Samo pytanie może sugerować, że akurat chrześcijanin może mieć problem z byciem człowiekiem racjonalnym. Oczywiście nic dziwnego, że pytania – jak powyższe – są niekiedy formułowane ponieważ wielokrotnie słyszeliśmy, że rozum i wiara nie idą ze sobą w parze, gdyż mówią o zupełnie innych rzeczywistościach. Rozum opisuje rzeczywistość sprawdzalną, mierzalną, weryfikowalną, zaś wiara udaje się w rejony niedostępne dla rozumu – subiektywnego doświadczenia, przypuszczeń, niesprawdzalnych obszarów. Innymi słowy: wiara jest odrzuceniem zasad rozumowania i ślepym przyjęciem nakazów wyższego autorytetu oraz zanurzeniem się w odmętach absurdu (D. Jones). Jest to dość powszechne mniemanie.
Niestety czasami sami chrześcijanie przyczyniają się do takiego spojrzenia na rozum i wiarę oddzielając w drastyczny sposób jedno od drugiego. Odrzucenie rozumu, strach przed rozumowaniem, argumentacją, nauką staje się znakiem firmowym wielu nurtów w chrześcijaństwie. Mówią o mocnej wierze, w rzeczywistości promują antyintelektualizm i irracjonalizm. Ze słowa "wiara" robi się obecnie coś, co nie jest niczym więcej jak tylko jakimś psychologicznym, czy socjologicznym zjawiskiem.
I dziś w taki sposób postrzegana jest relacja wiary i rozumu: właściwie jej brak. Wiara to bowiem ślepy skok w otchłań niepewności. Rozum zaś – zgodnie z oświeceniowym dogmatem - to jedyne narzędzie pewnego poznania rzeczywistości.
Oczywiście nie ma to nic wspólnego z biblijnym nauczaniem, które mówi, że wiara prowadzi do poprawnego rozumowania - jest punktem wyjścia dla poprawnej, racjonalnej interpretacji rzeczywistości bowiem w Chrystusie ukryte są wszelkie skarby mądrości i poznania (Kolosan 2:3).