Słowo „dyskryminacja” stało się modne we wszelkiej maści ideologicznej dyskusji jako narzędzie walki z poglądami adwersarzy. We współczesnym słowniku posiada zdecydowanie pejoratywny (negatywny) wydźwięk. Na ogół oznacza wykluczenie, odebranie komuś praw, które mu się należą. Pytanie jednak dotyczy standardu wedle którego określamy co komu się należy. Czy osobie z niższymi umiejętnościami i mniejszą skutecznością należy się równa płaca? Czy osobie, która nie chce pracować należy się wyżywienie i bezpłatna opieka zdrowotna? Czy zwolennikom poligamii należy się równe prawo do zawierania wielożennych małżeństw co zwolennikom monogamii? Czy 15 latek ma prawo do posiadania prawa jazdy? itp.
Chrześcijanie powinni być ludźmi myślącymi, co oznacza, że nie musimy w bezrefleksyjny sposób dawać sobie narzucać współczesnych definicji, tym bardziej, że nie noszą na sobie znamion natchnienia czy nieomylności. Dyskryminacja bowiem jest... nieunikniona kiedy mówimy o pewnych istniejących w świecie rozróżnieniach. Pytanie dotyczy jednak standardów wedle których dokonujemy rozróżnień oraz mechanizmów, z których chcemy korzystać by zapobiegać złym formom dyskryminacji.
Załóżmy, że żyjemy w wolnym kraju (w którym "socjalizm" jest pojęciem nieznanym). Kiedy na drzwiach sklepu widnieje ogłoszenie: przyjmę do pracy studentkę – jest to forma dyskryminacji nie studiujących kobiet oraz wszystkich mężczyzn poprzez sam fakt kim są. Jeśli w internetowym ogłoszeniu widnieje informacja, że firma zatrudni osobę znającą język niemiecki – jest to forma dyskryminacji wszystkich, którzy tego języka nie znają poprzez sam fakt w jaki sposób się nie komunikują. Kiedy „świadek Jehowy” przyjmuje do pracy „świadka Jehowy” tylko w powodu tego, że chodzi do tego samego zboru dyskryminuje w ten sposób wyznawcę każdej innej religii z powodu tego w co wierzy.
Czy powyższe przykłady opisują sytuacje dyskryminacji? Sądzę, że tak. Nie jest to jednak grzeszna dyskryminacja. Całkiem możliwie, że zatrudnienie studentki, osoby znającej niemiecki czy „świadka Jehowy” przyniesie firmie stratę. To jednak w żadnym razie nie odbiera prawa ich właścicielom do zatrudniania osób, które wedle ich subiektywnych ocen i preferencji uznają za najodpowiedniejsze.
Każdy z nas ma prawo poczynić dyskryminujące postanowienie, że nie zamierza robić zakupów w takim czy innym sklepie z powodu: sposobu komunikowania się sprzedawcy, czasu trwania obsługi czy walorów estetycznych wystawy sklepowej. Każdy z nas ma prawo poczynić dyskryminujące postanowienie, że nie zamierza wpuścić do swojego domu kolędującego księdza (tylko dlatego kim jest i w co wierzy) lub zrobić na swojej posiadłości podjazdu na wózek dla osób niepełnosprawnych.
Istnieje jednak inny - grzeszny rodzaj dyskryminacji. Trzymajmy się nadal założenia, że żyjemy w wolnym kraju. Przykładowo jeśli ciemnoskóry obywatel otwiera restaurację, która nie obsługuje Azjatów (jedynie z powodu koloru skóry lub narodowości) – sądzę, że ma prawo ustalać zasady (nawet grzeszne) rządzące jego własnością. Jednocześnie w całkowicie legalny i słuszny sposób jego kościół może go ekskomunikować (co nawet powinien zrobić jeśli ów człowiek nie chce się nawrócić z grzechu rasizmu).
Kościół ma prawo nie tylko ekskomunikować rasistów, ale i odsuwać od pełnienia odpowiedzialności za jakąkolwiek służbę np. osoby chciwe lub niestałe. Oczywiście może to być odebrane jako dyskryminacja („dlaczego on może, a ja nie?”). Będzie to jednak dyskryminacja słuszna i wskazana.
Jesteśmy w stanie przezwyciężać bezbożne dyskryminacje tylko wówczas gdy mamy prawo do stosowania pożądanych dyskryminacji. Tendencja w nowoczesnych demokracjach jest jednak taka, że „walka z dyskryminacją” staje się wyłącznie odpowiedzialnością państwa (a nie obywateli). Ponadto poprzez zacieranie różnicy między złą, a dobrą dyskryminacją często narzuca się obywatelom zasady w miejscach, które są ich własnością! Pamiętacie zapewne niedawną ustawę sejmową o zakazie palenia w miejscach publicznych. Problemem nie jest sam zakaz palenia. Problemem jest kto i gdzie go ustanowił. Gdyby uczynił to właściciel restauracji – miałby do tego pełne prawo. Czy byłaby to dyskryminacja palaczy? Oczywiście! Jednakże byłaby to dyskryminacja dokonana przez osobę, która ma prawo do jej stosowania. Zgadzając się na to aby państwo w naszych posiadłościach dokonywało tego typu dyskryminacji – rezygnujemy z wolności, do której jesteśmy przecież powołani (w wymiarze duchowym i fizycznym). Rezultat jest taki, że krok po kroku tracimy nasze indywidualne prawo do „dyskryminacji” czegokolwiek, choćby zła.