Przerwany mecz
W niedzielę 13 maja podczas meczu ekstraligi żużlowej pomiędzy Betardem Spartą Wrocław a PGE Marma Rzeszów w wyniku obrażeń ciała po upadku na torze zmarł znany brytyjski żużlowiec Lee Richardsson. Miał 33 lata. Pozostawił pogrążoną w smutku żonę oraz trzech synów.
Ta informacja napełniła smutkiem środowisko związane ze sportem żużlowym. Jednocześnie... je podzieliła. Przyczyną tego stały się wydarzenia mające miejsce w wieczornych derbach Ziemi Lubuskiej rozgrywanych w Gorzowie pomiędzy tamtejszą Stalą, a zielonogórskim Falubazem.
Po 7 biegu przy prowadzeniu Stali 26-16 sędzia poinformował obie ekipy, że po rozegraniu 8 wyścigu uda się do parkingu w celu konsultacji z kierownictwami oraz samymi zawodnikami dotyczącymi dalszego przebiegu zawodów.
Co działo się potem widzieliśmy podczas telewizyjnej transmisji na antenie TVP Sport.
Zakłopotanie śmiercią
Żyjemy w kulturze, w której śmierć jest tematem tabu. Nie lubimy o niej rozmawiać, wolimy wypierać ze świadomości jej istnienie. Wolimy chodzić do „domu wesela” zamiast do „domu żałoby” (Koh 7,1-4). A jeśli już udamy się do domu żałoby to nie do końca wiemy jak długo powinniśmy tam przebywać. Sądzimy, że im dłużej tym lepiej.
Kiedy dowiadujemy się o nagłej śmierci człowieka jesteśmy zbici z pantałyku, nie jesteśmy oswojeni z faktem jej obecności. Szczególnie niespodziewanej. Wypowiedzi, zachowanie głównych aktorów niedzielnego derbowego widowiska oraz niektórych kibiców objawiły ogromną niemoc w odpowiedniej reakcji na publiczną wiadomość o śmierci żużlowca, która ogłoszona w kontekście zawodów wymagała reakcji w postaci... ich przerwania.
Właściwą postawą w niedzielny wieczór powinny być... smutek, cisza, ucichnięcie silników, zamyślenie... Stadion w obliczu wieści o śmierci Lee Richardssona powinien stać się domem żałoby, a nie rozrywki, rywalizacji, nerwowych ruchów przy parkingowej budce telefonicznej. Król Salomon w mądrej księdze stwierdza, że „wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę” (Koh 3,1). I dodaje: „Jest czas płaczu i czas śmiechu; jest czas narzekania i czas pląsów” (3,4). „Jest czas rozdzierania i czas zszywania; jest czas milczenia i czas mówienia” (3,7). „Jest czas wojny i czas pokoju” (3,8). Roztropność polega na rozpoznaniu odpowiedniego czasu na poszczególne rzeczy. W niedzielę w Gorzowie tej mądrości zabrakło. Stadion od chwili ogłoszenia tragicznej wieści przestał być areną sportowej „wojny” i „śmiechu”. Odjechano 3 biegi, które nijak nie pasowały do zaistniałej sytuacji. Decyzja sędziego (oraz obu drużyn) o kontynuacji zawodów „bez oprawy dźwiękowej oraz dopingu” (jak stwierdza protokół zawodów) to dobitny wyraz zagubienia zarówno ducha żałoby, jak i festynu, ducha sportowej rywalizacji, której nieodzowną częścią jest tumult, radość, śpiew i okrzyki.
Tu nie ma znaczenia czy Lee Richardsson był szczególnie bliskim przyjacielem któregokolwiek z żużlowców lub jak często myśleliśmy o nim gdy żył. Ważne jest to, że reakcją na śmierć żużlowca w takich okolicznościach, ogłoszoną w tamtym czasie powinno być ucichnięcie trybun, silników, milczenie i spokojne opuszczenie stadionu po uprzedniej minucie ciszy w obecności (na płycie stadionu) wszystkich zawodników, trenerów i kierowników ekip.
To opis tego jak powinno się skończyć to widowisko po 8 biegu napisany po spokojnej analizie faktów. Tak się nie stało ponieważ najprawdopodobniej zabrakło czasu na przemyślaną reakcję i właściwej osoby (osób), która rozpoznałaby odpowiedni czas. Dziś zapewne każdy postąpiłby inaczej.
W czyją pierś uderzyć?
Obie lubuskie ekipy powinny uderzać w pierś. Jednak nie w pierś rywala, co od zakończenia meczu do chwili obecnej ustawicznie ma miejsce, lecz własną. To o wiele bardziej przyczyniłoby się do odzyskania szacunku przez kluby niż licytacja kto częściej spoglądał na tablicę aktualnego wyniku lub chciał szybszego przerwania zawodów.
Niestety strach przed „regulaminowymi” konsekwencjami („co się stanie jeśli nie pojedziemy?”) sparaliżował obie ekipy (oraz sędziego). Każda ze stron będąc bardziej zatroskana o to co za chwilę zrobią pozostali (sędzia lub druga ekipa) niż o należyte uczczenie pamięci zmarłego tragicznie kolegi, przeoczyła, że oto właśnie manifestuje nie tylko brak charakteru, ale także... "brak jaj" by nie oglądając się na kogokolwiek obok powiedzieć: „Nie chcemy jechać. Nie wyjedziemy. Nie możemy. Zginął nasz kolega. Wieść o śmierci żużlowca i entuzjastyczne okrzyki, rywalizacja na torze, sportowy zgiełk, atmosfera święta nie pasują do siebie”. Nie zrobiono tego. Zabrakło po trosze wyobraźni, wrażliwości, rozsądku, odwagi. Na szczęście jeszcze można coś ważnego w tej sprawie zrobić. Przyznać się do własnego błędu (o cudzych błędach wiemy już wszystko), uderzyć we własną pierś z prostym: „Przepraszamy. Wybaczcie. Nie było to właściwe ani odpowiednie”. Czy ktoś będzie do tego zdolny? W polskim żużlu?
TVP Sport czyli „Reality Show”
Temat transmisji oraz komentatorów TVP Sport nie jest poboczny wobec niedzielnych zajść. Redaktorzy Cegielski i Darżynkiewicz stali się głównymi aktorami tego spektaklu mimo iż po 8 biegu sami postanowili się z niego wycofać. Należą do negatywnych bohaterów niedzieli. Panowie zamiast komentować wydarzenia dziejące się na torze i w parkingu, studzić emocje telewidzów... sami dali się im ponieść. Powiedzmy sobie uczciwie: to co zrobili dwaj komentatorzy TVP Sport to nie decyzja o wyłączeniu dźwięku (dla uczczenia pamięci Lee Richardssona, w ramach protestu itp.). To decyzja, że lepszym spektaklem dla widzów będzie "Reality Show" czyli słuchanie dźwięków i komentarzy z parkingu.
Rezygnacja komentatorów nie wynikała z obiektywnej niezdolności do dalszej pracy (np. problem z emisją głosu po tak szokującej informacji itp). Słychać było natomiast dwóch „obrażonych chłopców”, którzy od aktorów widowiska stanowczo wymagali takiego, a nie innego scenariusza. Scenariusz okazał się być inny więc „obrażeni chłopcy” dali wszystkim do zrozumienia (sędziemu, żużlowcom, działaczom i widzom): Mamy was w ... nosie. Nie będziemy uczestniczyli w waszej zabawie. Albo nie! Będziemy, tyle, że jedynie obserwując.
Redaktorzy Darżynkiewcz z Cegielskim powinni na stałe wejść do annałów historii polskiego komentatorstwa. Oto bowiem podjęli się pionierskiej, trudniej roli wytyczania nowej drogi dla komentatora sportowego. Do tej pory polegała ona na relacjonowaniu wydarzeń z areny zawodów. W niedzielę komentatorzy postanowili stawiać oczekiwania sędziemu i sportowcom. Co więcej: wygenerowali i wytworzyli to co się działo później przed kamerami, ekranami telewizorów, w internecie. Nadmuchali balon presji i napięcia jednoznacznie informując jaka decyzja jest oczekiwana przez TVP Sport, którą reprezentowali, następnie "podkulili ogonki" gdy sprawy na torze przyjęły inny obrót od wyrażonych oczekiwań. Ich rola jednak nie zakończyła się na 8 biegu. To o czym obecnie słuchamy i czytamy w mediach, na forach dyskusyjnych, całe napięcie związane z wzajemnymi oskarżeniami, licytacja form „żałoby” (na zasadzie „kto da więcej”) to w znacznej mierze efekt komunikatu wysłanego przez komentatorów TVP Sport, którzy żużlowemu środowisku dali do zrozumienia, że decydując się na kontynuowanie meczu sędzia, zawodnicy z Gorzowa i Zielonej Góry zdeptali pamięć o Lee Richardssonie oraz stracili „nasz szacunek”. Wasz też powinni. I my wam o tym jasno mówimy - wyłączając nasze mikrofony odcinamy się od tego co tu się dzieje. No, może niezupełnie, bo chętnie wam usłużymy naszymi kamerami i innymi mikrofonami z parkingu. Zostańcie państwo z nami.
Honor nie pozwolił dwójce redaktorów na używanie mikrofonów przy słuchawkach. Pozwolił natomiast im i ekipie TVP Sport, którą reprezentowali na używanie mikrofonów i kamer w parkingu. Jeśli bowiem decyzja o kontynuowaniu transmisji pozostawała poza sferą ich kompetencji to z pewnością dwaj panowie na znak protestu honorowo zakomunikowaliby, że nie będą dalej dla tak niewrażliwego pracodawcy komentować meczy. „Ten mecz nie będzie miał komentarza Rafała Darżynkiewicza i Krzysztofa Cegielskiego”, ale będzie miał obraz i dźwięk TVP Sport, prawda panowie?
W eter poszła jednak informacja: "my się od tego odcinamy" (ale oglądajcie państwo to co wam pokażemy). I prawie wszyscy... to „łyknęli” naprężając mięśnie i podnosząc święte oburzenie na sędziego i obie drużyny: jak oni mogli?! Jaka jednak może być inna reakcja na to co działo się w Gorzowie, skoro telewizja już wszystkim podała jedyną właściwą interpretację wydarzeń? Kto się teraz wyłamie nie rzucając „klątwy” na aktorów z niedzieli? Kto się wyłamie generując komentarz inny od obowiązującego?
Nawet senator PO - Robert Dowhan zapewne przeczytał w słynnych już SMSach coś na wzór: Robert, w telewizji po was jadą za kontynuowanie jazdy. Zrób coś bo Darżyn z Cegłą już dali Polsce sygnał do bojkotu. Notowania ci spadają, a na Sportowych Faktach ludziska zaczęli rzucać na was mięsem. Cóż więc miał zrobić prezes jak nie pobiec do parkingu, kazać ściągnąć swoim zawodnikom czapki i zakazać dalszej jazdy? Wcale nie o ratowanie wyniku dla Zielonej Góry tu chodziło lecz o ratowanie twarzy po tym jak "wszechwiedząca telewizja" powiedziała jaki werdykt powinien tu zapaść i jak należy ocenić tych, którzy nie chcieli przerwać pracy na Stadionie im. Edwarda Jancarza? Ale zaraz... ktoś jeszcze nie przerywał pracy! Nieważne... To tylko my i nasze kamery.
Powiedzmy otwarcie: mecz w Gorzowie powinien być przerwany po 8 biegach bo tego wymagał kontekst i sytuacja. Tego wymagały okoliczności i czas śmierci Lee Richardssona. Jednak wystawiając oceny nie bądźmy zbyt pobieżni i mało skrupulatni. Negatywnych aktorów niedzielnego widowiska było więcej niż tych, których widzieliśmy. Niedzielna transmisja to bardzo dobry materiał poglądowy (nie tylko dla studentów socjologii) na temat telewizyjnej manipulacji oraz, to również należy powiedzieć, medialnej hipokryzji.
Komentatorzy TVP Sport swoim zachowaniem rozkręcili karuzelę oskarżeń i wrogości, zamiast ją studzić. Mają jednak swoje medialne "5 minut" bo telewizyjnie i komercyjnie było to świetne zagranie! Sama telewizja publiczna, która transmisji jednak nie przerwała (a więc nie przyłączyła się do protestu) obecnie kreuje dwóch redaktorów jako bohaterów (sic!). Jednak sytuacja o wiele bardziej wymagała ich obecności niż ich przedstawienia. Po 8 biegu wyważony, dojrzały komentarz obu redaktorów był potrzebny o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej podczas transmisji żużlowych w TVP Sport. Nie udźwignęli tej odpowiedzialności abdykując ze swoich zadań i dając wszystkim jasny sygnał: Ruszamy na nich! Telefony i klawiatury w dłoń! Zaczynamy medialną krucjatę! Kto nie jest z nami ten... nie ogląda telewizji!