Ten błąd polega na subiektywizowaniu treści wiary wedle zasady: ja i moja
Biblia. Kościół jest w najlepszym wypadku pomocny, ale nie jest konieczny w
chrześcijańskim wzroście. Niekiedy ewangeliczni chrześcijanie twierdzą: „Biblia, nie kościół jest moim najwyższym
autorytetem. Dlatego wierzę, że mogę ją samodzielnie czytać i budować
teologiczne wnioski poza kontekstem kościoła i bez konfrontowania z jego
nauczaniem (obecnie oraz w historii).”
Powyższa postawa całkowicie przeczy zasadzie Sola Scriptura. Jest nie
tylko przejawem pychy, niezależności i indywidualizmu, ale także nie rozpoznaje
kontekstu, w jakim Pismo zostało dane oraz w jakim powinno być odczytywane.
Biblia nie spadła na nasze biurka z nieba. Jest ona dokumentem przymierza.
Jej adresatem jest wspólnota kościoła, kościoła widzialnego, nie zaś
ezoterycznego (w ST Izrael, w NT poszczególne zbory/kościoły oraz ich
przywódcy). Dlatego Pismo powinno być wyjaśniane, interpretowane w kontekście
Ludu Bożego.
Biblia jest objawieniem woli Oblubieńca przekazanym Oblubienicy.
Będąc poza kościołem (widzialnym, nie zaś tym w atmosferze lub w obłokach)
wyłączamy się z grona jej adresatów. Oczywiście osobista lektura Pisma, wnioski
badaczy, antropologów biblijnych, komentatorów są cennym źródłem poznania lecz
powinny być osadzone w kontekście kościoła i konfrontowane, porównywane, badane
z jego nauczaniem.