1 września br. ruszyła w Sopocie Chrześcijańska Szkoła Montessori. Jako pastor, pedagog i rodzic edukujący domowo własne dzieci jestem od kilku lat żywo zainteresowany inicjatywą szkoły chrześcijańskiej w trójmieście. Osobiście znam osoby ją tworzące i wierzę, że powstanie szkoły jest odpowiedzią na moje oraz innych chrześcijan modlitwy.
Cieszę się z inicjatywy osób odpowiedzialnych za prowadzenie tej placówki, z ich zapału oraz dojrzałego zrozumienia czym jest edukacja chrześcijańska. Z pewnością pod tym kątem sopocka szkoła jest najlepszą ofertą edukacyjną w trójmieście (obok edukacji domowej) dla rodziców chcących edukować dzieci z chrześcijańskiej perspektywy. Na ten temat mogę pisać w samych superlatywach i całym sobą rekomendować tą szkołę.
Jedynym „ale”, które powoduje zakłopotanie wśród chrześcijan pytających mnie o niniejszą placówkę edukacyjną jest fakt, iż nie jest to szkoła "w pełni chrześcijańska” (pod względem metodyki). Jest to w jednakowym stopniu szkoła o profilu „Montessori”. Oznacza to, że sposób prowadzenia zajęć, wystrój sali, metodyka nauczania, rola nauczyciela, filozofia szkoły wynikają z założeń pedagogicznych Marii Montessori – przedstawicielki nurtu, który pojawił się w pedagogice na przełomie XIX i XX - zwanego "nowym wychowaniem". Swoje założenia teoretyczne realizowała w tzw. "domach dziecięcych" (pierwszy powstał w 1907 r.).
Kilka założeń teoretycznych nurtu „nowego wychowania”:
· Wychowanie powinno być dostosowane do naturalnego rozwoju dziecka
· Dziecko powinno uczyć się wtedy, gdy poczuje potrzebę zdobywania wiedzy
· Nauczyciel ma stwarzać warunki do rozwoju potrzeb poznawczych i moralnych dzieci
· Nauczanie powinno być zindywidualizowane
· Szkoły mają pobudzać aktywność dziecka
· Ocena prac indywidualnych i zbiorowych, oraz testy pomiaru uzdolnień, zamiast egzaminów
· Udział uczniów w planowaniu programu
· Nie przywiązywanie znaczenia do nagród i kar zewnętrznych, a poleganie na wewnętrznej motywacji dziecka
· Położenie nacisku na kooperację i pracę zespołową
· Pobudzanie twórczej ekspresji i odpowiednie zaplecze szkolne: zabawki, książki, przybory do rysowania itp.
Metoda Montessori jest w Polsce coraz popularniejsza. Powstaje coraz więcej przedszkoli uczących wedle jej założeń i filozofii. W samej metodzie jest wiele założeń, z którymi jako chrześcijanie powinniśmy się zgodzić, choć wynikają one z innych niż u nas (chrześcijan) podstaw. Np. dziecko uczy się najefektywniej w sytuacji, kiedy zajmuje się problematyką, która go w danym momencie interesuje; dzieci w tym samym wieku znajdują się często na różnych poziomach rozwoju i ich rozwój odbywa się w sposób niepowtarzalny; optymalną grupę do pracy stanowi grupa mieszana wiekowo; jest to także naturalny rodzaj społeczności , jaki spotykamy w rodzinie czy w pracy. Nigdzie w "naturze" nie występują grupy jednolite wiekowo.
Jednak w czystej postaci metoda Montessori z chrześcijańskiego punktu widzenia nie jest optymalna i nie powinna stanowić rdzenia edukacyjnego. Może okazać się ciekawa jednie jako źródło zapożyczeń pewnych pomysłów edukacyjnych. Dlaczego jestem sceptyczny, a nawet przeciwny przejmowaniu metody Montessori jako kompleksowej idei edukacyjnej, całościowego spojrzenia na proces uczenia (i określania szkoły jako „Chrześcijańskiej Szkoły Montessori”)?
Cała pedagogiczna ideologia przedstawicielki nurtu „nowego wychowania” wpisuje się w niechrześcijańską filozofię "pajdocentryzmu", w której centralne miejsce zajmuje dziecko (jego zdolności, wola, charakter itp.). Wedle tego podejścia wychowanie polega na stwarzaniu dziecku możliwości nieskrępowanego wyrażania własnych (naturalnych, wrodzonych) zdolności oraz zapewnienie swobodnego rozwoju. Nauczyciel jednie podąża za zainteresowaniami i pasjami uczniów.
Polega to m.in. na tym, że pozwala się dziecku samodzielnie wybierać rodzaj wykonywanej pracy, jej czas, miejsce i współtowarzyszy. Nauczyciel jest "organizatorem" warunków tych swobodnych wyborów i powinien unikać narzucania dziecku własnego zdania ponieważ to blokuje drzemiące w dziecku możliwości. W odniesieniu do obowiązków domowych Maria Montessori twierdziła, że należy pozostawić dziecku granicę, dużą swobodę w czynnościach związanych z życiem rodzinnym i codziennym.
Oznacza to, że teoretyczne podstawy tej metody rozmijają się z biblijnym nauczaniem na temat:
- antropologii (skutków grzechu w człowieku) ponieważ zakłada się, że dziecko jest z natury dobre
- roli autorytetów (rodzina, nauczyciele, kościół, pracodawcy, osoby starsze) ponieważ to dziecko staje w centrum procesu nauczania
- społecznych uwarunkowań (promuje zbytni indywidualizm i skoncentrowanie na sobie)
Dziecko uczone od młodego wieku, że najważniejsze są jego potrzeby, jego samorozwój, jego wybór, dostosowanie (nauczycieli, rodziców) do jego oczekiwań w zderzeniu z życiem w realnym świecie w pewnym momencie mogą boleśnie odkryć, że funkcjonuje on zupełnie inaczej niż zostały nauczone w montessoriańskich placówkach. To zaś może odbić się ze szkodą dla nich samych, dla ich najbliższego otoczenia i wspólnot, w których będą musiały się nauczyć funkcjonować jako jego część, a nie centrum.
Dlatego moja reakcja na powstanie sopockiej Chrześcijańskiej Szkoły Montessori jest dwojaka:
1. Chwała Bogu za powstanie chrześcijańskiej placówki w trójmieście! Niech Bóg błogosławi wysiłkom jej twórców.
2. Zachęcałbym pomysłodawców i dyrekcję szkoły aby metoda Montessori (obok paru innych) była źródłem zapożyczeń kilku ciekawych pomysłów edukacyjnych, nie zaś całościową filozofią określającą profil szkoły do tego stopnia, że stała się ona „szkołą Montessori”.