czwartek, 26 stycznia 2012

Trudne pytania do katolickiej strony dialogu

Niniejszy wpis jest odpowiedzią na artykuł „Ekumenizm silnych tożsamości” autorstwa redaktora naczelnego portalu fronda.pl Tomasza Terlikowskiego będący jego refleksją nad obchodami corocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Redaktor Terlikowski słusznie zauważa, że trudno jest mówić o partnerskim dialogu unikając trudnych rozmów. Zadaje pytania polskim luteranom o ich podejście do bratnich parafii z Zachodu, które udzielają ślubów osobom tej samej płci oraz ordynują na biskupów osoby obnoszące się ze swoją homoseksualną skłonnością. Oczekuje odpowiedzi od przedstawicieli Starokatolickiego Kościoła Mariawitów na temat wprowadzonych tam w latach 20. święceń kapłańskich i biskupich kobiet.

Ekumeniczny dialog powinien wymagać uczciwości oraz jednoznacznego określenia w pewnych kwestiach. Całkowicie łączę się z uwagami przedstawicieli Kościoła Katolickiego wobec trudności w osiąganiu ekumenicznego porozumienia z liberalnymi wyznaniami protestanckimi (akceptacja aborcji na życzenie, homoseksualizmu, eutanazji...).

Osobiście poszedłbym dalej: trudno mi nie tylko mówić tu o dialogu, ale i określaniu tego typu wspólnot mianem „protestanckich”. Jest to bowiem poważne odstępstwo zarówno od Pisma Świętego jak i tego za czym stała reformacja. Postulaty i przekonania kościołów wyrosłych na jej fundamencie można znaleźć w XVI i XVII wiecznych wyznaniach wiary, które jednoznacznie sprzeciwiają się religijnemu, moralnemu liberalizmowi oraz relatywizmowi.

Jednocześnie tak jak daleko jest mi do „chorób” liberalnego (a także fundamentalistycznego i legalistycznego) protestantyzmu, tak samo obce jest mi bagatelizowanie pewnych postaw i nauk konserwatywnego katolicyzmu. Chciałbym więc zachować konwencję „trudnych pytań” red. Terlikowskiego i zadać je przedstawicielom najliczniejszego w Polsce wyznania.

Po pierwsze: czy fakt przechowywania fragmentu wątroby, śledziony, nerek i dwóch ampułek krwi pobranych z ciała ks. Jerzego Popiełuszki, które znajdowały się w przez 26 lat w słoiku z formaliną w zapieczętowanej skrzynce w kaplicy Sióstr Misjonarek w Białymstoku – mieści się w rzymskokatolickiej ortodoksji? Czy fakt ogłoszenia możliwości ich nabycia oraz „wysyłki” części ciała zamordowanego kapłana do poszczególnych parafii jest powszechnie akceptowaną praktyką przez przywódców i wiernych tego kościoła?

Po drugie: warto zadać pytanie o stosunek wiernych kościoła katolickiego wobec tzw. kultu maryjnego. I nie chodzi wcale o zbywanie nas – konserwatywnych protestantów – słowami o „prośbach wstawienniczych” wobec Maryji, rozmowie z nią niczym z siostrą w wierze, zapewnianiu, że jest szczególnie błogosławiona spośród wszystkich kobiet. Dobrze wiemy, że nie o to chodzi. Chciałbym zapytać o cechy, które przypisywane są matce naszego Pana w publikacjach oficjalnie akceptowanych przez kościół (a więc zgodne z nauką kościoła i podawane do nauczania). Podam kilka przykładów z książki „Traktaty o Prawdziwym Nabożeństwie do Najświętszej Maryji Panny” autorstwa Św. Ludwika Maria Grignion de Montfort (Poznań, 24.12.1947.) Nihil obstat: Ks. Dr. Kazimierz Karłoski. Reimprimatur: Wikariusza Generalnego Ks. Marlewski:


(Bóg) „Uczynił Ją Szafarką wszystkiego, co posiada tak, jak Ona jedna wszystkie rozdziela dary i łaski, dając komu chce, ile chce, jak chce i kiedy chce”.


„Gdy więc czytamy w pismach św. Bernarda, Bernadyna, Bonawentury i innych świętych, że zarówno w niebie jak i na ziemi wszystko, nawet sam Bóg, podlega Najświętszej Maryji Pannie, to chcą przez to powiedzieć, że władza i moc, której Pan Bóg raczył jej udzielić, jest tak wielka, że zdaje się, jakoby posiadała tę samą władzę co Pan Bóg”,

„Nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy jest do zbawienia konieczne, oraz że brak czci i miłości dla Niej jest niezawodnym znakiem potępienia”,


„Prawdziwe nabożeństwo – klęknąć pewną ilość razy lub pokłonić się Jej... by otrzymać przez Nią od Boga przebaczenie grzechów, które popełniamy w ciągu dnia”,


„Bóg Ojciec tylko przez Nią dał i daje Syna Swego, tylko przez Nią tworzy sobie dzieci i udziela łask”,


„Panie, nie patrz na grzechy moje, lecz niech Twe oczy obaczą we mnie tylko cnoty i zasługi Maryi”,


„Lecz kiedy ofiarujemy Mu cośkolwiek przez czyste i dziewicze ręce Jego ukochanej Matki, wtedy dotykamy (jeśli wolno powiedzieć) Jego słabej strony”.


Przypomnę, że nie mówimy tu o kościelnych „patologiach” lub doktrynalnych nadużyciach, lecz oficjalnie zatwierdzonej przez kościół pozycji, a więc elemencie jego nauki.

Po trzecie: trudno nie zadać także pytania o obojętność kościoła wobec seksualnej niemoralności kapłanów (rozwiązłość, nieślubne dzieci, homoseksualizm). Oczywiście ktoś powie, że nie jest to rzecz akceptowana i nie może być przytaczana jako zarzut wobec kościoła lecz wobec jego niektórych przedstawicieli (no a poza tym „któż z nas jest bez grzechu...”). Prawda jest zgoła inna. O podejściu poszczególnych kościołów do jakichkolwiek kwestii nie świadczą ich słowa lecz czyny. Gdybym swojemu dziecku, które z premedytacją uderzyło mamę pokiwał palcem ze słowami: „Tak się nie robi, idź do innego pokoju” - zamanifestowałbym w ten sposób postawę akceptacji jego czynu. W podobny sposób kościół kiwając z dezaprobatą palcem w stronę rozwiązłych duchownych i przenosząc ich do innej parafii ze słowami „tak nie wolno” w rzeczywistości manifestuje postawę akceptacji, zaś w najlepszym wypadku obojętności. Za taką reakcją stoi czytelny komunikat: „Kapłan nie może być znany w parafii jako osoba rozwiązła lub seksualnie niemoralna. Dlatego należy go przenieść w inne miejsce powołania”. Jednak stwierdzenie, że osobą duchowną nie może być osoba podejmująca seksualne współżycie z gosposią lub innym mężczyzną jest najzwyczajniej nieprawdą. Jak widać – może. I wszyscy to widzą.

Pytanie więc brzmi: dlaczego taka osoba nie tylko może, ale i powinna (wg teologii KK) pozostać na urzędzie mimo iż nie spełnia jego kryteriów i warunków? Dlaczego kościół akceptuje niemoralnych duchownych pozostawiając ich na sprawowanej funkcji mimo oczywistej i publicznej sprzeczności z nauczaniem 1 Listu do Tymoteusza 3:1-10 oraz Listu do Tytusa 1:5-9, które wyraźnie mówią o kryteriach zarządzających kościołem.


Różnica między tzw. liberalnymi „protestantami”, a katolickimi konserwatystami w podejściu do seksualnej niemoralności duchownych jest więc taka, że ci pierwsi zaakceptowali w publiczny sposób to, co Kościół Katolicki akceptuje milcząc lub zatajając. Różnica tkwi w formie akceptacji niniejszych zachowań. Pierwszą cechuje brak skrępowania, drugą subtelność.

Podsumowując, całkowicie zgodziłbym się z Red. Terlikowskim, że droga ekumenizmu i dialogu nie powinna unikać „mocnych pytań, poklepywania się i udawania, że w istocie różnice między nami są nieistotne”. Powyższe przykłady akceptowanych w kościele postaw i nauk ukazują, że twarde, trudne pytania są nie do uniknięcia. Mówiąc o szczerej debacie warto uczciwie dostrzec pewne problemy zamiast je zbywać z pełnym samozadowolenia stwierdzeniem: „A u was Murzynów biją".