Ktoś zapytał mnie czy ateista może być człowiekiem moralnym. Odpowiedź na to pytanie zależy od definicji, które przyjmiemy: definicji tego czym jest ateizm oraz czym jest moralność. Ateizmem zajmowałem się nie raz na tym blogu. Przejdźmy więc do moralności.
Zanim przejdę do definicji tego pojęcia warto poruszyć bardziej fundamentalną kwestię. Definiować mianowicie możemy coś o czym wiemy lub mniemamy, że istnieje. Przykładowo ludzie wierzą w istnienie Boga i próbują Go na różne sposoby definiować. Jednak punktem wyjścia jest ich przekonanie, że ktoś taki istnieje! Podobnie rzecz się ma z moralnością. Próbujemy ją definiować, ale najpierw zakładamy, że coś takiego istnieje.
Pytanie, które zadałbym ateiście jest następujące: skąd przypuszczenie, wiara, pewność, że istnieje coś takiego jak moralność? Ateista najczęściej przyjmuje rzeczywistość w oparciu o własne zmysły. Można by więc zapytać: czy więc widział coś takiego jak moralność? Dotknął jej? Zasmakował? Zbadał w naukowy sposób, że coś takiego obiektywnie istnieje? Nie sądzę. Mimo to używa jednak tego pojęcia tak jakby jego istnienie i zakres znaczeniowy były czymś oczywistym! Używa tego pojęcia mimo iż na własnych założeniach w żaden sposób nie jest w stanie wskazać na przyczynę, dla której w jego słownictwie takie słowo występuje! Musi zapożyczyć, ale już spoza swojego systemu myślowego założenie, że istnieje moralność będąca miarą, standardem oceny zachowań ludzi. Musi także zapożyczyć spoza swojego systemu jej definicję.
Pamiętajmy, że chcemy tu zdefiniować coś: niematerialnego, coś co istnieje poza nami, a więc niezależnie od nas, coś co jest uniwersalne, obiektywne. Nie mówimy przecież o innej moralności dla Hiltera, innej dla Bin Ladena, a innej dla Jana Nowaka. Jeśli jakiś czyn lub człowieka opisujemy jako „niemoralny” – odnosimy się do pewnego standardu będącego standardem dla wszystkich kultur i dla całej historii. Zatem kluczowe pytanie brzmi: jak ateista zbadał, jak dowiedział się, że coś takiego istnieje? I po drugie: w jaki sposób dowiedział się co obiektywnie wchodzi w zakres tego pojęcia?
Oczywiście nawet bez udzielonej odpowiedzi na te pytania ateizm posługuje się terminem moralności. Jednak robi to na zasadzie zapożyczenia z innego systemu światopoglądowego. Zatem ateizm używa argumentów przeciwko Bogu posługując się Jego narzędziami: logiką, gramatyką, prawami, które stworzył. Używając przykładu chrześcijańskiego filozofa Corneliusa Van Tila - jest jak córka, która musi wejść na kolana ojca aby móc uderzyć go w policzek. Bez nich jest zupełnie bezradna.
Oznacza to, że ateista mimowolnie musi założyć prawdziwość chrześcijańskiego światopoglądu aby móc korzystać z pojęć takich jak moralność, dobro, sprawiedliwość, wewnętrzna niespójność, okrucieństwo, zło, prawo grawitacji, przyśpieszenie ziemskie, sumienie, godność kobiet, prawa człowieka. Musi założyć, że jakaś ściśle określona treść wchodzi w zakres tych pojęć!
Ponadto zauważmy, że moralność odnosimy do oceny działań ludzkich. Nie mówimy przykładowo, że lis, który zakradł się do kurnika i zagryzł trzy kury zachował się "niemoralnie". Niemoralnym zaś ocenimy działanie człowieka, który ukradł swojemu sąsiadowi z kurnika trzy kurczaczki. Za takim językiem stoi pewne założenie filozoficzne: że człowiek jest istotą innego rodzaju niż lis, że jakościowo między nim, a najwyżej rozwiniętym zwierzęciem istnieje przepaść aksjologiczna. Pytanie: skąd w ateizmie to założenie? Jakie znaczenie ma to co jedna kupa pierwiastków chemicznych napędzana reakcjami chemicznymi w górnej części ciała robi drugiej kupie białka - a do tego właśnie sprowadza się w konsekwentnym ateizmie spojrzenie na człowieka?
Zatem w filozoficznym ateizmie, który mówi, że świat jest materią w ruchu napędzaną w przypadkowy, bezosobowy, ślepy sposób, a człowiek jest zwierzęcą formą napędzaną reakcjami chemicznymi w mózgu – nie ma żadnego miejsca na istnienie czegoś takiego jak moralność!
Oczywiście ateiści są żywo zainteresowani moralnością, posługują się tym terminem, a nawet odnoszą to słowo do swojego lub innych zachowania. Potrafią nawet bezgranicznie zaufać Wikipedii, że coś takiego istnieje i przyjąć bez żadnego zawahania jej definicję. Oczywiście robią to wbrew swoim założeniom.