Z pewnością wielu odpowie, że moja optyka postrzegania
nastawienia Kościoła wobec powyższego problemu jest całkowicie błędna, ponieważ
tenże wcale nie milczy i przecież jednoznacznie opowiada się przeciwko
seksualnym nadużyciom swoich duszpasterzy. Dlatego ujawnione przypadki
rozwiązłości księży, proboszczów i biskupów nie mogą być przywoływane jako
zarzut wobec Kościoła lecz wobec jego niektórych przedstawicieli (no a poza tym „któż z nas jest bez
grzechu...”).
Prawda jest zgoła inna. O podejściu poszczególnych
kościołów do jakiejkolwiek kwestii (moralnej, dogmatycznej itp.) głośniej niż
słowa świadczą czyny. Gdyby sędzia w majestacie prawa jedynie pokiwał
złodziejowi palcem ze słowami: „Tak się nie robi” -zamanifestowałby w ten sposób postawę akceptacji jego czynu i pogardę wobec poszkodowanego. Na podobnej zasadzie
nie przekonywałyby mnie słowa pastora będącego w liberalnej denominacji
protestanckiej, który zawzięcie twierdziłby, że ich kościół opowiada się
przeciwko święceniom duszpasterskim kobiet lub ślubom osób tej samej płci. Moja
odpowiedź brzmiałaby: „Wejdźmy do twojego kościoła i zobaczmy co tam
mamy”. Czyny mówią więcej niż słowa.
Władze Kościoła Rzymskokatolickiego kiwając z dezaprobatą
palcem w stronę rozwiązłych duchownych, odsuwając go od niektórych funkcji i przenosząc ich do innej parafii ze
słowami: „tak nie wolno, to zgorszenie” w rzeczywistości manifestują postawę akceptacji, zaś w najlepszym
wypadku obojętności wobec
ich grzechu. Za taką reakcją stoi czytelny komunikat: „Kapłan nie może być znany w parafii jako osoba rozwiązła lub
seksualnie niemoralna. Dlatego należy go przenieść w inne miejsce powołania,
ewentualnie odczekać z publicznym odprawianiem Mszy Świętej itp.”. Jednak
stwierdzenie, że osobą duchowną nie
może być osoba podejmująca seksualne współżycie z gosposią, innym
mężczyzną, molestująca seksualnie dzieci lub uzależniona od alkoholu jest
najzwyczajniej nieprawdą.
Jak widać – może. I wszyscy to widzą, ponieważ reakcja na
grzech mówi więcej niż deklaracja na jego temat.
Wyobraźmy sobie, że jakiś pastor zdradzający żonę ze swoją
parafianką wciąż pełni urząd duchownego lecz z powodu moralnego skandalu
zostaje przeniesiony do innego zboru/parafii. Widząc coś takiego mielibyśmy
słuszne powody do oburzenia i zarzutu wobec jego kościoła, iż
cudzołóstwo jest w nim akceptowane skoro nawet jeden z jego przywódców
może w dalszym ciągu pozostawać „sługą Bożym” mimo oczywistej niemoralności,
której się dopuszcza! Dodalibyśmy także zarzut hipokryzji („co innego mówią wasze dokumenty, a co
innego robicie”). Akceptacja święceń kapłanów mających nieślubne dzieci lub o
skłonnościach homoseksualnych to wyraz stanowiska Kościoła. I tak jak w
przypadku pastora-cudzołożnika zupełnie nieistotne są dokumenty doktrynalne,
katechizmy, prawa wewnętrzne, które ktoś przedstawi, aby udowodnić, że jego
kościół traktuje pozamałżeński seks za czyn niegodny protestanckiego przywódcy.
Jego kościół jasno się opowiedział poprzez publiczną reakcję na grzech.
Podobnie rzecz się ma w przypadku rozwiązłych księży: zapisy Prawa Kanonicznego
lub innych kościelnych dokumentów są martwe. Jeśli bowiem mówią „nie wolno”,
zaś praktyka oznajmia „wolno” to naprawdę nieistotne jest ile dogmatycznych
paragrafów lub cytatów z encyklik ktoś jest w stanie przywołać w argumentacji.
Wiara bez uczynków jest martwa. Czyny przemawiają głośniej niż słowa.
Deklaracje bez przełożenia na postępowanie są obłudne i nie mają wielkiego
znaczenia skoro sami ich autorzy je lekceważą i nie egzekwują.
Pytania, które chciałbym więc zadać katolickiej stronie
brzmią:
1. Dlaczego kapłan podejmujący współżycie z kobietą lub z
mężczyzną nie tylko może,
ale i powinien (wg teologii KK) pozostać na urzędzie
mimo iż nie spełnia jego kryteriów i warunków? Bycie
przewodnikiem Bożego Ludu to nie sposób na bezpieczną przyszłość, lecz odpowiedzialne powołanie od Boga. Ktoś
kto się jemu sprzeniewierza nie ma prawa do dalszego pełnienia urzędu.
2. Dlaczego
kościół akceptuje niemoralnych duchownych pozostawiając ich na sprawowanej funkcji mimo
oczywistej i publicznej sprzeczności takiego postępowania z nauczaniem 1
Listu do Tymoteusza 3:1-10 oraz Listu do Tytusa 1:5-9, które wyraźnie mówią o
kryteriach zarządzających kościołem?
3. Czy kryteria dla duszpasterzy opisane w powyższych
wersetach Pisma Świętego mają zastosowanie jedynie przed święceniami
kapłańskimi czy także po nich?
4. Czy należy je potraktować jedynie jako wskazane
sugestie czy jako obowiązkową charakterystykę?
Warto także zauważyć, że różnica między liberalnymi „protestantami”, a Kościołem Rzymskokatolickim w podejściu do seksualnej niemoralności duchownych polega na tym, że ci pierwsi zaakceptowali w publiczny sposób to, co drudzy akceptują milcząc lub zatajając. Dyskusja dotyczy więc formy akceptacji niniejszych zachowań. Pierwszą cechuje brak skrępowania, drugą obłuda. Oczywiście jawność niemoralności propagowana przez środowiska liberalne nie jest lepsza od bierności Kościoła Katolickiego wobec seksualnych skandali. Święcenie na urząd biskupi lesbijek, udzielanie „w imieniu Chrystusa” ślubów parom homoseksualnym jest wyrazem publicznej pogardy wobec nauczania Pisma Świętego.
Warto także zauważyć, że różnica między liberalnymi „protestantami”, a Kościołem Rzymskokatolickim w podejściu do seksualnej niemoralności duchownych polega na tym, że ci pierwsi zaakceptowali w publiczny sposób to, co drudzy akceptują milcząc lub zatajając. Dyskusja dotyczy więc formy akceptacji niniejszych zachowań. Pierwszą cechuje brak skrępowania, drugą obłuda. Oczywiście jawność niemoralności propagowana przez środowiska liberalne nie jest lepsza od bierności Kościoła Katolickiego wobec seksualnych skandali. Święcenie na urząd biskupi lesbijek, udzielanie „w imieniu Chrystusa” ślubów parom homoseksualnym jest wyrazem publicznej pogardy wobec nauczania Pisma Świętego.
Jednak obie formy (jawna i skryta) akceptacji
niemoralności duchowieństwa domagają się jednoznacznej reakcji oddanych
Chrystusowi chrześcijan w obu wspólnotach. Protestantowi, który sprzeciwia się
święceniom kobiet oraz akceptacji homoseksualnych związków w swoim kościele warto
zadać pytanie o przyczynę jego obecności w tym środowisku, poprzez którą
autoryzuje niniejsze praktyki oraz pozbawia się odpowiedniego miejsca duchowego
wzrostu. Katolika, który jest oburzony
seksualnymi skandalami duchownych w swoim kościele warto zapytać o to samo:
„Dlaczego przebywasz i utożsamiasz się ze środowiskiem, które w milczący sposób
(poprzez swoje czyny) akceptuje to czemu ty (oraz Pismo Święte) jednoznacznie
się sprzeciwiasz?”