"Wielu ubolewa nad stanem nowoczesnej rodziny. Konserwatyści wspominają przeszłe czasy, kiedy rodzina wciąż zajmowała poczesne miejsce. Jesteśmy świadkami rosnącej liczby rozwodów, braku wspólnych posiłków, dzieci wychowywanych bez ojców, wieczorów spędzanych przed telewizorem zamiast na pogawędce, rodziny z dwoma pensjami i żadnym dzieckiem, powszechnej aborcji, związków homoseksualnych itp. Wobec tego wszystkiego nie dziwi nas podnoszony lament. Współczesność przyzwyczaiła nas do płaczu, który towarzyszy rozpadowi. Może jednak problemem nie jest rozpad nowoczesnej rodziny, ale nowoczesna rodzina jako taka.
Zbyt często zapominamy, że w świecie, w którym spotykamy zarówno dobro, jak i zło, czasowniki przechodnie nie zawsze oznaczają cnotę. Nie wystarczy powiedzieć, że człowiek kocha – chcemy wiedzieć, co kocha. Jeśli ktoś jest tolerancyjny, to nie sposób stwierdzić, czy to dobrze, czy źle, dopóki nie dowiemy się, co toleruje. To samo dotyczy słowa „konserwować”. Dlatego z tego, że ktoś nazywa się konserwatystą, nie wynika jeszcze, co chce „konserwować”. Na własne oczy widzieliśmy twardogłowych komunistów próbujących utrwalić Związek Radziecki, fanatycznych muzułmanów dążących do zachowania tradycyjnych zwyczajów islamskich i amerykańskich prawicowców konserwujących bogate dziedzictwo „Ozzie i Harriet”. Samo słowo „konserwatywny” niewiele mówi.
Obecnie dużo osób zatroskanych przyszłością nowoczesnej rodziny okazuje zainteresowanie zachowaniem i utrwaleniem modelu rodziny zgodnie z tym, co widzieliśmy zanim ujrzeliśmy plajtę eksperymentu społecznego opartego na nowożytnej filozofii. Innymi słowy, nie chcemy wypić piwa, które naważyliśmy, a które sprawia, że czujemy się nieprzyjemnie w obecnej sytuacji".
Douglas Wilson