowanego artykułu przyłożył drewnianą łyżką. Z miłością. Jakie słowa cisną się księdzu na usta? O nadstawianiu innej części ciała, o miłości bliźniego? Jakie? Bardzo jestem ciekawa.
Moja odpowiedź:
Pani Doroto, dziękuję za odniesienie się do tekstu. Zacznę od tego, że mój wpis jest "jedynie" odpowiedzią na Pani krzywdzącą wobec autora i dodałbym bardzo ostrą wypowiedź nt. przywoływanego artykułu.
1. O Pani aksjologicznym spojrzeniu na naturę dziecka przeczytałem choćby na portalu polki.pl gdzie stwierdziła Pani iż "dziecko nie rodzi się złe". Mniemam więc, że neutralne (lub z natury dobre). Innych rozwiązań nie dostrzegam. Kiedy jako pastor z chrześcijańskiej perspektywy stwierdzam, że dziecko rodzi się z "grzeszną naturą", obarczone grzechem pierworodnym to nie twierdzę w ten sposób, że jest złe do szpiku kości i wszelkie jego wybory od maleńkości są grzeszne. Wskazuję raczej w ten sposób na jedną z głównych przyczyn wychowawczych problemów w zachowaniu dziecka i potrzebę miłosnego wychowania. Pani polemizując z tym spojrzeniem - angażuje się w dyskusję światopoglądowo-religijną. I nie mam o to pretensji ponieważ ma Pani prawo do swojego zdania. Zauważam jednie, że każdy rodzaj wychowania, pedagogiki jest wyrazem określonego spojrzenia na świat i człowieka. Chodzi jedynie o to by nie przypisywać sobie roli kogoś "neutralnego" pod tymi względami. Pani poglądy są stawianiem wyzwania chrześcijańskiej pedagogice i warto aby Pani miłośniczki miały tego świadomość.
2. Jak napisałem: stwierdzenie, że "orientacja nie ma żadnego znaczenia" jest prawdą, ale tylko po pewnymi warunkami. Pani zaś o tych warunkach nie napisała, a jedynie podzieliła się bardzo ogólnym stwierdzeniem. "Łamanie prawa" to wg mnie oczywista granica i z tym każdy się zgadza. Ja bym ją postawił o wiele bliżej: np. oswajanie środowiska szkolnego z homoseksualnym stylem życia (niekoniecznie poprzez werbalne instrukcje). Na uczestnictwo w takim kontekście edukacyjnym nie muszą się zgadzać wszyscy rodzice, prawda?
3. Jeśli chodzi o dyscyplinowanie to bardzo trudno jest mi z Panią poważnie rozmawiać ponieważ dokonuje Pani bardzo dużych i wg mnie błędnych uogólnień oraz całkowicie spłyca temat. Jako pedagog powinna Pani umieć dokonywać podstawowych rozróżnień: nie każdy człowiek w masce jest złodziejem, nie każdy, kto potrafi zmienić oponę musi być mechanikiem i nie każdy, kto mówi po chińsku musi być tłumaczem. Na podobnej zasadzie, nie każdy kto trzyma w ręku drewnianą łyżkę musi być agresywnym zwyrodnialcem (o tym jest tekst D.Wilsona). Wydaje mi się, że nie zrozumiała Pani treści komentowanego artykułu, o czym mogłoby świadczyć również Pani końcowe pytanie nt. dziecka szukającego pomocy przed agresywnym ojcem. Ma się ono nijak ani do treści artykułu, ani do polemiki ze mną. W tego typu przypadkach ma Pani we mnie sojusznika, a nie adwersarza.
PS. Nadal nie wiem skąd Pani czerpie przekonanie o istnieniu wartości. Z jakimi wartościami dziecko powinno być wychowywane? Czy jest wśród nich miłość do Boga i Jego Słowa? Kto decyduje o tym co wchodzi w skład tych wartości?
PS.2. Proszę wybaczyć określenie "niania", ale było to nawiązanie do roli, w którą Pani weszła i z którą jest kojarzona przez wielu widzów telewizyjnego programu.
PS.3. Ubolewam, że niektórzy duszpasterze udzielali tego typu rad, o których Pani pisze. To smutne. Reakcja zupełnie niewspółmierna do powagi sytuacji. Pozdrawiam.