Jest wielu religijnych ludzi, którzy uwielbiają religijne kłótnie. Działalność większości z nich z zasady prowadzi do egoizmu, pogardy, kłótni, podziałów. Sensem ich istnienia, paliwem ich "sukcesu" jest istnienie tych innych.
Dobrą ilustracją jest polityka: gdyby nie było PiSu wówczas PO miałoby zapewne o połowę mniejsze poparcie. Paliwem ich sukcesu jest istnienie PiS. Bez PiSu jako straszaka i prezesa tej partii jako obiektu krytyki - PO nie ma w zasadzie wiele do zaoferowania w debacie publicznej. Jednak podobnie jest w drugą stronę. Gdyby nie komuniści, lewica, PO – PiS nie miałby tematów do dyskusji i sam straciłby sens istnienia.
Ten schemat niestety jest również zauważalny w religii. Sensem dla wielu i główną treścią ich poselstwa są błędy i grzechy innych wspólnot, ludzi (wierzących lub niewierzących). Czy kiedy (jako chrześcijanie) czytamy Biblię to bardziej widzimy w niej zwierciadło ukazujące nasze niedoskonałości czy akt oskarżenia wobec innych - tych (ponoć) gorszych od nas? Czy jeśli (jako osoba niewierząca) krytykujesz treść wiary lub moralność chrześcijan zrobiłeś kiedykolwiek rachunek własnego sumienia? Jeśli tak to znaczy, że (może podświadomie) wierzysz, że pod kimś odpowiadasz. Jeśli zaś w to nie wierzysz, że nie zachowuj się tak jakbyś uważał, że inni przed kimś odpowiadają (wytykając im błędy i grzechy).